Offtopic. Generalnie gdyby tam na górze nie czuwała nade mną jakaś siła, to pewnie poszedłbym w kierunku zoologii i dziś może i byłbym zadowolony z pracy, ale niekoniecznie ze stanu konta. Tak mam to i to . Niemniej jednak pewna wiedza została, podobnie jak zainteresowania. A prawda jest taka, że w ciągu ostatnich 20 lat w zoologii najbardziej została zmieniona systematyka (ze względu na odkrycia związane z badaniem DNA).
Ale wracając do meritum. Po pierwsze, żeby nie było nigdzie nie pisałem, nie sugerowałem, że czynności homoseksualne są złe. Nawet tak nie twierdzę. Więc ten temat dyskusji mnie w ogóle nie interesuje. Natomiast twierdzę, że zła jest pseudonauka i pisanie jej na nowo by pasowała do ideologii, propagandy czy PRu i tylko i wyłącznie z tym tu walczę. A niestety nadal to robisz, choć we wstępie sugerujesz, że to był błąd (ale niżej jednak są kolejne kwiatki, w innych postach również). W dodatku z jednej strony sam stwierdzasz, że miernik naturalności jest zły, z drugiej sam go wykorzystujesz... Albo wóz, albo przewóz.
Piszesz o pingwinach, a ja po prostu załamuję ręce, bo mam wrażenie, że to co pisałem wcześniej (w sumie w pierwszym poście, co było pewnym znakiem ostrzegawczym, nie zostało zrozumiane). Generalnie w obserwowaniu zwierząt np. w XVII wieku faktycznie robiono tak, że szukano pewnych zachowań, by pasowały do teorii. Ale mamy już XXI wiek. Obserwacje zwierząt są faktycznie ciężkie, gdyż bliskość człowieka powoduje zmianę ich zachowań. Dzikie zwierzęta początkowo są ufne wobec człowieka, im więcej mają z nim kontaktu tym bardziej uciekają, by potem wręcz żebrać i żyć z tego, co wyrzuci człowiek. Dlatego uważam, że wybieranie sobie części faktów, mitologizowanie, bez ich zrozumienia, byle pasowało to do teorii robi więcej szkody niż pożytku. Przypomina pewien obraz z "Faraona", gdzie kapłani korzystali sobie z zaciemnienia słońca, wykorzystując niewiedzę innych. Nim wrócę do pingwinów zobrazuję jedną rzecz. Przykład będzie mocno przejaskrawiony, ale może uzmysłowi Ci do czego zmierzam.
Załóżmy, że masz młodego psa, samca. No generalnie psiunia wpatrzona w Ciebie, liże po buzi jak tylko może (no i oczekuje tego samego od Ciebie, ale ludzie zazwyczaj są ... banthami i tak nie robią), uwielbia Cię... A czasami kopuluje z Twoją nogą. To co robisz w niektórych stwierdzeniach w tym wątku byłoby analogią następującej sytuacji - w której stwierdzasz, po zachowaniu psa, że on Cię kocha bezgranicznie i jest ludzkim gejem, więc cała przyroda tak działa, bo to jest całkowicie natuarlane. Dochodzi do generalizowania na podstawie niepełnej obserwacji. Ja Ci proponuję zainstalować w domu monitoring i obserwować pieska. Okażę się, że poza Twoją nogą, kopuluje on z fotelem, fikusem (dendrofilia), głową wypchanego łosia (ewidentny przykład nekrofilii) i jeszcze przeleciał kota (zoofilia, w dodatku gwałt!), no i jeszcze wytegował się w futro z norek Twojej babci. W dodatku jak policzysz, okaże się, że te przypadki są częstsze niż spuszczanie się na Twoją nogę. Dlatego ja będę stał przy twierdzeniu, że pies ma chcice i potrzebuje uspokoić swoje instynkty, a nie jest homoseksualny. Nie ma samicy, więc teguje co akurat ma pod ręką. Najlepszy przykład to jest ten z kotem. Te zwierzaki się nie spotkały, nie dyskutowały sobie to co może anal dziś, albo oral... tylko pies dopadł kota, nie zgwałcił go ani oralnie, ani analnie, tylko wytegował się w jego futro. Kot po wszystkim (bynajmniej zadowolony nie jest, wytrzepał się poszedł dalej, ew. wylizał ślady. I niestety w przyrodzie tak dokładnie w większości wyglądają stosunki homoseksualne u samców... Generalnie to raczej czułbym się zażenowany, gdyby ktoś mnie złapał na ulicy, spuścił do kieszeni, bo to naturalne... Chodzi o to, że zachowania instynktowne nie do końca klasyfikują się naszymi pojęciami, zwłaszcza gdy próbujesz to podciągnąć pod pewne poglądy. Natomiast gdy kupisz psu suczkę lub dwie, może się okazać, że już nie będzie zainteresowany Twoją nogą, co można oczywiście tłumaczyć, że bez wiagry nie da już rady... Ja będę to tłumaczył, że pies nie potrzebuje zastępczego zadawalania.
