Miałem dzisiaj dziwaczny sen. Opisałem go od razu po przebudzeniu - zachęcam do opisywania tutaj własnych
Początek snu dość zwyczajny – korytarze uczelni, przyglądam się plakatowi. Zapowiada koncert na który właśnie się wybieram. Korytarze są puste, wyciągam sobie z plecaka pomelo które w środku wygląda jak arbuz a smakuje jak grejpfrut. Nie dziwi mnie to, jem.
Kolejna stopklatka – korytarz pełen ludzi. Dalej jem te przedziwne pomelo. Gadam z chłopakami z mojego roku. Lubię mnie, lgną do mnie. Ja ich nie lubię, męczy mnie ich towarzystwo ale oni prześcigują się w mówieniu do mnie, tak jakby każdy chciał być tym którego lubię najbardziej.
Korytarzem przechodzi Klasowa Ofiara. Wchodzi do toalety. Chłopaki natychmiast się śmieją i wyciągają coś z plecaków. Mam godzinę do koncertu, i mimo że chcę przed nim coś zjeść to zostaję by przyjrzeć się farsie. Wyciągnęli plakaty przedstawiające Szkolną Ofiarę oraz jakieś ogłoszenie że chętnie znajdzie dziewczynę która zechce odrabiać z nim matematykę w wolnym czasie. Kilka osób na korytarzu się podśmiewuje.
Z jakiegoś jest mi szkoda Ofiary. Wyjmuję jednak telefon i zaczynam robić zdjęcie plakatu, bo zrobił na mnie wrażenie – był świetnie zrobiony.
Ofiara wychodzi z kibla – od razu widzi plakaty : oraz mnie robiącego zdjęcie telefonem jednemu z nich. Rzuca mi smutne spojrzenie. Z jakiegoś powodu mi głupio, bo wiem że myśli że to ja. Kilka osób na korytarzu uczelni ma ostrą zlewę z jego miny zbitego psa.
Korytarzem przechodzą „przebojowe” laski. Jedna z nich idąc zagaduje do mnie „Hej, to pomelo ? Uwielbiam je !” i wyrywa mi kawał owoca nie czekając na moją reakcję. Je. Chcę spytać czy jej nie dziwi dziwna konsystencja i grejpfrutowy smak, ale ta je nie pytając o nic. Śmieje się do mnie.
„Widzisz ? Tak się poznaje dupeczki ! Dajesz im owoce, a nie jakieś bzdurne plakaty ! ” – powiedziałem do Ofiary aby zmienić sytuację w żart. Odszedł smutny. Mnie też jakoś niewesoło. Nie chcę gadać z tą laską. Wychodzę. Błazny z roku idą za mną. Pytają się czy mogą iść ze mną na koncert. Wzruszam ramionami. Wychodzimy z uczelni.
Warszawa nie przypomina tej prawdziwej, a raczej jakiś architektoniczny cud. No może nie z filmu SF ale jest mieszanką pięknych ogrodów, nowoczesności oraz klasycznego budownictwa. Idę na skróty na przystanek. Dzwonię do moich przyjaciół aby powiedzieli mi czym dojechać do klubu w którym jest koncert.
W końcu jesteśmy na miejscu. Klub wygląda jak małe, stare kino – rzędy czerwonych foteli które z rządu na rząd znajdują się coraz to wyżej. Gra Adema – średnio popularna kapela nu metalowa z lat 2000cznych. Na 100% szliśmy na inny koncert ale z jakiegoś powodu nie jestem zdziwiony że jesteśmy na nich – mimo że sam raczej lubiłem ich dość umiarkowanie, w czasach licealnych, i to dlatego że moja ówczesna dziewczyna była ich fanką.
Trwa koncert. Dość długo mi się śni jak siedzę i oglądam go, siedząc z ludźmi z roku w pierwszym rzędzie. Moi znajomi i nowa dziewczyna nie dotarli. Kino jest dość puste, siedzi w nim około 40 osób porozrzucanych po całej sali w małych grupkach. Wokalista próbuje robić show, gada jakieś słabe żarty o polskiej publiczności która zamula.
