To już koniec przygody z Celebration Europe, przynajmniej tej edycji. Mam nadzieję, że na następną nie będzie trzeba czekać sześciu lat, no i że będzie najlepiej ponownie w Londynie, bądź kraju, który będzie potrafił to zorganizować lepiej niż Niemcy.
Ale po kolei. Dziś poszedłem w końcu na „Atak klonów 3D”. Dystrybucji kinowej na razie brak, a szkoda, choć może to i dobrze. Przede wszystkim film prezentowano w systemie RealD, a nie Dolby3D, który jest dość powszechny w Polsce (i innych krajach Europy). Różnica jest kolosalna między tymi systemami. Film ogląda się świetnie, nie ma tu jarmarcznych efektów 3D, są za to dopracowane tła i to naprawdę dopracowane. W „Mrocznym widmie” wiele elementów rozmazano, tu poszli inaczej. Tam gdzie się dało, tła są wyostrzone. Świetnie się ogląda choćby sceny w tle, gdy Obi-Wan rozmawia z Yodą i młodymi padawanami. W ogóle to jedna z najlepszych scen w 3D, bo i te wszystkie bajery z mapą, ale i Aayla. Dzięki poprawionym tłom, bardzo fajnie widać jej interakcje, których normalnie się nie dostrzega. No i przyznaję, że sceny w fabryce też w 3D nie są takie złe. A początkowy pościg, majstersztyk. Chciałbym to zobaczyć w kinie ponownie, ale chciałbym to zobaczyć w RealD. Może nim Disney się zdecyduje na te filmy, to nam się kina upgrade’ują, choć znająć życie to pewnie nie.
Potem poszedłem na zamknięte spotkanie z Benem Burttem, świetnie się z nim rozmawia. Najlepsze było to, jak opowiadał o tym, jak chciał już przejść na emeryturę, a tu ciągle mu jakieś projekty pokazują, których nie może sobie odpuścić. W tym ostatnio „Star Treka” czy „Lincolna”, a teraz wyskoczyli z nowymi epizodami. Wspomniał też, że ma kilka dźwięków, które chciałby tam wykorzystać, ale jeszcze nie wie do czego. Niestety nie mogłem zostać do końca, bo chciałem znów siedzieć w pierwszym rzędzie na Hamilu i zamknięciu, więc trzeba było pójść tam wcześniej.
Mark Hamill to chyba jedno z najlepszych show na CE2, jeśli nie najlepsze. Mark był rozgadany, ale i podekscytowany nowymi filmami, rzucał anegdotki i mało brakowało, a zacząłby opowiadać o Ep7. Zresztą parę razy do tego nawiązał, mówił o spotkaniu na planie z Fordem, Fisher czy Dee Williamsem, starą ekipą, ale i tym, że to nie będzie ich film, oni swój już mieli. Szkoda tylko, że Warwick Davis mu przerywał i odchodzili od tematu... Gdyby nie on to Hamill pewnie by popłynął na maksa. Na panelach u Davisa, (z wyjątkiem Kathleen Kennedy), prowadzący robił quiz wiedzy o Gwiezdnych Wojnach i Mark dostał 11 punktów na 10. Pomimo wieku jest w formie, dużo pamięta (i choć nie opowiada, jak wielkim jest fanem, tylko, że raczej za mało o SW wie, pokonał Szalonego Kapelusznika, z czego ja osobiście bardzo się cieszę ). Dziś Mark wymiótł i cieszę się, że mogłem to zobaczyć.
Potem była już tylko ceremonia zamknięcia. Niestety niemrawa. To nie są ceremonie otwarcia ze Stevem Sansweetem, niestety. Ich czas minął. Najważniejsza rzecz to obwieszczenie Celebration 7, które odbędzei się w kwietniu 2015 w Anaheim w Kalifornii. Będzie się działo, największy park Disneya, pewnie już wzbogacony o Park Star Wars... Ep7, Rebels w toku, zdjęcia do sin-offa w toku i Kalifornia, skąd łatwiej będzie ściągnąć ekipę, której jest tam sporo. Jest szansa na przebicie poprzednich Celebration .
Podsumowując. Ogólnie konwent bardzo fajny, ale Celebration już niekoniecznie. Dla mnie to było piąte, więc mam swoje specyficzne oczekiwania. To niestety odstawało od reszty. Sam fakt, że nie wydałem nic na Exhibit Hall może i jest jakimś plusem, ale po raz pierwszy czuję się trochę zawiedziony. Nie mam uczucia niedosycenia, co towarzyszyło mi przy poprzednich wyjazdach. Wręcz przeciwnie, zobaczyłem wszystko co chciałem a nawet dużo więcej, choć niekoniecznie to do mnie trafiło. To co jest świetne to to co przywieźli ze sobą Amerykanie, czyli panele. Dla mnie one zawsze były najważniejsze i tu się nie zawiodłem, choć większość z nich widziałem w jednej sali u Warwicka Davisa. Na wiele z nich bardzo chętnie będę chciał wrócić, w szczególności na Carrie czy Marka, po prostu genialnie się ich słucha. To ikony sagi, cieszę się, że mogłem ich ponownie zobaczyć. Cieszę się, że na własne oczy miałem okazję ujrzeć też Kathleen Kennedy, która robi całkiem sympatyczne wrażenie. Wygląda na osobę uporządkowaną, która zadba o Gwiezdne Wojny. To są wrażenia i wspomnienia, które we mnie pozostaną na długo, także już po Celebration i na to nie tylko warto było pojechać, ale z pewnością warto będzie pojechać po raz kolejny. Bez zastanowienia się. Natomiast pozostaje jeszcze ten problem niemieckiej organizacji. Zrobiła ona na mnie złe wrażenie, a kolejne dni tylko w tym utwierdziły. Niemcy muszą dużo pracować, by móc dorównać Anglikom, o Amerykanach nie wspomnę. Osobiście mam nadzieję, że przy następnym Celebration Europe, wezmą pod uwagę nie tylko duży rynek Star Wars i centralną lokalizację, ale też predyspozycje gospodarzy do ogarnięcia takiej imprezy. Dla mnie to niestety najgorsze z wszystkich pięciu Celebration na którym byłem, po prostu mocno odstające od poprzednich. Ale nawet mimo to uważam, że warto było pojechać i cieszę się, że tu byłem. Z tego miejsca chcę także podziękować naszej ekipie (Rusis, Freedon i Shedao Shai), a także wszystkim z którymi udało się choćby przez chwilę porozmawiać lub wymienić cześć w trakcie przechodzenia.