Chciałym żeby od tego momentu fabuła była trochę bardziej ciągła. np. żeby zaczęli współpracować z tym senatorem który ciągle się pojawia.

Bardzo dobrze zrealizowany odcinek. Ciągłość fabularna czyni cuda.

Absolutnie przekozacki, fenomenalny odcinek. Właściwie nie mam nic więcej do dodania . Pamiętam jak Filoni na początku TCW mówił, że każdy odcinek to minifilm - i to jest jeden z takich epizodów, który faktycznie tak się oglądało. Fajny pojedynek, walki w kosmosie, a Ezra w końcu dotyka ciemnej strony. I to niekontrolowane wyjście z nadprzestrzeni - po raz pierwszy poczułam klimat OT, bo wyobraziłam sobie, że tak to mogłoby wyglądać w filmie. Żeby jeszcze wprowadzili trochę więcej modeli (choć tu już formacje TIE wyglądały lepiej) i usunęli "wypełniaczowe" odcinki, a byłoby idealnie .

I cóż, chyba możemy się spodziewać kim jest Fulcrum (a może wstawienie tego konkretnego typu statku to tylko zmyłka?). I bardzo chcę wiedzieć co takiego Tseebo powiedział o rodzicach Ezry. Ale chyba zapowiada się przerwa w emisji.

Całkiem fajny odcinek Poważniejszy taki

Szkoda że przerwa aż do stycznia

Odcinek świetny. Tak jak napisał wcześniej Stele - ciągłość fabularna naprawdę dużo daje, można bez zbędnego pośpiechu, ciekawie zrealizować historię. Jeżeli serial pójdzie w tym kierunku - będzie naprawdę dobrze. Na plus cały czas wypadają relacje Kanana z Ezrą - jak na animowany serial są dla mnie zaskakująco... naturalne, w porównaniu choćby z filmowymi relacjami Obi - Anakin. Fakt, że Kanan sam jest nie do końca wyszkolonym Jedi, błądzącym trochę po omacku w szkoleniu Ezry sporo tej relacji dodaje. Żadnych pompatycznych, dżedajowskich gadek o ciemnej stronie, a zamiast nich taka zwykła troska o ucznia to chyba największa zaleta tego odcinka.

Czysta rewelacja. Chyba najlepszy odcinek do tej pory! The Force Unleashed wymieszane z Oryginalną Trylogią - podobało mi się bardzo! Ciarki i wzruszenie dostarczone w 22 minutach... kto by się spodziewał, że to możliwe?

Lucasfilm zaskakuje, a Rebels wymiata

No proszę, byłem bardzo sceptycznie nastawiony do Rebelsów, a tu miła niespodzianka (prawdopodobnie właśnie przez moje podejście do tego serialu ). Oglądałem ledwie kilka odcinków, ale chyba będzie to takie moje gulity pleasure, bo w dwóch ostatnich odcinkach było wszystko czego wymagam od Star Wars. Myślę, że nawet odważę się na obejrzenie reszty odcinków, bo do tej pory oglądałem wybiórczo, patrząc na opinie ludzi, więc dziękuję za nieświadome przekonanie mnie

Kiedy. Bo w stanach za tydzień(lub dwa) następny,a u nas cisza.

Moim zdaniem najlepszy odcinek Rebelsów, jaki dotychczas powstał. Rozdzielenie fabuły na dwa odcinki okazało się znacznie lepszym rozwiązaniem, niż ciągłe otrzymywanie odcinków jednowątkowych, w których przeskakiwaliśmy z jednej planety do drugiej. Strzelanina w kosmosie - fajna scena, chociaż też, tak jak niektórzy, nie przypuszczałem, że jak coś sobie "wypadnie" z nadprzestrzeni, to uchowa się w nietkniętym stanie. Relacja między Ezrą a Kananem - świetnie pokazana. Zupełnie, jak relacja pomiędzy ojcem a synem. No i doczekałem się kolejnej walki pomiędzy Kananem a Inkwizytorem, która naprawdę trzymała w napięciu, a Ezra skosztował troszkę Ciemnej Strony. Co tu dużo mówić? Świetny odcinek, który dostarczył mi lekkiej dawki adrenaliny. Więcej takich odcinków chciałbym zobaczyć.

-Mało Hery i Sabine
-Fabuła przewidywalna
-Kolejny raz używają lokacji z poprzednich odcinków
-Pół sezonu za nami, a tu nadal brak jakiegoś wątku przewodniego
-O rodzicach Ezry też w sumie nic nie powiedziano.
-A pojedynek z Inkwizytorem wyglądał słabo, kompletnie nie mieli na niego pomysłu (tak jak na pojedynki w TCW).

Serial robi się co raz słabszy. Potencjał postaci był tak spory, a oni go marnują.