Jakiś czas temu miałam ambicje zmajstrować historię Wojen Mandaloriańskich z punktu widzenia Revana. Do tej pory zdążyłam napisać parę scen. Ze względu na brak czasu i inne przedsięwzięcia (m.in. Umowy część III ;] ), zmuszona jestem ten projekt na razie odłożyć. Zdecydowałam więc, że podzielę się jednym z fragmentów. Krótki, bo krótki, (i nieco wyrwany z kontekstu) ale jest. Jak się spodoba, to mogę spróbować wrzucić inny.
________________________________________________
Mimowolnie przystanął przed wejściem. Oparłszy się plecami o ścianę pochylił głowę i ostrożnie wyjrzał zza rogu. Revan stał na niewielkim podwyższeniu, naprzeciw tłumu istot odzianych w tradycyjne, brązowe szaty Jedi. Jego twarz skrywał cień kaptura, jednak uczucia i emocje obecne w wypowiedziach były aż nadto wyraźne, zwłaszcza dla słuchaczy wrażliwych na Moc. Kolejne zdanie wygłaszanej przemowy skwitował zdecydowanym machnięciem lewej ręki, tłum poruszył się niczym wzburzona powierzchnia jeziora i zaszumiał cicho dziesiątkami głosów. Malak cofnął się, odchyliwszy głowę w tył przymknął oczy.
-Wiecie, co dręczy niedobitków z Catharu? Kobiety i mężczyzn, którzy stracili wszystko w ogniu mandaloriańskich dział? Dzieci, którym koszmary rzezi nie pozwolą już nigdy spokojnie zasnąć? - głos Revana podniósł się niemal do krzyku.
Powietrze zadrżało od tłumionych szeptów. Tłum zafalował ponownie, szeleszcząc płaszczami.
-Wiecie, jak brzmiałoby ich pierwsze pytanie? -ciągnął Revan, gdy szepty nieco ucichły- „Gdzie byli Jedi?!” - warknął.
Przez moment w całej sali zapanowała nienaturalna cisza, szybko przerwana przez pomruki zgody i kilka głośnych okrzyków aprobaty. Revan skinął lekko głową, po czym uciszył wszystkich ruchem ręki.
-Czy obrońcy pokoju powinni stać bezczynnie, gdy wróg podbija kolejne planety? Patrzeć na masakrę wojsk Republiki, której przysięgali bronić? Czy musimy czekać z założonymi rękoma, aż mandaloriańskie wojska zapukają do drzwi Świątyni? Czy Jedi naprawdę upadli tak nisko?
Malak otworzył oczy, przejechał palcami po trzymanym w rękach datapadzie, będącym zeszłotygodniowym prezentem od Revana. Uniósł go powoli i po raz kolejny wbił wzrok w obraz na ekranie. W jedyne zdjęcie powierzchni płonącego Catharu dostępne w holonecie. Masakra całej cywilizacji, ujęta w kilkuzdaniową notatkę informacyjną, okraszoną małą fotografią. Zacisnął zęby, po czym szybkim ruchem ręki przeczesał włosy, odchrząknął cicho i wkroczył do sali.
-Rada popełnia błąd, nie pozwalając nam angażować się w działania wojenne. Ja nie będę przyglądał się walce o własną wolność, nie kiwnąwszy palcem. Pomogę naszym republikańskim sojusznikom jak tylko będę mógł, choćbym miał tę krucjatę podjąć w pojedynkę. -Revan wyprostował się dumnie.
-Myślisz, że pozwolę ci ruszyć na front samemu? - przerwał mu głos za plecami.
Malak jednym skokiem znalazł się na podium, uśmiechnął się szeroko, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. W tym momencie powietrze rozdarły dziesiątki entuzjastycznych głosów. Kilkunastu Jedi za przykładem Malaka wskoczyło na podwyższenie i otoczyło Revana, niewielka część zebranych dyskretnie opuściła salę. Pozostali poczęli głośno deklarować swe wsparcie dla przedsięwzięcia. Revan uśmiechnął się szeroko.
***
Wychodząc z sali zerknął przez ramię na tłum dyskutujących. Przymknął oczy, wychwytując ich emocje. Lojalność względem Republiki biorącą górę nad strachem przed reakcją Rady, ich rosnący entuzjazm, ciekawość i podniecenie. Uniósł wzrok na idącego obok Malaka i przesunął się ostrożnie, tak, że niemal zetknęli się ramionami.
-Dobra robota. - szepnął.
Malak mrugnął dyskretnie i uśmiechnął się. - Jasne, że tak. -zamruczał- Przecież uczę się od ciebie.