Pół roku nie śledziłem żadnych seriali, a wcześniej i tak trzymałem się już niemal wyłącznie Person of Interest, chciałem więc zacząć serialowy comeback od czegoś lżejszego. Padło na Agentów, chociaż wszyscy kręcili nosem. Nie wiem czy przez przerwę spadły mi wymagania czy to jednak zasługa serialu, ale było naprawdę nieźle.
Nie nastawiałem się na nic wielkiego, w końcu to serial z kinowego uniwersum Marvela, dało się przeboleć, że przez większość czasy lecimy na większych lub mniejszych skrótach fabularnych. Fajnie byłoby gdyby pojawiło się nieco więcej realizmu czy tam konsekwencji jeśli chodzi o przebieg wydarzeń i wątków, ale jakby nie patrzeć, filmy z tego uniwersum też wybitną spójnością przyczynowo-skutkową nie grzeszą.
Na pewno jednak liczyłem, że w serialu poświęcą nieco więcej czasu części "wyjaśniającej" poszczególne technologie i tego typu zagwozdki - może nie na poziomie Fringe, ale jednak. Zamiast tego mamy albo bełkot Fitz-Simmonsa, który po kilku sekundach ktoś gasi klasycznym "mów po polsku", albo skwitowanie wszystkiego stwierdzeniem, że to technologia z Asgardu/tesarakt/serum super żołnierza i tak dalej, bez większego zagłębiania się w temat. O ile taka forma w filmach jest siłą rzeczy trudna do przeskoczenia, bo przeciętny widz będzie się bał wejść do kina gdy zaczną bardziej wchodzić w techniczną specyfikację urządzeń, o tyle w serialu mogli się pokusić na coś więcej. A tak było trochę biednie, bo zwykle kończyło się na zabawach hologramem i stwierdzeniu co to jest i po co to komu zalegalizować.
Szybko jednak można do tego przywyknąć, bo o dziwo w tym serialu naprawdę niewiele rzeczy irytuje. Choć to wciąż po prostu porządny średniak, to jestem mile zaskoczony - nawet najlepszym serialom zdarzają się często zupełnie niepotrzebne i męczące wątki i odcinki. Tu ani razu nie zbierałem szczęki z podłogi (niestety, bo wybitnie zabrakło choćby jednego odcinka, który były prawdziwą bombą), a jednocześnie ani razu nie czułem się wyraźnie zażenowany tym, co dzieje się na ekranie (przynajmniej nie tak bardzo i pomijając sam początek sezonu). Bałem się trochę dosyć świeżej i niesprawdzonej obsady, ale wyszło znośnie. Jeżeli coś raziło, to najwyżej kwestia rozpisania postaci, sami aktorzy w najgorszym razie wypadali przeciętnie.
No właśnie, postacie. Nie ukrywam, że dla mnie główną siłą napędową był tu Coulson o wiecznie pogodnym i anielsko spokojnym obliczu Clarka Gregga, który po prostu urodził się, żeby być tym agentem - i nie jestem w tym pewnie odosobniony. Cała reszta postaci jest po prostu ok - scenarzyści nie zaszaleli, sięgnięto tu po znane i sprawdzone szablony postaci, nawet w ich prowadzeniu przez cały sezon nie było zbytnich ekstrawagancji. W pierwszych odcinkach (w przypadku niektórych nieco dłużej) trzeba było przebrnąć przez te wszystkie komunały, pogaduszki o zaufaniu, odpowiedzialności, "we are a team" i przeczekiwanie całego pakietu problemów na stałe przywiązanych do konkretnych szablonów postaci, ale moim zdaniem serial wychodzi z tego obronną ręką - czasami było blisko, ale ani razu nie przekroczono linii, po której zwykle mówię dość i nie mam siły patrzeć na niektóre mordki. Jasne, Skye cały czas wydaje się trochę przyklejona na siłę taśmą klejącą a Ward (pomijając kwestię początek spoilera działania pod przykrywką koniec spoilera) i May przez większość sezonu byli ogrywani na jedno kopyto, ale znowu - ktoś tu po prostu czuje granicę tolerancji odbiorcy i stara się jej nie przekraczać.
Bałem się nieco formy "sprawy tygodnia", która zwykle jest najsłabszym ogniwem większości seriali, na szczęście wszystko dość szybko zaczyna się zagęszczać, dosyć wcześnie pojawiają się wyraźne wątki przewodnie, a nawet postacie czy wątki epizodyczne mają znaczenie i regularnie wracają, co na pewno jest zaletą. Z drugiej strony dość szybkie przejście z formy epizodycznych wątków do jako takiej ciągłości fabularnej powoduje, że wiele twistów, które w większości seriali pojawiają się na 2-3 odcinki przed finałem tu pojawiają się o wiele wcześniej. Z racji tego w końcowej fazie niektóre wątki zaczynały się dłużyć, bo większość kart wyłożono na stół i z całej tajemnicy została jedynie kwestia ostatecznej konfrontacji. Ale może to i lepiej, chociaż moim zdaniem można było zmieścić to w maksymalnie 19-20 odcinkach, albo i wcześniej.
