-Baśnie rządzą się określonymi prawami i tak jak eposy mają swoje zasady. Gwiezdne Wojny to historia baśniowa, Space Opera, czy jak kto woli. Oryginalny duch i zamysł tej historii to właśnie historia o odkupieniu.
Czyli jeszcze raz powtarzam. Odkupienie miało już miejsce. Koniec baśni. To, że coś jest fikcją nie oznacza, że musi być kompletnie bez sensu.
Moim argumentem jest to, że po 10-ciu / 30-stu latach po "Odkupieniu" ciało Luke`a się zestarzało, ale umysł (według Twojej koncepcji) przestał się rozwijać i pozostał na etapie ROTJ.
Ja rozumiem, że SW operuje takimi abstraktami jak np. Dobro i Zło, co powoduje pewne uproszczenie wielu rzeczy. Ale to nie znaczy, że nie ma w nim miejsca na głębsze spojrzenie na postacie czy fabułę (co udowadniają obie trylogie).
Baśnie rządzą się określonymi prawami i tak jak eposy mają swoje zasady
Zapominasz tylko, że filmy również rządzą się swoimi prawami. A przemiany bohatera to chleb powszedni scenariuszy filmowych.
Oglądnij jakąkolwiek bajkę (może być Disney`a) i jej kontynuację. Bajka kończy się zwykle zdaniem (mniej lub bardziej wprost wyartykułowanym) "I żyli długo i szczęśliwie", po czym w kontynuacji "szczęśliwi" małżonkowie są rozwiedzeni, kumple są poróżnieni, bohaterowie się postarzali... etc.
A przecież w pierwszej części przeszli próbę ostateczną, wygrali wszystko co było do wygrania i zaszły w nich głębokie przemiany, które określiły ich na całe (wydawałoby się) życie.
Podam Ci prosty przykład. Bierzesz do ręki Biblię (także historię o odkupieniu), czytasz, że Jezus zmarł na krzyżu za grzechy ludzi, potem zmartwychwstał i ostatecznie trafił do nieba, a kilka lat później wychodzi Biblia II, gdzie Jezus przybija sztamę z Diabłem i zaczyna siać pożogę swoim monster truckiem płaszcząc przechodniów na naleśniki w XXI wieku...
Nie chcę obrażać ludzi wierzących, ale Biblia jest kompletnym stekiem bzdur (jak zresztą każdy tekst religijny). I co więcej to co opisujesz ma w niej miejsce (i to wielokrotnie).
Pierwszy z brzegu przykład:
Poczytaj sobie Stary Testament. Bóg Jahwe jest psychopatą, okrutnikiem i tyranem. Kara ludzi za najgłupsze uczynki (jak np. odwrócenie wzroku) czy wymaga od swoich wyznawców ślepego posłuszeństwa, które przekracza granice zdrowego rozsądku (np. wymaganie od Abrahama, by zabił własne dziecko)
Tymczasem w Nowym Testamencie zmysły mu wracają (może nie do końca, ale w jakimś tam zakresie) i staje się bardziej wyciszonym pełnym empatii tatusiem.
To tak jakby wrócił z Ciemnej strony na jasną i to bez jakiegokolwiek sensownego wyjaśnienia.
Nie na darmo mówi się, że bóg Starotestamentowy to zupełnie inny bóg od Nowotestamentowego.
Widocznie nie zrozumiałeś zdania "Powrót Jedi to ostateczny triumf Skywalker`a nad ciemną stroną mocy." - chodzi o triumf Skywalker`a nad własną ciemną stroną mocy. On już był kuszony w Epizodzie V przez własnego Ojca, on już był kuszony w Epizodzie VI przez Ojca i przez Imperatora... naprawdę... kolejne wątki w tym kierunku będą nie tylko wtórne ale zniszczą doniosłość Epizodu VI i jego wydźwięk.
To jest coś na czym się zafiksowałeś i nie bardzo możesz albo nie chcesz spojrzeć szerzej. Skąd pomysł, że człowiek przechodzi jedną próbę i po jej przejściu nie tylko nie będzie kolejnych prób, ale także osoba, która przeszłą jeden rodzaj próby nabywa jakąś tajemniczą odporność na inne rodzaje prób?
Nie tylko nie ma w tym nic wtórnego, ale wręcz byłoby to nienormalne gdyby Luke nie był kuszony przez CSM i nie miał kompletnie żadnych wątpliwości. Zresztą Anakin przechodził prze wiele prób. Jednym podołał, innym nie. I jakoś nie zyskał odporności na kolejne próby.
Rozumiem, że wiele osób ma gdzieś co się stanie ze starymi Gwiezdnymi Wojnami i chce po prostu czegokolwiek, nawet ze zmutowaną armią klonów Jar Jara, byle tylko mieć nowe figurki, zestawy z Mc`a, czy móc iść do kina i się ślinić na czymkolwiek by to nie było...
Ja na pewno nie zaliczam się do fanów o których piszesz. Stara Trylogia to dla mnie grupa najważniejszy filmów w historii kina i najbardziej wartościowa część uniwersum SW.
ale nie spodziewaj się od fanów przyzwyczajonych do pewnych tradycji i pewnych odczytań np. Starej Trylogii zachwytów nad koncepcjami, które całe stare doświadczenie z oglądania filmów niszczą.
To nie jest kwestia "przyzwyczajenia do pewnych tradycji" tylko zafiksowania się na jakimś wyobrażeniu świata SW opartym na swoim światopoglądzie. To nie jest pierwszy raz kiedy się z taką postawą spotykam.
Kilka przykładów z mojego życia:
1. Pierwszą podobną rozmowę odbyłem w latach 90-tych ubiegłego wieku. Chodziło o ewoki. Według wielu fanów "przyzwyczajonych do pewnych tradycji i pewnych odczytań pierwszych dwóch filmów" uznało ewoki za niszczycieli całej trylogii. Argumenta użyte w tej dyskusji były dziwnie podobne do używanych przez Ciebie.
2. Kolejna dotyczyła Nowej trylogii. Fani "przyzwyczajeni do pewnych tradycji i pewnych odczytań np. Starej Trylogii" odrzucili drugą trylogię jako nie Star Wars. Argumenty bardzo podobne
3. Kolejna dyskusja. Clone Wars Genndy Tartakovsky`ego. Fani "przyzwyczajeni do pewnych tradycji i pewnych odczytań np. Starej Trylogii" nie mogli się pogodzić z powstaniem tego serialu. Argumenty identyczne (a tak naprawdę wielu z nich po latach przyznało, że zafiksowali się na kresce, tudzież na fakcie, że była to animacja, a nie film fabularny)
4. Nietrudno się domyślić, że kolejna fala dotyczyła serialu The Clone Wars.
5. A teraz Rebelsi i Trzecia Trylogia
To nie jest tak, że Ty bohatersko bronisz Starej Trylogii (tudzież jakiś wartości), a ja jestem głupi i przyjmuję wszystko co mi Papcio Lucas albo Disney podsuną pod nos.
To jest kwestia otwartości umysłu i zaakceptowania faktu, że ludzie się zmieniają. Bohaterowie upadają, czasami się podnoszą, czasami nie, ale na pewno nie trwają w miejscu.
Wyznacznikiem tego czy nowa trylogia będzie dobra czy nie, nie jest to czy Luke przejdzie na CSM (czy pozostanie przy JSM), czy będzie poddany kolejnym próbom (czy też nie), ale to w jaki sposób zostanie to wszystko fabularnie uzasadnione.