Witam! To moje pierwsze opowiadanie tutaj. Pisałem je przez święta i mam nadzieję, że się spodoba. Całość miałaby być tylko początkiem pewnej długiej historii dziejącej się zaraz po wydarzeniach z KOTOR 2.
Proszę tylko o wyrozumiałość i jakieś uwagi, które moga sie przydać
Zapraszam!
Rozdział 1
Rhen Var. Lodowa planeta wydawała się być niczym niebiesko matowy kryształ gdy spoglądano na niego z orbity. Taki widok ujrzał pilot małego myśliwca, który właśnie zbliżał się ku niej.
- Tak T6, to tu. – słysząc to astrodroid wydał porozumiewawczy pisk.
Myśliwiec przedarł się przez atmosferę i wzleciał nad zlodowaciałymi szczytami gór tego zimowego świata. Pilot wpisał wcześniej podane mu namiary do komputera nawigacyjnego. Mapa wskazała mu miejsce oddalone niedaleko od jego pozycji. Obniżył więc lot i zmienił jego tor.
- Kto miałby tu przebywać? – powiedział sam do siebie patrząc na pokryte śniegiem ruiny dawnych budowli. Po chwili jednak ujrzał jakiś mocno naświetlony punkt. Spojrzał na holomapę znajdował się dokładnie nad miejscem spotkania. Wylądował więc na środku placu znajdującego się pod nim. Myśliwiec przywarł do ziemi, a jego silnik roztopiły warstwę śniegu pod nim. Kokpit otworzył się. Ze statku wyskoczyła postać ubrana w lekką, aczkolwiek ciepłą skórzaną, kurtkę wysokie buty i hełm z przepaską zasłaniającą twarz. Obróciła się i wyjęła ze statku długi płaszcz, który szybko nałożyła.
- Zostań tu T6.
- Beebepop – odparł droid, niepocieszony z polecenia właściciela.
Wtem pilot usłyszał kroki robota gdzieś za sobą. Odruchowo odsłonił swój pas i chwycił za blaster.
-Witam! – usłyszał i obrócił się celując przed siebie. Stał przed nim robot protokolarny, choć wyglądał jak robot bojowy ze względu na pancerz z durastali mający osłaniać go przed zimnem.
- Och! Proszę nie strzelać! Jestem GP-81. Mój pana życzył sobie bym cię powitał
łowco. – odparł robot.
- Ekhem… - mruknął pilot i odsłonił przepaskę. Spod niej wysunęły się różowe usta i piękne, lodowo błękitne oczy, które teraz spoglądały ze zirytowaniem na droida.
- Och! Przepraszam, nie chciałem urazić, łowczyni! Tylko proszę nie strzelaj! – odpowiedział przerażony droid. Ona wyglądała jednak jakby właśnie zamierzała to zrobić. Opuściła jednak broń i przypięła ją do pasa.
- Zabiorę Panią do mojego Pana. – powiedział droid i ruszył w stronę najbliższej ruiny budynku. Łowczyni zapięła ponownie przepaskę i ruszyła za nim.
Gdy weszła do środka zaniepokoił ją dźwięk szurania stali. Podążała jednak wciąż za robotem. Nagle padł strzał. Niecelny, lecz z pewnością wymierzony w łowczynię. Rozejrzała się i ujrzała po swojej prawej dużą grupę uzbrojonych droidów bojowych. Padła na ziemię i schowała się za pozostałością jednej ze ścian. Droid protokolarny oddalił się i zniknął z pola widzenia. Łowczyni wychyliła się na chwilę, by ocenić sytuację. Policzyła roboty. Było ich 9. Każdy był to stary aczkolwiek niezwykle niebezpieczny model robota wojennego Sithów. Znów schowała się za murek. Była cały czas pod ostrzałem. Wyciągnęła blaster. Błyskawicznie wychyliła się. Oddała dwa strzały i zestrzeliła pierwsze dwa droidy od razu. Podchodziły jednak coraz bliżej. Nie miała wyboru. Chwyciła termodetonator i rzuciła w ich stronę. Eksplozja była gwałtowna i zniszczyła zarówno droidy jak i obszerną część ściany za nimi. Wtem łowczyni usłyszała jak drży budowla. Wybuch musiał zniszczyć jej ścianę nośną. Wybiegła błyskawicznie i przeszła do wewnątrz jakiegoś dziwnego tunelu. Usłyszała jak konstrukcja za nią zawaliła się i zablokowała wejście. Nie miała wyboru. Ruszyła dalej.
Po chwili ujrzała światło. To z pewnością wyjście z tunelu. Wybiegła i stanęła wewnątrz ogromnej jaskini. Przypominała ogromną salę, niczym te w świątyni Jedi na Coruscant.
- Udało Ci się łowczyni… - usłyszała znajomy jej głos robota, który ją wcześniej prowadził. Bez wahania strzeliła na oślep prze ramię i rozwaliła droidowi głowę.
Podeszła kilka kroków do przodu i stanęła na środku lodowej sali. Ujrzała przed sobą schody, wyrzeźbione z lodu, a na nich stały dwie zakapturzone postacie.
- Moje uszanowanie łowczyni. Zdałaś test. – powiedziała bliżej niej stojąca postać po czym zdjęła kaptur. Jej oczom ukazał się mężczyzna o krótkiej, siwej brodzie i wyraźnej szramie na lewym oku. Po chwili kaptur zdjęła i druga postać. To również był mężczyzna. Przystojniejszy i dużo młodszy. Zszedł stopień niżej by zrównać się ze starszym mężczyzną.
