A więc co, czas nadrobić zaległości . Czas na drugi odcinek serialu. Pilot nie był zły, dawał nadzieje na to, że kiedyś będzie lepiej. Pierwszy odcinek właściwego serialu był już gorszy, bardzo mocno przeciętny. Liczyłem, że będzie lepiej. No ale cóż, zacznijmy od samego początku...
Początek odcinka to słaba scena, w której Ezra próbuje użyć Mocy, by podnieść jakąś miskę. Wydawało mu się, że się powiodło, tyle że po chwili odkrył, że to zasługa Choppera. To miało być zabawne, a wyszło jak zawsze w tym serialu, czyli żałośnie. Potem zaczął gonić droida i przez przypadek natknął się na Sabine, która... malowała... Zupełnie bez sensu... Czy to są Gwiezdne Wojny, czy co?!
Następnie wpadł do pokoju, który dzieli z Zebem. Czyli głupiego "humoru" ciąg dalszy. Ezra przypomniał mu o tym, że go niedawno uratował, dlatego też Zeb opanował się i wrócił do swojego łóżka. Ale to nie koniec sprzeczki pomiędzy nimi. W końcu dochodzi do tego, że Hera wyrzuca ich ze statku, by przynieśli... owoce. Owoce... Wszystko byłbym w stanie zrozumieć, ale... owoce? I o tym ma opowiadać ten odcinek? O wyprawie dwóch non stop sprzeczających się gości po owoce? Bez komentarza...
Potem Ezra napotyka przyjaciela swoich rodziców, od którego imperialne przygłupy chcą wykupić farmę. Potem Zeb i Ezra ponownie się sprzeczają, i ponownie chłopak wspominał jak to uratował życie temu drugiemu. Dzięki tej kłótni dwa przygłupy natrafiły na skrzynię pełną owoców, po które wysłała ich Hera. Próbują ją odkupić, ale dowiadują się, że należą do szturmowców. A zatem co? Wpadają na genialny plan jak odebrać owoce z rąk tych, którzy w tym serialu pełnią taką samą rolę jak droidy bojowe w TCW. Czyli totalnych kretynów. A jaki był ten genialny plan? Ano taki, że Ezra użyje Mocy. Tyle że... nie udaje mu się to... To się nie powiodło, a więc Zeb jak zwykle musiał dokopać matołom z Imperium.
Co potem? Nasi bohaterowie postanowili uciekać. Pomimo tego, że szturmowcy cały czas ich gonili i strzelali do nich to... hmm, nie zgadniecie, nie mogli w nich trafić! To jest szczyt wszystkiego, oddać tyle strzałów i chociaż raz nie trafić. To już droidy w TCW były mądrzejsze i bardziej skuteczne. A tak w ogóle, to szturmowcy ich gonili, a oni nadal się kłócili. Serio? Następnie Zeb i Ezra się rozdzielili. Ten pierwszy ukradł TIE`a i latał nim jak totalny debil, śmiejąc się przy tym cały czas i strzelając dookoła. Potem napotyka Ezrę, który ucieka przed imbecylami-szturmowcami. Ci oczywiście oddają mnóstwo strzałów, ale nie trafiają, coś nieprawdopodobnego. Później Zeb ratuje swojego kolegę. I co się dzieje wtedy? Oczywiście się kłócą i przez to mają cały kokpit w owocach...
Po ich przygodach chociaż na chwilę ich nie widzimy, cały czas kłócących się. Ale za to mamy tą artystkę, która maluje... To jest jakaś tragedia...
I wracamy do Zeba i Ezry, którzy cały czas lecą tym TIE`em. I nawet ta scena nieźle wyszła, kiedy to Ezra wyczuł, że muszą skręcić. Jeden z niewielu plusów odcinka...
Potem znowu widzimy Kanana grającego z Chopperem w dejarika. Plus, już drugi, kto by pomyślał, że jest już ich tak dużo. Następnie mamy rozmowę Hery z Kananem, a potem zgłaszają się dwa cymbały. Ta rozmowa była nawet niezła. Można było się choć raz uśmiechnąć .
A potem mamy imperialnych imbecyli na farmie przyjaciela rodziców Ezry, którego widzieliśmy na początku odcinka. Nasi bohaterowie akurat tamtędy przelatywali, więc zatrzymali się, żeby dokopać bezmózgim szturmowcom.
Oczywiście łatwo dali się nabrać, Ezra uwolnił ich, a potem... wyszli szturmowcy, którzy muszą chyba pójść do okulisty... Albo na leczenie, bo to jest chore, żeby oddać tyle strzałów, a i tak nic nie ustrzelić. Przy okazji młody padawan natrafia na owoce. Najpierw używa swojej procy, czy co to tam ma być, żeby pokonać wroga. To się nie powiodło, więc spróbował pokonać ich... owocami... I zgadnijcie, zrobił to... Pokonał dwóch szturmowców owocami... Trzymajcie mnie... Potem padło zdanie, które podsumowuje cały ten odcinek, jakże bezsensowny i żałosny, czyli szturmowiec pytający się: "Zrobiłeś to wszystko dla owoców?" Masakracja... Tak czy siak pokonał tego szturmowca i zwiał.
Potem kolejna głupia rozmowa Zeba i Ezry, nagle stają się najlepszymi przyjaciółmi.
Na sam koniec odcinka ponownie widzimy Sabine. Super artystka. Naprawdę, jestem pod wrażeniem...
Podsumowując, odcinek bardzo, bardzo, bardzo słaby. Mizerny, po prostu mizerny. Mało plusów, praktycznie w ogóle ich nie było. Największe to chyba takie, że gorzej być nie może i że zawsze jest nadzieja na lepsze odcinki w przyszłości. Prócz tego to może trzy mniejsze plusiki, czyli: Kanan i Chopper grający w dejarika, scena, w której Ezra i Zeb lecą TIE`em i wyczuwa, że muszą skręcić w bok, by się nie rozbić oraz rozmowa Zeba i Ezry z Kananem, w której choć raz się uśmiechnąłem. Minusów było zdecydowanie więcej, między innymi: sam pomysł na ten odcinek, jego bezsensowność, czyli szukanie owoców, ciągłe sprzeczki Zeba i Ezry, Sabine cały czas malująca, szturmowcy-imbecyle, zbyt wiele wątków w jednym odcinku, scena ratowania przyjaciół rodziców Ezry, latanie tym TIE`em, głupkowaty humor, głupie dialogi i można tak pisać, pisać i pisać w praktycznie nieskończoność. Zdecydowanie najsłabszy odcinek, na ponad połowę jakie do tej pory widziałem. A, zapomniałem jeszcze o tragicznej animacji. Głupi, infantylny odcinek.
Ocena odcinka: 3/10
Niech Moc będzie z Wami.