No dobra, pokłóciliśmy się o to, ale Ty masz niepodważalny argument, że pies Cię kocha. Każdy to widzi jak się zachowuje. A że puszcza się z innymi rzeczami, cóż to tylko zwierzak. Natomiast ja znów będę wredny i będę twierdził, że psy mają trochę inną naturę społeczną, bardziej stadną, więc tam coś takiego jak partnerstwo analogiczne do małżeństwa (jak u zwierząt monogamicznych) nie istnieje. To innego typu relacja nie przenaszalna na ludzkie społeczeństwo. W przypadku psów, jest widoczne uwieblienie i przywiązanie do przewodnika stada, ale raczej one nie rzucają mu wyzwania, nie wyrzucają go ze stada jak słabnie, co zdarza się u innych zwierząt. Więc reasumując stwierdzając, że masz psa geja, który Cię kocha w moim odczuciu jedziesz po bandzie, bo wybierasz część zachowań, dobierając je tak, by pasowały do koncepcji, nie uwzględniały zaś wszystkich aspektów zachowań. To wybieranie może w prawie jest dobre, a na pewno czasem bywa opłacalne, ale w przypadku nauki dochodzimy do kuriozalnych wniosków i schodzimy na manowce. Z tym walczę i to mi się nie podoba, bo to jest już tworzenie pesudonaukowych dowodów.
Co do pingwinów, to przypomnę tylko ten fragment:
To, że niektóre choćby ptaki (u niektórych gatunków samce, u niektórych samice), wychowują młode bez partnera płci przeciwnej w towarzystwie innych ptaków tej samej płci, znów raczej nie świadczy o homoseksualizmie/biseksualizmie. Dużą rolę odgrywa tu instynkt stadny.
To, że obserwują ludzie dwa samce pingwinów, które żyją razem i stwierdzają, że są gejami, znów jest przykładem robienia z psa geja. W normalnych warunkach pingwiny faktycznie gromadzą się na wychowanie młodych w stadach. Część z nich jest wychowywana przez rodziców jednej płci (samców lub samic, różnie bywa u różnych gatunków). Tu jednak ważniejszy jest instynkt stadny, kolejna forma organizacji społecznej zwierząt, trochę podobna do tej psów, a nie relacja między dwoma osobnikami. Im stado jest mniejsze, tym bardziej jest zżyte. Jak zostają 2-4 pingwiny, to one faktycznie się trzymają bardzo mocno siebie. Owszem można tu wpychać ideologię, ale ja się pytam, po co? Lepsza jest obserwacja. Można zobaczyć jak te relacje słabną, gdy te 2-4 pingwiny połączymy z większym stadem, w którym się zaaklimatyzują i co będzie jak dodamy im na jakiś czas partnerów płci przeciwnej. Wniosek jest taki, że coś co może wyglądać pozornie na związek homoseksualny niekoniecznie nim jest. Niekoniecznie nawet jest związkiem. Przykładanie filtra ludzkich zachowań na zachowania zwierzęce nie powinno być robione na zasadzie dowolności, trzeba uwzględnić specyfikę, czego niestety nie robisz. Tak samo z szympansami karłowatymi, gdyby ich zachowanie porównywać z ludzkim to raczej byłby to odpowiednik meliniarskiej komuny, w którym każdy z każdym, wszystkie dzieci nasze są i bez badań DNA nie wiadomo które są kogo, a za byle co można prawie każdą przelecieć. Dlatego twierdziłem wcześniej, że używanie tych małp jako argumentu jest tak naprawdę uwłaczające homoseksualistom.
Jedna z największych bzdur, które padają w tym wątku, w przypadku tych pseudowodów dotyczy pomiajania dość istotnego faktu jakim jest specyfika zwierzęcej seksualności. Po pierwsze u większości zwierząt występuje ona tylko i wyłącznie w określonym czasie (cyklicznie, bądź spowodowana czynnikiem). Poza tym okresem czynności i potrzeby seksualne nie istnieją, organizm tego nie potrzebuje. Druga sprawa to fakt, jak mocny jest instynkt rozrodczy, który ewidentnie pcha zwierzęta ku stosunkom heteroseksualnym. To jest naturalny czynnik obronny, inaczej zwierzęta, które mogą się "brędzlować" nie bawiłyby się w męczący seks z partnerem a zabawiały same. Owszem jak nie mają innej możliwości dają upust swoim emocjom, ale to jest tak rozwiązanie awaryjne. Jestem daleki by przykładać to do ludzkich związków i seksualności. Ba, o tym też wspominałem przy okazji ptaków, tworzenie stałych związków w przyrodzie niekoniecznie jest związane z wiernością seksualną. Większość zwierzaków jak ma chcice to szuka sposobu by się zadowolić, jak nie ma partnera, to szukają alternatywy, potem już je nic nie obchodzi. Tu nie ma ideologii, jest zwykła biologia.