Nagle kapela zaczyna przerwę – i tu zaczyna się dziwna część snu.
Przerwa trwa długo i wszyscy są znudzeni. Światła są zapalone, ludzie chodzą i rozmawiają. Na scenie tańczą ze sobą ze trzy, około 20letnie dziewczyny rodem z rockowego amerykańskiego teledysku z lat dwutysięcznych. Zachowują się raczej jak pijane laski na imprezie : żadna nie tańczy jakoś dobrze ale starają się jak mogą by być seksowne. Nagle jedna z nich wyjmuje skrzypce.
Zaczyna grać dziwną melodię. Tylko że smyczek nie wędruje po skrzypcach a po jej nodze. Krzywi się. Gdy gra dobrze to nic się nie dzieje. Gdy fałszuje, noga zaczyna krwawić.
Po chwili gra już na nodze jakiegoś faceta który siedzi na scenie.
Porzuca skrzypce. Po trochu odpadają jej włosy. Kroi mu tę nogę. Jej koleżanki zakładają jakieś maski i łazą dookoła nich, zadowolone. Noga została ucięta, wszystko może ze 3 metry ode mnie.
Rozglądam się – nikt nie jest zdziwiony ani zmartwiony. Albo przynajmniej nie daje po sobie znać. Robię dobrą minę do złej gry i wtapiam się w ten obojętny tłum. Nie boję się za bardzo ale podkulam nogi by były z dala od tych dziewczyn.
Zebrały krew do jakiś miseczek rodem z cepelii. Światłą gasną ale nim to zrobią, dostrzegam że krew przemieniła się w kolorowe farby.
Robi się ciemno. Kapela jednak nie wychodzi – a zaczynają się jakieś reklamy.
NA EKRANIE : Widzimy sylwetki trzech facetów. Potężne światło pada na nich od przodu, my widzimy tylko ich plecy w morzu światła i nic więcej. Swiatła słabną. Widzimy że to nie żadni żołnierze (jak się mogło zdawać) a młodzi piłkarze. Dostrzegamy że są u szczytu schodków na Stadionie Narodowym. Klimat reklamy zmienia się na wesoły. Widzimy teledyskowy montaż, Ci chłopcy grają w piłkę na oświetlonym halogenami Narodowym w nocy. Jest wesoła muzyka, chłopcy robią najprzeróżniejsze triki z piłką. W dolnym prawym rogu widzę fikcyjne logo organizacji zachęcającej młodych do sportu (wiedziałem o tym we śnie).
Nagle zapada ciężka cisza. Widzimy stadion od góry. Jest zaniedbany, w powietrzu latają nadgniłe ulotki. Ciemny, jesienny wieczór, Warszawa którą widać z daleka wygląda ponuro.
Chociaż oglądam to po raz pierwszy to wiem, że jest to spot zachęcający Młodych Polaków do walki z Rosjanami gdy staną „u bram”.
Chłopak koło mnie mówi coś w stylu „Jezu, nie mogę tego oglądać”. Z jednej strony go rozumiem bo ogląda się to boleśnie. Z drugiej strony gardzę jego tchórzostwem. Odruchowo rzucam „ciota” pod nosem, nie odrywając wzroku od ekranu. Nie wiem czy mnie słyszał i mnie to nie obchodzi.
Stadion wygląda wręcz jak bagno, a i Warszawa za nim nie lepiej. Lektor niczego nie mówi, robią to za niego bilboardy które leżą w ruinie wokół stadionu. Jeden z nich mówi „Czy Rosjanie przebili szpilę Twojej męskości ?” Totalnie bez sensu, wiem, ale to właśnie mówił. A dla nas z jakiegoś powodu było jasne jego znaczenie – chodziło o to czy najazd (po którym była WWA ze spotu) przekłuł nasze marzenia i ambicje niczym szpilka balon. Młodzi chłopcy mieli marzenia i ambicje by zostać piłkarzami, może my też chcieliśmy nimi być ? Albo prawnikami, malarzami, nauczycielami lub bokserami ? Od teraz nici z tego, bądź wykopanym z domu psem, chylącym kark przed ruskim panem.
