-Tym jest ten serial, i niczym więcej - a więc rozpaczanie nad tym, że Rebels jest takie a nie inne to jak marudzenie, że w zimie jest zimno.
Ale ja cały czas właśnie o tym piszę. Rebels ma formę taką a nie inną z bardzo prostych powodów - bo prosta, nieobowiązująca historia ze starymi bohaterami w odświeżonej formie łatwo się sprzeda, a taka a nie inna jakość strony wizualnej po prostu obniży koszty. Ja z tym nie dyskutuję i nie wymagam od Rebels bycia odzwierciedleniem problemów społecznych nękających carską Rosję w XIX stuleciu. Ja chcę po prostu, żeby ktoś wykazał się tam odrobiną inicjatywy i zamiast iść na łatwiznę i robić drewniany serial, którym w pełni jarać mogą się chyba dziesięciolatkowie i który służy wyłącznie jako zapychacz czasu do siódmych epizodów, faktycznie coś sobą zaprezentował. Żeby Filoni i spółka przynajmniej spróbowali zrobić coś mniej szablonowego. Naprawdę, serial swoje zarobi, dzieciaki obejrzą i kupią gadżety, nie musimy być już adwokatami działu marketingu i logistyki Lucasfilm, oni zdają sobie sprawę ze swoich decyzji i ich konsekwencji, wszystko jest nastawione na konkretne rezultaty.
Cały problem w tej dyskusji polega właśnie na tym, że ja nie mam podejścia tej "trzeciej grupy" i ono do mnie nie trafia. I ta grupa na Bastionie jest bardzo silna i zauważyłem to już dawno. Z jednej strony wszyscy zjedli już zęby na Gwiezdnych wojnach, patrzą na wszystko z boku i nie mają żadnych oczekiwań, z drugiej odczuwają jakąś podskórną potrzebę uświadomienia wszystkim cebulakom, ludziom, którzy jednak mają jakieś oczekiwania, że tak naprawdę sami są sobie winni, że oczekują niestworzonych rzeczy, że nie potrafią grzecznie stać z boku i zaakceptować tego, że tak jest i już, po co to roztrząsać. Różni się tylko forma, raz jest spokojna, ale dosyć moralizatorska jak tutaj, innym razem nieco bardziej emocjonalna jak w przypadku GROMa, ale zasada jest ta sama.
Skoro już zeszliśmy na analizę grup fanów: ta trzecia grupa, to osoby, które są przywiązane do marki w jakiś sposób, z przyzwyczajenia, z sentymentu, po prostu lubią sobie do niej wrócić, ciekawią je na swój sposób nowe rzeczy, ale w dużym stopniu wypaliła się w nich jakakolwiek ekscytacja czy emocje związane z tym, co dzieje się w tym uniwersum. Utwierdziliście się w przekonaniu, że to jak najbardziej naturalny porządek i jedyny słuszny kierunek, do którego wszyscy powinni dążyć i cały czas próbujecie udowodnić to każdemu, kto zamiast przejść nad wszystkim do porządku dziennego i machnąć na wszystko ręką, sika pod wiatr, drąży, marudzi, narzeka, stawia warunki i formułuje oczekiwania.
To nie jest osobisty przytyk w stosunku do konkretnych osób czy nawet tej dyskusji, tylko wnioski wyciągnięte na podstawie obserwacji tej tak zwanej trzeciej grupy. Gdybym miał generalizować, powiedziałbym, że to ludzie, którzy już stracili radość z zabawy Gwiezdnymi wojnami, stały się im w zasadzie nieco obojętne i przestali mieć wobec nich oczekiwania, przestał ich interesować rozwój uniwersum i w jakiś sposób śmieszy czy drażni ich zachowanie osób, które widocznie jeszcze przed sobą mają ten etap obojętności, które walczą sobie w Internecie o jakieś kanony, o jakieś Gwiezdne wojny urojone w ich młodych główkach, które nie akceptują chodzenia na skróty.
Ta trzecia grupa traktuje decyzje "góry" jako kosmiczny imperatyw. Tak postanowiono i tak będzie. Nie ma sensu nad tym dyskutować, nie ma po co tego roztrząsać, analizować, nie daj Boże krytykować czy w ogóle stawiać jakieś wymagania. Po co czegokolwiek oczekiwać, skoro i tak wyjdzie tak jak ma wyjść. I patrzycie sobie z boku na tych śmiesznych fanów stanowiących 1%, jak bidulki tłuką się o jakieś duperele i śmią wyciągać wnioski i formułować opinie, wyrażać przypuszczenia co do jakości produkcji. I niezależnie od tego czy jest to generalizowanie czy nie, tak to bardzo często wygląda i często, celowo lub nie, takie tendencje dominują w dyskusjach. Fanów "aktywnych", że pozwolę ich sobie tak nazwać, czy też tych, którzy jątrzą i wymagają, marginalizuje się, umniejsza się ich rolę, znaczenie, odwraca się kota ogonem i wkłada im się do główek, że to wszystko tylko ich urojenia, że to historia o wieśniaku i trzeba być człowiekiem niezwykle małej wiedzy i dojrzałości, żeby liczyć na coś więcej.
Jedni próbują dyskutować i przekonywać, inni uciekają się z miejsca do gaszenia dyskusji poprzez nazwanie aktywniaka cebulakiem, hejterem, generalnie człowiekiem, który nie potrafi siedzieć spokojnie na tyłku i zwraca wszystkim głowę swoimi bezsensownymi wymaganiami.
