Moje szóste Celebration właśnie minęło półmetek. Od 2007 wiele się zmieniło, mamy nowe filmy, na które czekamy (a przynajmniej ja czekam), mamy nowe książki i komiksy, które totalnie mnie nie interesują, oraz mamy „Gwiezdne Wojny” w różnej postaci, także tej najbardziej filmowej, widzianej oczyma twórców, oraz tej rozrywkowej. To powoduje, że inaczej wybieram punkty programu. Tak więc wczoraj zrezygnowałem ze spotkania z Ianem McDiarmidem, bo choć jest on bardzo fajny, jednak powtarza te same anegdotki, przez to szkoda mi na niego czasu. O nowych filmach wiele nie mówią, rzeczy około kanonowe wypadły wszystkie jak leci z mojej listy, więc zaczynam się trochę nudzić na Celebration. Ciekawe uczucie, gdy ma się 3 godziny do panelu i nie wiadomo na co iść, albo co właściwie zrobić. Trochę można się powłóczyć, ale choć centrum konwentowe w Anaheim jest ogromne i całego Exhibit Hall nie obejrzałem, to już chyba tego nie ogarnę. Ale i tam można znaleźć prawdziwe perełki, dziś na ten przykład na jednym ze stoisk sprzedawali oryginalne (jak twierdzą) rysunki z seriali „Ewoks” i „Droids”. Sto dolarów za jeden. Gdybym jeszcze miał pomysł jak to przewieźć, może bym się skusił a tak, obszedłem się smakiem.
Plan na dziś mi się właściwie kompletnie rozsypał. Najważniejszymi punktami programu były dla mnie spotkanie z Carrie Fisher i Zemsta w 3D. Niestety tego drugiego się nie udało zrobić. Chciałem też pójść na panel o Battlefroncie, ale zanim dotarłem na miejsce już się rozpoczął i nie wpuszczali do środka. Cóż, tego nie żałuję, bo jakoś specjalnie mi nie zależało. Jeszcze jest stoisko gdzie puszczają gameplay z Battlefronta, może jak kiedyś kolejka nie będzie straszliwa to uda mi się to zobaczyć.
Za to dziś zrobiłem coś, co nawet jak na różne niekonwencjonalne sposoby kolejkowe na Celebration jest ewenementem. Idąc na Battlefronta odpuściłem sobie Raya Parka. Potem była taka kolejka, że mi się nie chciało w niej stać (widziałem Raya w Londynie). Więc poszedłem sobie ją zobaczyć. Ominąłem całą kolejkę idąc bokiem, przechodząc obok ludzi pilnujących i wszedłem do środka zanim zaczęli wpuszczać ludzi. Wszedłem głównym wejściem, potem rzucił się za mną taki tłum, że się wtopiłem i siedziałem sobie w trzecim rzędzie. Fajnie. A Ray i James Arnold Taylor to dobre połączenie, zabawnie było i cieszę się, że wylądowałem na tym, a nie na Battlefroncie. Ciekawe, czy gdybym próbował to zrobić specjalnie to by się udało. Pewnie nie.
Potem była Carrie. Tu również z kolejką się udało, ale już bez takiego ordynarnego chamstwa wobec uczciwych kolejkowiczów. Choć handicap kolejkowy był. Carrie jak zwykle zachwyca. Nie była trzeźwa, wyczyniała różne dziwne rzeczy, lizała się z psem, a potem całowała z jednym fanem. Ale Carrie świetnie się słucha i ogląda.
Kolejny panel to spotkanie z Dennisem Murenem, który opowiadał o zdjęciach z efektów specjalnych w kosmosie z ROTJ. Tym razem było bardzo ciekawie i dla mnie to był dziś jedyny panel tematyczny – świetny merytorycznie, ale nie rozrywkowy.
Potem był problem z ROTSem. Mniej więcej byłem godzinę przed premierą i już wtedy okazało się, że obie sale kolejkowe są pełne. Normalnie w kolejce miejsca dla mnie by nie było, ale największy problem polegał na tym, że również nie wszystkich ludzi z drugiej sali wpuszczono. Przed premierą puszczono zwiastun epizodu VII. Gdy film się zaczął i nie wyglądało to dobrze, poszliśmy na Anthony’ego Danielsa. Co prawda nie od początku, ale za to załapaliśmy się na kolejny panel rozrywkowy.
Tak dziś wygląda więc Celebration, przynajmniej dla mnie. Z czasem sztuka wyboru staje się prostsza. Grunt, że ta impreza nadal bawi i każdy znajdzie tu sobie coś fajnego.