Dziś było trochę emocji, bo przecież miałą się pojawić Kathleen Kennedy. Chyba najważniejszy panel, ale niestety nawet ona za bardzo nie chciała mówić o Epizodzie VII. No oczywiście poza Williamsem, z którym podpisali kontrakt na całą trzecią trylogię. Więcej było o Kathleen i o jej podejściu do kręcenia filmów. Dla mnie ok. bo lubię takie historię, a jej jeszcze nie słyszałem. Szkoda, że J.J.Abramasa zabrakło, ale jak na nowy narybek w SW jest dobrze. Liczyłem na ciut więcej na temat nowych filmów i innych projektów, ale jeśli chodzi o Epizod VII to udało nam się na innych panelach zebrać kilka ciekawostek, które pewnie pojawią się w newsie . Nawet fajna taka zabawa, bo dzielimy się informacjami i staramy się coś złożyć. Więc nie jest źle.
Drugi panel to „Rebels”. Drugi pod względem ważności na konwencie i tym razem wyszło dokładnie tak jak miało być. Mogę uważać Filoniego za pozera i buca, bo takie na mnie robi wrażenie, ale muszę mu przyznać jedno, oba panele na których byłem były wyjątkowo konkretne. Oczywiście na tyle ile można, ale to mi jak najbardziej odpowiada. Wieści z „Rebels” w newsie .
Kolejny panel to spotkanie zamknięte z McCaigiem i Chiangiem. Ono było ekstra, bo odpowiadali jedynie na pytania publiczności, bez żadnych supportów i niczego. I tu wzięci w krzyżowy ogień może nie odpowiadali wprost co będzie w Ep7, ale czasem ich miny wiele zdradzały. No i było kilka ciekawostek o ich pracy, ale to już poczeka na relację.
Potem miałem problem, bo do Carrie Fisher właściwie nie wiedziałem na co pójść. Przez trzy godziny nie miałem w planie nic co by mnie naprawdę zainteresowało (to niestety drugi po Exhibit Hall minus), czasem tych paneli jest trochę za mało. Zazwyczaj na Celebration problemem jest nadmiar. Gdyby Exhibit Hall był porządny, to taką przerwę bym spożytkował inaczej, mniej korzystnie dla portfela, a tu po prostu się nudziłem. Poszedłem na panel z Chiangiem (trzecie spotkanie w ciągu dwóch dni z tym panem). Nic do niego nie mam, ale chciałbym większej różnorodności. Tym razem było o jego wcześniejszej karierze. Fajne, ale moim zdaniem można było spokojnie jakiś panel w tym czasie zrobić z aktorami, którzy rozdają tylko autografy. Byłoby po prostu coś więcej. W USA przyjeżdża więcej gwiazd, więc ReedPop nie potrzebował takich zapychaczytu by się przydały.
Po Chiangu miałem półtorej godziny do Carrie Fisher i jedyny panel, na który mogłem w tym czasie pójść (by w całosci obejrzeć) to była nauka rysowania z Dougiem Chiangiem. Zrezygnowałem. Poszedłem czekać na Carrie dużo przed, bo po prostu nie miałem co robić.
Carrie Fisher – cóż to była impreza dnia. Jestem zadowolony z panelu, one są takie zabawne, mało konkretne. Jednak po Carrie widać, że ćpanie i picie potrafi zrobić dziury w pamięci. Ale Carrie jest fajna, zabawna i to w niej lubię. Davis zdziwił mnie, bo był bardziej zachowawczym prowadzącym niż James Arnold Taylor, bardziej stonowanym. No i Carrie chyba była na środkach uspokojających. Zaczęło się oczywiście od Gary’ego jej psiaka, który gryzł pluszowe Ewoki. Potem na szczęście psa wyprowadzono. Swoją drogą to był panel, na którym prawie nie było żadnych konkretnych informacji, ale i tak dobrze się bawiłem.
Dziś prawie cały dzień spędziłem w jednej sali, z której jestem zadowolony. Ale choć to oczywiście duża sala, to po raz pierwszy odkąd jestem na Celebration, nie ma problemu by dostać się na najbardziej oblegane panele. I na „Rebels” i na Carrie i na Kathleen były wolne miejsca. Nie to, żebym narzekał na to, ale coś z tym konwentem jednak jest nie tak... niestety.