Może generalizuję, może to faktycznie naturalny porządek i za jakieś 3-4 lata sam dojdę do tego etapu i będę miał do Gwiezdnych wojen taki sam stosunek jak do wszystkiego innego - wychodzą to wychodzą, może będą fajne, może nie. A może nie, może uda mi się utrzymać zainteresowanie, może dalej będę jątrzącym cebulakiem walczącym z wiatrakami - tego nie wiem. Ale na razie jestem na tym etapie, w którym bycie fanem w jakiś sposób motywuje mnie do oczekiwań, narzekań i wymagań. Nie, nie jakiś "grubym przegrywusem", jak to zgrabnie ujął Matek, płaczącym za EU, robiącym na biurku szubienice z myszką Miki i drącym szaty, że Gwiezdne wojny nie są dramatem psychologicznym w kosmosie z bohaterami tak złożonymi, że Freud nie wiedziałby od której strony ich ugryźć. Po prostu jako fan chcę, żeby Gwiezdne wojny były dobre, były oryginalne, żeby prezentowały jakiś poziom. Nie dlatego, że jestem marudą i muszę wylać żale w Internecie, ale dlatego, że skoro od ładnych paru lat siedzę na tych forach, stronach i dyskutuję o kosmicznych wieśniakach, to po prostu ta konkretna marka jest dla mnie w jakiś sposób ważniejsza od innych. Tak rozumiem bycie fanem.
Oglądam Star Treki Abramsa, oglądam filmy Marvela i mam gdzieś to, że są sztampowe, że są tam schematy, że rozwalają jakiś tam kanon, o którym nie mam pojęcia. Bo nie jestem fanem tych uniwersów - oglądam je dla rozrywki. Ale wiem, że one mają swoich fanów, cebulaków, którzy próbują udowadniać na forach, że ich uniwersum jest czymś więcej, że nie jest głupią historią o statku kosmicznym i jego załodze czy facecie zmieniającym się w zielonego olbrzyma i jego kumplu w metalowej zbroi. Robią to, bo są fanami tego uniwersum. I od tego są fora, od dyskusji, od jątrzenia, od oczekiwania i oceniania. A nie od tego, żeby tępić cebulaków, którzy nie są fajni i fajnie obojętni, a ich posty nie brzmią "może będzie fajnie, może nie, zobaczymy, co ma być to będzie, fajnie, że wychodzi". A na Bastionie niestety bardzo często panuje taki ton dyskusji - nie wypowiadam się często, ale widzę to w różnych tematach. Grupka osób, która dyskutuje o jakichś pierdołach i debatuje nad jakością bajek dla dzieci zapełniających dziurę między filmami i stado starych wyjadaczy, których rozrywką jest okazywanie swojego dystansu i próby udowodnienia, że wszelki opór jest bezcelowy
Wy ograniczacie się do tego jakie Gwiezdne wojny są, my zastanawiamy się jakie mogą być. A przynajmniej ja tak to widzę, w pewnym stopniu. I nie piszę tego wszystkiego jako jakiegoś ataku, rozpaczliwej próby zrobienia z siebie bojownika o wolność fanów. Zdaję sobie sprawę, że z wiekiem stopień zaangażowania i emocjonalności w podejściu do marki maleje, bywałem na spotkaniach fanów, gdzie wszyscy okres jarania się mieli za sobą, a temat Gwiezdnych wojen na spotkaniu Gwiezdnych wojen był traktowany niemal jako pierdzenie w towarzystwie. Ale myślę, że to mimo wszystko kwestia indywidualnego podejścia, a nie jakaś reguła, bo są też ludzie, którzy zajmują się rozkminianiem kalendarza wojen klonów w wieku lat 40 czy 50. Poruszyłaś temat "trzeciej grupy" i jak my wyglądamy z Waszej perspektywy, ja opisałem ja ta trzecia grupa wygląda z naszej perspektywy - tylko tyle i aż tyle. Nie upieram się, że któraś postawa jest lepsiejsza, bo to kwestia osobistego podejścia, osobistej historii kontaktu z Gwiezdnymi wojnami. Bo ta "trzecia grupa" jest przywiązana do marki bardziej, niż Wam się wydaje, a żywym dowodem tego jest właśnie to, że cały czas siedzicie na tym forum i to, jak często wchodzicie w dyskusję z tymi wszystkimi cebulakami i hejetrami I skoro i jedni są fanami i drudzy są fanami, fajnie byłoby dyskutować o tym wszystkim jak fan z fanem, bez wojny podjazdowej za każdym razem, gdy ktoś ma jasno sprecyzowaną opinię i wymagania. Może i różnimy się w podejściu, ale po co to cały czas pogłębiać?
Odwołując się do fragmentu Twojej wypowiedzi: czepianie się tego, że cebulaki marudzą i mają większe oczekiwania ma tyle samo sensu co narzekanie, że w zimie jest zimno. I tak jak przechodzicie do porządku dziennego nad stanem Gwiezdnych wojen, możecie przejść do porządku dziennego nad tym, że są osoby, które mają inne podejście do marki.
Jesteśmy w końcu na bastionie polskich fanów, dlaczego więc bycie fanem jest na tym forum jakimś towarzyskim nietaktem?