Wiesz co? TO NADAL NIE WYJAŚNIA DLACZEGO SEPARTYSCI(mając do wyboru milion innych planet) DECYDUJĄ SIĘ ZAATAKOWAĆ AKURAT SOJUSZNICĄ PLANETĘ!!
Po pierwsze: to że konflikt ma wykończyć obie strony, nie znaczy że kolejne kampanie, mają być prowadzone, w sprzeczności z jakimikolwiek logicznymi zasadami prowadzenia wojen. Wyobraż sobie że u Searatystów są goście inteligentni, którzy traktuja konflikt poważnie i naprawdę chcą go wygrać(nie w the Clone Wars 3D, tam wszyscy Sepkowie to idioci). A żeby wygrać potrzebne są im jakieś sukcesy, bo jaki to sukces rozbić parę flot, kiedy w zamian traci się całą planetę, a wiec potencjalną bazę, żródło jednostek, dochodów itd. Gdyby prowadzono wojnę na zasadzie najpierw uderzymy tu, potem gdieś hen daleko tam, a potem znowu zaatakujemy gdzieś tam, a na koniec znów wrócimy tam gdzie zaczęliśmy, to wojna skończyłaby się w ciągu paru miesięcy!!!! Prowadząc wojnę na wyniszczenie czy na wymęczenie, trzeba uważnie wybierać cele, bo inaczej roztrwonisz własnę zasoby. Tak więc "strategie które do nikąd nie prowadzą", nie nadają sie do prowadzenia jakijkolwiej wojny. A ta wojna ma cel... żeby trwała jak najdłużej! A to wbrew pozorom wymaga logicznych działań oraz strategii wojskowych. Konieczna jest równowaga sił, a więc dokładnie trzeba planować który sektor można poświecić, a który jest niezbędny do prowadzenia wojny.
BO ZASOBY WOJENNE NIE SĄ NIEWYCZERPYWALNE.
Ta wojna ma trwać tak długo jak się da. OK. Ale ciągłe atakowanie tych samych planet, mija się z celem jeśli nie ma żadnego strategiczno/taktycznego uzasadnienia. Każda strona miała własną przestrzeń i strefę wpływów, którą kontrolowała, dającą jej zasoby, broń, jednostki, kontrole nad szlakami itd. Jeśli stracisz te ważne tereny, to nie będziesz w stanie prowadzić wojen. A Cato Neimodia jest jednym z kluczowych światów separatystów.
Po drugie: Darth Sidious NIE STERUJE KONFLIKTEM, ON GO KONTROLUJE. To kolosalna różnica, albowiem nie jest tak że miesza SIĘ w każdy plan czy kampanie obydwu stron. Nie dyktuje im non stop co mają zaatakować lub co zdobyć. Owszem zdarza się że zleci im jakieś zadanie, ale w szczególnych przypadkach. Zwykle tego nie robi. Ma dostęp do planów taktycznych, ale interweniuję tylko wtedy jeśli dojdzie jego zdaniem do zbytniego przechylenia szali na którąś że stron. Plany militarne ustalają INNE osoby, takie które chcą wygrać ten konflikt. Sidous potem się z nim zapoznaje i decyduję. Albo mówi: OK nie widzę problemu, albo gdy plan zybtnio osłabi jedną że stron... też mówi OK, ale zaraz potem pozwala aby jakaś informacja na temat bitwy wyciekła do wrogiego wywiadów, zleca zwiększenie liczebności armii, podaje fałszywę dane itd. BO MUSI DBAĆ O POZORY, ABY NIKT NIE ZORIENTOWAŁ SIĘ JAKI JEST PRAWDZIWY CEL TEN WOJNY. A debilne plany kampanii, polegające przykładowo na atakowaniu własnych planet mu w tym nie pomogą.
Po trzecie: Atakować światy neutralne to zrozumiałe(które naprawdę są neutralne) to metoda Separatystów i Dooku na przedłuzenie konfliktu. To jest OK. Ale co im da inwazja na jeden ze swoich kluczowych światów? Że ich osłabi? To pewne jak cholera. Pytanie tylko po jakim niby sukcesie to ma ich osłabić? Nie wspominając że to bedzie BARDZO DUŻE osłabienie. Praktycznie niezaleznie od ich wyniku Feederacja utraci swą swobodę działania na Cato Neimodii.
To prawie tak jakby Republika nagle zaatakowała Aldeeran albo Naboo! Mówię prawię, bo w sumie to one ją popierają, ale ich wkład materialny w prowadzenie wojny jest niewielki. A Separatyści przyslą im pomoc. Co brzmi głupio? Ale przedłuży działanie wojny? No tak. Czyli wszystko byłoby OK. "bo tak ma być, bo Separatyści mają być osłabieni, bo Republika ma być osłabiona, bo Jedi mają być tą wojną wykończeni." Oczywiscie idąc twoim tokiem rozumowania.