- Test? Jaki znów test? Chodzi ci o te droidy? Trochę bez sensu. Nie wiem co ja tu jeszcze robię, skoro chcecie mnie zatrudnić, a po przylocie na takie odludzie chcecie mnie zabić. Czego to miało dowieźć? – wyrzuciła z siebie to z intrygowana łowczyni.
- A zatem domyśliłaś się że, to my cię tu zaprosiliśmy. Czego to miało dowieźć? Twoich umiejętności, rzecz jasna. Potrzebuję dobrego łowcy nagród. Ostatni okazał się być zbyt słaby nawet jak dla tych droidów. Zwątpiłem więc. – odparł starzec i odwrócił się do młodzieńca. – Suvam est laim. –powiedział, a młodzieniec odszedł.
- Kim jesteście i czego ode mnie chcecie? – zapytała Łowczyni nagród.
- Przedstawię się więc: Jestem Darth Legius, a ten, który wyszedł to mój uczeń, Darth Executor…
- Jesteście Sithami? – błyskawicznie spytała.
- Poglądy polityczno-ideologiczne chyba nie grają roli dla PRAWDZIWEGO łowcy nagród…? Skąd więc to zdziwienie w twym głosie?
- Owszem. Nie jestem faworytką żadnej ze stron odwiecznych konfliktów. Zdziwiła mnie tutaj głównie wasza obecność. Sithowie na takiej planecie to nietypowe zjawisko. Szukałabym gdzieś gdzie macie swe „potajemne” akademie i snujecie plan powrotu na szczyt. – odpowiedziała już ze spokojem w głosie.
- Fakt. Widać, że jesteś dobrze poinformowana. Właśnie w tej sprawie Cię tu wezwałem. – powiedział starzec.
- Mam pomóc Sithom?
- Powiedzmy to łagodniej, masz wykonać zlecenie dla Sithów.
- Nie mieszam się w politykę… - odpowiedziała.
- W takim wypadku powiem to inaczej: misja, którą dla ciebie mam, nie ma charakteru wzmocnienia całej potęgi Sithów rozsianej po galaktyce. Rozbitej… chyba wykonasz zadanie mające charakter porachunków indywidualnych...?
- Mogłabym, ale nie może być w to zamieszany żaden dygnitarz Republiki. – powiedziała i podeszła kilka kroków do Legiusa. - Domyślam się, że chodzi o zabójstwo. Kogo masz na myśli?
- Senator Druvaan Sawt.
- To przedstawiciel królowej z Iziz w Republice.
- Tytuł nie robi z niego polityka. To przedstawiciel głównie swoich ideologii, który czerpie przyjemność z bezczeszczenia reliktów historii. Działał dla Iziz i Republiki przez pierwszy rok służby dla królowej. Po wyprawie na Yavin IV rozpoczął wyniszczającą krucjatę przeciwko Jedi i Sithom kradnąc „błyskotki” z dawnych ośrodków obu przedstawicieli i niszcząc wszystko za sobą. – rozjaśnił Lord Sithów. Podszedł do kryształowego okna znajdującego się na platformie do której prowadziły schody. Łowczyni podeszła i stanęła obok niego. Wyjrzała przez okno i ujrzała jego ucznia medytującego na środku jakiegoś dziwnego placu w dalszej części jaskini.
- Jeżeli to ma mieć charakter indywidualnej potyczki, to co jest powodem? – zapytała.
- Druvaan planuje wyprawę by zniszczyć największą spuściznę Sithów. Pragnie zniszczyć wszystkie obiekty związane z historią wyznawców tej ideologii na Korribanie. To miejsce jest dotąd niezbadane i są tam rzeczy, które mają dla mnie wielkie znaczenie…
- Chcesz je zdobyć? – zapytała.
- Być może, ale to temat na inną rozmowę. – odparł Legius.
- Patrząc z tego punktu widzenia - nie mam zastrzeżeń.
- Pozostaje więc tylko jedna kwestia – jak ci na imię? – zapytał.
- Elen Lovvben do usług.
- Ruszaj więc. Przygotuj się i wykonaj powierzoną Ci misję zanim on wypełni swoją. Tędy dotrzesz do swego statku – powiedział Legius, wskazał jej ręką wyjście obok i założył kaptur. Przyjrzała się jeszcze jego uczniowi. Stał się on obiektem jej rozmyślań. Zastanawiała się kim jest tajemniczy blondyn będący adeptem Sithów. Pożegnała się jednak i ruszyła ku wyjściu. Gdy stała już przed nim. Obróciła się i zapytała:
- Czemu nie wyślesz, któregoś ze swych uczniów by to zrobił? Sithowie to ponoć niezwykli zabójcy.
- Mam tylko jednego ucznia… - oznajmił.
- Z tego co wiem roi się was w galaktyce jak wookiech na Kashyyyk.
- Kiedyś doznałem wizji. To było jednoznaczne przesłanie. Opuściłem akademię biorąc najlepszego z mych uczniów. I przeniosłem się tu. Przewidziałem, że kiedyś ktoś ustanowi zasadę by Lordów Sithów było dwóch. Kiedyś znajdzie się potężniejszy Sith niż ja, niż którykolwiek z dzisiejszych i wprowadzi ją na stałe w życie, a nie pozostanie ona tylko moim wymysłem… - Lord umilkł po czym cicho lecz zrozumiale powiedział. - Ruszaj już. Nie trać czasu.
- Dobrze. Wróce gdy Sawt będzie leżeć w kostnicy… - powiedziała i wybiegła z sali.
______________________
zdaję sobie sprawę, ze niektóre rzeczy mogą być niezrozumiałe, np. od kiedy Sith troszczy się o dobra historii ^^, ale całość miałaby wyjaśnić się w dalszym ciągu historii.