Zatopiłem się w myślach i nie zauważyłem kiedy zaczął się drugi spot.
Ten był już na maksa schizofreniczny. Miał za zadanie „obudzić” oglądających i zwrócić uwagę na to dokąd zmierzamy My, jako gatunek i jak bardzo kontroluje nas Rząd.
Pamiętam że przez cały leciała jakaś dziwna muzyka, a raczej zlepek dźwięków. Bardzo niepokojących ale nie mogę sobie ich przypomnieć.
Widzieliśmy przedziwny montaż, scen które pozornie nie znaczyły nic. Z początku napis „Warszawa 2025 ?” Widzieliśmy Wawę, na pozór taką samą jak teraz ale większą i nowocześniejszą. Szybkie ujęcia. Z góry, z ulic. Jest ładnie, słońce świeci. Obywatele się uśmiechają. Jedynie więcej policji. Nad śródmieściem przelatuje dron patrolowy.
Powoli robi się coraz mniej sielankowo. Uśmiechniętych obywateli mniej, policji coraz więcej.
Napis „Czy chcesz aby tak wyglądało Twoje miasto ?”
Po chwili widzi mariaż scen z walk ulicznych – protestujących ludzi walczących z policją. Pewien absurd wprowadzają roboty policyjne rodem z gry Half-Life 2 – wiecie, te wysokie łaziki o cienkich nogach. Były wielkości wieżowców i patrolowały ulice dość szybkimi ruchami – widziałem je z daleka, wraz z panoramą miasta. Niemniej szybko pojąłem że skoro poruszają się tak prędko to miasto musi być opustoszałe – inaczej by kogoś zmiażdżyły (godzina policyjna ?).
Widzę też scenę jak młoda, umundurowana kobieta stoi na dachu wieżowca i, niczym Papież gołąbka pokoju, rzuca obiema rękoma drona do góry. Uśmiecha się do niego szczęśliwa a słońca pada na jej twarz. Absurd. Dron chybocze się w powietrzu ale po chwili leci pewnie. No normalnie reklama sił policji.
Ale za chwilę widzimy nagranie z amatorskiej kamery - i choć to co widzę się nigdy nie zdarzyło, to we śnie wiem że to wydarzenie które wstrząsnęło całym krajem i przewaliło się przez media – Dron podziałał źle i otworzył ogień z ostrej amunicji, w dodatku nie do protestujących a do Bogu ducha winnych studentów którzy znajdowali się w pobliżu.
Cięcie. Napis „Warszawa=Gotham?”. I widzimy, rzecz jasna, nieistniejący spot wyborczy. Warszawski polityk porównuje Wawę do Gotham z Batmana. Miasto bezprawia. Namawia do wypuszczenia dronów. „Dzięki nim będziemy bezpieczni. Będą strzec nas z góry. Każdy z nich będzie jak nasz Batman”. Spot przetykają nagrania drona zabijającego studentów.
Potem robi się już totalny absurd. Widzimy mariaż scen ze wszystkim co złe na świecie. Uśmiechnięte kobiety w ciąży kupują jedzenie w marketach - a po chwili widzimy zdeformowane płody. Jacyś naukowcy dzielą komórki i klepią się po plecach – coś osiągnęli. Nie wiem co ale po chwili widzimy jakiś wybuch w jakimś dużym mieście – pewnie jakaś nowa broń. Po chwili widzimy też sceny które nie do końca rozumiem – np na wieżowcu zawieszony zostaje złoty pomnik Lincolna – na boku, niczym syrena na przedzie statku. I do góry nogami. Nie wiem skąd ten widok w mojej głowie.
Na to wszystko nakłada się nagle głos lektora.
„Krople potu różnych ludzi łączą się w jedną.
Nic już nie wróci do normy.
A może … to lawa ?”
Wtedy się obudziłem.