Generalnie jednak całkiem sprawnie budowano intrygę i podsycano ciekawość odnośnie niektórych tajemnic, mnie najbardziej ciekawiła kwestia wielkiego powrotu Coulsona, która była interesująca nawet po odkryciu początek spoilera obcego koniec spoilera - najzwyczajniej zgrabnie rozpisana pod kątem zachowania i motywacji postaci i przekładania się tego na relacje w drużynie. Szkoda, że pod koniec wszystko straciło jakby rozmach i znaczenie i tak jak prysła magia początek spoilera clairvoyanta koniec spoilera, tak tu prysła magia całego powrotu i kolejne odkrycia i problemy z tym związane angażowały już nieco mniej - w tym motyw z początek spoilera tymi równaniami, schematami koniec spoilera, które przewijały się kilkukrotnie, w tym w finale. Przeszło to jakoś bez echa.
Humor bywał drętwy, ale nie żenujący, na tym polu scenariusz też daje radę, a niektóre momenty faktycznie kończyły się bananem na gębie. Trochę mizernie wypadły nawiązania do filmów i mam wrażenie, że bez nich momentami byłoby nawet lepiej. Wzmianki o Avengersach czy Romanoff są zwykle wciśnięte w dialogi trochę na siłę i brzmią sztucznie, same motywy początek spoilera extremis czy superserum koniec spoilera też bronią się bez filmów, choć tu nikt nie sili się na wyjaśnienia odnośnie tych zagadnień. Mimo wszystko nawiązanie do Mrocznego świata (wielkie sprzątanie w Londynie po wyczynach Thora) było kompletnie z czapy, bo nijak miało się do reszty odcinka a gościnny występ początek spoilera Sif koniec spoilera i cała otoczka trochę IMO nie pasowały do klimatu serialu, nikt nie wysilił się na jakiekolwiek próby sprawienia, by wątek był nieco bardziej wiarygodny, a do tego jest całkowicie oderwany od calusieńkiej reszty.
Na pewno o wiele lepiej wypadają odcinki bezpośrednio związane z działalnością i bazami SHIELD, gdy na ekranie pojawiają się postaci z filmów i one-shotów, szkoda tylko, że odcinek nawiązujący bezpośrednio do wydarzeń z Zimowego żołnierza wyszedł tak chaotycznie. Dla osoby, która nie widziała filmu byłby IMO zupełnie nieczytelny i nieprzekonujący, zresztą momentami był taki nawet gdy film się widziało - ktoś chciał to zgrabnie połączyć ale za bardzo widać dysonans w budżecie, w konwencji, w skali. I w konsekwencji, bo czasem naprawdę raziło mnie, że jakieś Szieldowe duperele były chronione jak oko w głowie, a innym razem super tajne bazy czy placówki miały ochronę na poziomie supermarketu.
Same wystąpienia wielkich szych z filmu pokroju początek spoilera Hill czy Fury`ego koniec spoilera też ani ziębiły, ani grzały. Tak jak z innymi nawiązaniami, widać było, że są nieco na siłę a scenarzyści liczyli, że odcinek sam obroni się obecnością początek spoilera Samuela koniec spoilera na ekranie - zwłaszcza, gdy jedna z ważniejszych finałowych konfrontacji straciła przez to całą wagę i powagę i została sprowadzona do ciągu gagów.
Podsumowując, albo tl;dr - jestem pozytywnie zaskoczony. Serial niczym nie powala, ani razu nie zbierałem szczęki z ziemi, żaden odcinek nie pozamiatał, żaden wątek nie okazał się jakimś trzęsieniem ziemi. Od strony gry aktorskiej i scenariusza też obyło się bez ekstrawagancji i było raczej bezpiecznie i zachowawczo. Ale mimo wszystko obejrzałem cały sezon w niecały tydzień, ani razu nie musiałem robić sobie przerwy, bo jakiś odcinek wzbudził niesmak, mimo pewnych uproszczeń ani razu nie załamałem się przed ekranem i nie czułem, że scenarzysta wprost urąga moim procesom myślowym. Ktoś zrobił po prostu bardzo lekki, przyjemny serial, który można obejrzeć bez większego zażenowania i bez zmuszania się.
Marvelowi udało się stworzyć średniaka, ale jednego z najlepszych, jakie ostatnio oglądałem. Jest masa rzeczy, która mogła by zostać zrealizowana o wiele lepiej, ale żadna z nich nie irytowała w sposób odrzucający. Nie było rewelacji, ale serial ani razu nie zszedł poniżej pewnej średniej, nigdzie po drodze nie dali ciała. A to, że odcinki i wątki są dosyć mocno i w miarę sensownie powiązane, postaci epizodyczne wpadają w naturalny sposób do głównej ekipy i nie ma tu nadmiaru zapychaczy bez znaczenia - działa tylko na korzyść. Nie powiem, że czekam z wywieszonym językiem na drugi sezon, nie wiem nawet czy będę go oglądał na bieżąco (bo to też ma stety-niestety wpływ na odbiór i ocenę). Ale wiem, że prędzej czy później go zobaczę, bo wcale nie żałuję czasu spędzonego przy tych dwudziestu paru odcinkach.