Zawsze miałem wrażenie, że Gwiezdne wojny to coś więcej niż zainteresowanie, była to jakaś pasja. Czekało się na kolejne newsy począwszy od Zemsty Sithów, a skończywszy na TORze, kupowało książki, organizowało spotkania najmniejszego fanklubu w Polsce, oglądało z dziecinną radością Mroczne Widmo w 3D, wkurzało na psucie kanonu przez TCW i spekulowało co zrobią z Ashoką, pisało czasem na forum, na Kantynie, czytało artykuły na Wookiee etc. etc... I tak mnie dziś wzięło na nostalgię za tymi czasami.
Kurczę, człowiek chwilę wypada z rytmu i strasznie trudno do tego wrócić. Chwilę się nie interesowałem, a tu proszę – TCW skończone, Ashoka odeszła z zakonu i o dziwo więcej osób było z tego powodu zasmuconych niż szczęśliwych. Kantyna zamknięta. Fanklub w Kolbuszowej chyba już umarł śmiercią naturalną, co zresztą ciężko ocenić z Krakowa. Zamknięty LucasArts, czyli twórca tak wielu wspaniałych tytułów i tylu godzin rozrywki; żeby się nie rozpisywać wymienię tu tylko genialne Jedi Outcast jako przykład chyba mojej ulubionej gry dzieciństwa. Ostatnio wpadł mi w oko Darth Plagueis w Matrasie i nawet nie chciało mi się podejść obczaić książki, której zapowiedziami kiedyś bardzo się „jarałem”, że o kupnie nie wspomnę. Nadchodzą nowe epizody, a ja podchodzę do oczekiwania na nie bardziej z zaciekawieniem niż z wielką niecierpliwością, nawet to prawie pewne zniszczenie kanonu jakoś strasznie mnie nie boli – a wiem, że jeszcze rok temu było by zupełnie inaczej.
I tu pytanie do starszych fanów – bo na pewno nie raz mieliście gorsze chwile w pasjonowaniu się SW – jak dalej jarać się tym wszystkim jak dziecko? Z jednej strony, może to naturalny porządek rzeczy, że człowiekowi się z czasem zmieniają zainteresowania, z drugiej, cholera... chciałbym jednak, żeby SW sprawiało mi tyle frajdy co kiedyś