Tak, proszę państwa, oto moja druga zaliczona książka z nowego kanonu. 
  Donieśliście w odpowiednim wątku, że nie jest ona sprzeczna z EU, dodatkowo autorem jest Paul Kemp, którego Croscurrent i Oszukani mi się podobali, więc książka dostała szansę. 
 
 I niestety, rozczarowałem się. Z jednej strony, potwierdzam: fan EU może to czytać bez żadnego bólu. Z drugiej strony, książka jest zwyczajnie nudna. Poza końcowymi etapami zasadzki w kosmosie nad Ryloth, te 400 stron niemiłosiernie mi się dłużyło. Fabuły tu by starczyło na opowiadanie; rozwleczenie tego na całą książkę poskutkowało solidnym ziew-festem. 
 
 Główne założenie fabularne jest mocno naciągane - autor chciał wrzucić Imperatora i Vadera w lekką rebelię na Ryloth, no i wrzucił. Niestety nie umiał tego uzasadnić, coś tam w kilku słówach próbował wyjaśnić czemu i Imperator i Vader udają się na misję, na którą wysłanie samego Vadera byłoby już sporym overkillem, ale to wyjaśnienie było tak słabe że teraz - chwilę po lekturze - nie umiem go już przywołać. Po prostu autor chciał, więc polecieli. Dalej mamy festiwal śmiechu, bo Imperator i Vader pare razy prawie giną, najpierw w zamachu na ich niszczyciel gwiezdny, potem podczas lądowania, potem z ręki jakichś dzikich zwierząt, potem w końcu w wyniku spisku rebeliantów, który w ostatniej chwili sam nie wypalił. Na sam koniec Imperator butnie stwierdza, że tak naprawdę ani na chwilę nic im nie groziło (wrażenia z lektury miałem dokładnie odwrotne, więc należy uwierzyć na słowo). OK. 
 
 
 Ogólnie sednem książki jest to, że Palpatine - kompletnie out of character - decyduje się wraz z uczniem polecieć na Ryloth, żeby zająć się tamtejszym ruchem oporu. Wystawia się na przeogromne ryzyko i prawie ginie, ale na koniec jest OK. Zginęły trzy tuziny Twi`leków więc totalnie się opłaciło. 
 
 Polowanie to mamy przetykane krótkimi rozmowami Palpatine`a i Vadera, które mają chyba nadawać głębi ich relacji, tyle że nadają się bardziej na sentencje do chińskich ciasteczek - wiecie, jakieś rozważania o potędze, stosunku do słabszych itd. 
 
 Książka nie zrobiła na mnie wrażenia; męczyłem się przy niej, mimo że to tylko kilka godzin czytania. Osobiście nie polecam. 3/10.
 
 PS. Do samego końca bawiło mnie, że główny bohater ma na imię Cham. Taki prosty chłopak jestem. 
 
 PS 2. Dwa cytaciki z książki, bo wpasowują się w obecne okoliczności:
 
 Zamordowane przez niego dzieci w świątyni Jedi, ich oczy rozszerzone strachem, który tylko podsycił jego słuszny gniew.
 
 Zapalił miecz i ruszyl energicznym krokiem w kierunku groty; jego myśli dryfowały wstecz do innego dnia, kiedy wszedł tak samo do świątyni Jedi wypełnionej wyłącznie dziećmi. Zarżnął je wtedy, a teraz zarżnie tych Twi`leków.