Natomiast wybacz, ale najbardziej w tym wszystkim zabiło mnie stwierdzenie, że u zwierząt występują raczej biseksualne orientacje/relacje niż czysto homoseksualne. Właśnie to jest kolejny karkołomny przykład wpisywania ideologii w obserwację. W nauce nie powinno już być na to miejsca. Prawdę mówiąc ani orientacja homoseksualna (czysto), ani biseksualna nie występuje. W sumie zastanawiałbym się, czy heteroseksualna występuje. Na pewno jest instynkt rozrodczy, a on powoduje, że samiec i samica się na wzajem ściągają i razem są najbardziej spełnieni. Cała reszta (czyli stosunki homoseksualne, w tym gwałty, dendrofilia, zoofilia, nekrofilia, pedofilia czy jeszcze inne sposoby samozadawalania się) to upuszczanie swojej chuci. I tu trudno stwierdzić, które z tych zachowań są najczęstsze. Więc wyciąganie jednych, pomijając drugie, właśnie w celach udowdnienia czegoś moim zdaniem jest po prostu jakimś koszmarnym błędem. Pal licho homoseksualizm, ale co jeśli naturalność nekrofilii będziesz próbował w ten sposób tłumaczyć? Właściwie to należałoby zadać pytanie, co Cię powstrzymuje. Byli już tacy, dostali IG Nobla za badania homoseksualnej nekrofilii wśród kaczek. Moim zdaniem nagroda była zasłużona, bo to już moim zdaniem ma niewiele wspólnego z nauką. Co nie znaczy, że takiego przypadku nie da się zaobserwować. Natomiast naukowiec powinien go też przeanalizować możliwie najszerzej.
Tak swoją drogą to jeszcze jeden temat chciałem poruszyć, mianowicie to, że pisano tu (chyba też u Ciebie się pojawiło), że celibat jest nienaturalny/nie występuje w naturze. Generalnie podobnie jak czysty homoseksualizm w większości przypadków jest on zjawiskiem niepożądanym (nie służy przedłużeniu gatunku), ale występuje dużo częściej niż coś co można by określić mianem orientacji (której moim zdaniem zwierzęta jako takie nie posiadają). Chodzi chociażby o pszczoły. Za moich czasów uczono jeszcze w podstawóce, że istnieją dwa rodzaje trutni - haploidalne i diploidalne. Te drugie są właśnie aseksualne, bo powstają z niezapłodnionych zygot i są poniekąd samicami. Nie uczestniczą w kopulacji z królową, więc dla roju są niepotrzebne. Larwy trudni diploidalnych, jak zostaną wykryte, są przeznaczane na pokarm dla innych (normalnych) larw. Ale zdarza się, że takie osobniki przeżywają. U kręgowców, zwłaszcza u niektórych ssaków, gdzie występuje poligiamia, samce poza stadem żyją w celibacie, natomiast organizm przestaje produkować hormony typu testosteronu, jeśli nie ma w pobliżu samic. W tych wypadkach to obecność samic jest czynnikiem rozwijającym instynkt rozrodczy. Samotne samce pełnią rolę zastępczą, bo gdy jakiś samiec, który ma harem, zginie, to inny może sobie te samiczki zgarnąć. Ale efekt jest też taki, że u części z nich po długim czasie zanika umiejętność produkowania hormonów, w myśl zasady biologicznej organ nieużywany zanika (tak jak ludzkie skrzela). Stają się więc dla natury zbyteczne i nieużyteczne. Ale są, istnieją.
Zważywszy na to, cały czas protestuję przeciw wyjmowaniu sobie dowolnie wybranych faktów z przyrody, by zobrazować coś ideologicznie. Niczemu to nie służy, w dodatku jak spojrzysz szerzej to spowoduje to tłumaczenie różnych dziwnych zjawisk. Biorąc szympasny to choćby można ludobójstwo uznać za normalne. Te zwierzęta, najbliższe nam pod względem genetycznym, mają fascynującą strukturę społeczną. O podstawowych komórkach już pisaliśmy, natomiast te ich meliny są pogrupowane w coś w stylu klanów. I zdarza się, że klany prowadzą ze sobą regularne wojny. Wtedy nie ma litości, czy konwencji praw szympansa, trybunału haskiego... Dlatego jeszcze raz napiszę. Znaleźć przykład wyrwany z kontekstu by coś udowodnić, to nie ma z tym problemu... tylko, że to niestety miecz obosieczny, bo w ten sposób można udowodnić bardzo dziwne rzeczy. Tu mówimy o przykładach, które nie są normą gatunkową. Natomiast co w przypadku modliszek (gdzie stosunek polega na tym, żeby zabić partnera po wszystkim?), czy choćby polskiej różanki, która do normalnego rozrodu potrzebuje szczeżui bądź skójki? Chodzi o to, że ryby trą się w w żywych małżach, co jest normą dla tych gatunków, bez małża rozród jest praktycznie niemożliwy! Wyobrażasz sobie przeniesienie tych dwóch przykładów na ludzi, toż Sodoma i Gomora to by było mało...
Mam nadzieję, że ten wywód w końcu wyjaśnił sens moich obiekcji. Popieram szerzenie nauk ścisłych i przyrodniczych, ale to nie jest przedmiot humanistyczny, w którym ważna jest interpretacja. Wręcz przeciwnie ona bardzo przeszkadza.