TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

Gwiezdne Wojny po staropolsku 1

GeneralVeers 2012-12-06 21:23:00

GeneralVeers

avek

Rejestracja: 2012-11-17

Ostatnia wizyta: 2016-03-18

Skąd: Warschau

Mój debiut jeśli chodzi o opowiadania. Będzie to opis "Mrocznego Widma" w stylu nawiązującym do staropolszczyzny. Powód? Cóż, moje zainteresowanie historią. Zdaję sobie sprawę, że połączenie GW i tego stylu nie wszystkim będzie odpowiadać, jestem gotowy na krytykę. Traktuję to opowiadanie jako eksperyment. Oto wstęp, na razie tylko tyle:

1.

Zacznijmy od tego, iż Senat Rzeczpospolitej onej sławnej Galaktycznej, od lat tysięcy jedność i pokój zapewniającej, zebrawszy się na posiedzeniu w stolicy tejże Rzeczpospolitej, Coruscant, podatki na szlaki handlowe nałożyć postanowił. Baczenie mieć w tym względzie mieć należy, iż decyzyja owa najsprawiedliwszą była, albowiem to gildie do prywatnych osób należące zysk z owych szlaków ciągnęli, nie zaś rząd, któren to po wielokroć przez gildie oszukiwan, ni Dataryi złamanej nie dostawał. W gronie gildyj tych najprzemożniejsza była Federacja Handlowa, przez kupców z Neimoidii kierowana, senatora nawet posiadająca. Zebrali się tedy Neimoidianie i uradzili, że tak być nie może i aby na Res Publice wrażenie wywrzeć, do odwołania decyzyi Senatu zmusić, flotę swą na planetę Naboo skierowali. Bo nadmienić trzeba, iż Neimoidianie, choć tchórzliwi i do walki nienawykli, armię robotów trzymali, bo choć to było contra legem, machinacyje takowe pod pozorem ochrony portów prowadzili. Na czele Rzeczpospolitej stojący Kanclerz Valorum, tymże kupcom niechętny i z abominacyją na nich patrzący, do Zakonu Jedi się zwrócił. A Zakon ów obroną Pax Galactica się zajmował i widząc dlań periculum, dwóch Rycerzy z poselstwem do Neimoidian wysłał. W takiż się sposób ta historia rozpoczęła.

LINK
  • Pamiętniki

    Kassila 2012-12-07 08:42:00

    Kassila

    avek

    Rejestracja: 2009-10-27

    Ostatnia wizyta: 2024-07-09

    Skąd: Cieszyn

    mistrza Yody

    Powtórki i insze masz: Baczenie mieć w tym względzie mieć należy; gildie zysk CIĄGNĘŁY a nie ciągnęli. Res Publica - pasuje tu jak pięść do nosa, zostań przy Rzeczypospolitej (przez Y właśnie); ee i jak na mój gust za dużo łaciną jedziesz pod koniec, a z początku jej nie było: wyrównaj proporcje i daj przypisy, bo oj, wiele wiosen minęło, jakem poznawała opowieści imć pana Sienkiewicza o Najjaśniejszej Rzeczypospolitej pisane

    Dziwnie się to czyta, ale fajnie się zapowiada Mi się podoba

    LINK
    • ...

      GeneralVeers 2012-12-07 18:11:00

      GeneralVeers

      avek

      Rejestracja: 2012-11-17

      Ostatnia wizyta: 2016-03-18

      Skąd: Warschau

      2.

      Rycerzami owemi byli mistrz Qui-Gon Jinn, negocyjator niezrównany, szermierz znakomity oraz uczeń jego młody, Obi-Wan Kenobi. Siedli tedy w krążownik do dyplomatycznych afer przystosowany, któren to im Kanclerz był wyznaczył i ruszyli na Naboo, nad którym flota federacyjna stała. Podróż krótka a spokojna była i czasu wiele nie minęło, aż z okien korabia gwiezdnego ogrom floty owej Rycerze obaj dostrzegli. Nad planetą sześć bowiem wielkich półpierścieni, każden z kulą wewnątrz (która to cor okrętu stanowiła, tam też dowództwo każdego z nich rezydowało). Statek Rzeczypospolitej wylądował w hangarze, któren z prawej strony okrętu flagowego się znajdował. Gdy tylko Rycerze zakapturzeni z pojazdu wyszli, droid-protocolant śrybrnej barwy jął ich witać.
      "Jam TC-14, wielki to zaszczyt mości panów gościć."- rzekł głosem niewieściem, choć metalicznem. Po czym wprowadził obu do sali negocjacyjnej, w której stół długi krzesłami obstawiony stał. Wnioskować było można, iż choć Neimoidianie do tchórzliwych person należeli, polityczną nacją byli. Protocolant zostawił obu posłów i w ukłonach wyszedł, by Vice-króla, Federacyi przywódcę, któren się na mostku dowodzenia znajdował, o przybyciu posłów powiadomić. Gdy wyszedł, Rycerze kaptury zdjęli i oblicza ich się ukazały- twarz Qui-Gona wąsata, długimi włosami okolona, doświadczenie wielkie z niej biło. Zaś na młodej twarzy Obi-Wana, ozdobionej krótkim warkoczem, tradycyjnie uczniom przysługującym, wielki niepokój się jawił.
      "Złe mam przeczucia."- rzekł do mistrza, na co ten odpowiedział: "Ja nic nie czuję, spokojnym bądź zatem, uczniu mój, jako mistrz Yoda radzi. Ci kupcy to tchórze, przeto pacta krótkie będą.". Nie wiedział jednakże, iż uczeń jego słuszność miał, albowiem już tam na mostku dowodzenia Vice-król Nute Gunray los nędzny im szykował. Gdy tylko bowiem w szaty długie a wystawne i tiarę wysoką przystrojon Vice-król od protocolanta się dowiedział, iż ambasadorowie na Jedi wyglądają (na co gotów nie był), w wielką trwogę popadł on i oficyjer-adiunkt jego, Rune Haako. Nie wiedząc, co robić, protocolanta wysłali, pod pozorem ugoszczenia posłów. Albowiem w mroczne jakoweś machinacyje wodzowie federacyjni byli uwikłani, gdyż zaraz z jakowąś personą zakapturzoną za pomocą holoprojektora się połączyli, imć Lordem Sidiousem go tytułując. Tenże, obecnością Jedi rozeźlon, zabić ich kazał. I Vice-król nakazał za pomocą rur specyjalnych gazy trujące do sali negocyjacyjnej wpuścić (bo wiedzieć trzeba, iż Neimoidianie w takich razach eksperiencyję pewną mieli). Zaraz też pięciu droidów bojowych, do szkieletów podobnych, u wrót sali stanęło, by ciała ambasadorów zniszczyć. Wtenczas, inni droidowie harmatą laserową do destrukcyi okrętu ambasadorów doprowadzili. Gdy jednak gazy wpuszczono, Jedi, poznawszy, że coś tu nie tak jest, oddech wstrzymali, miecze swe świetlne wyciągając, wielką konfuzyję u protocolanta powodując. Postanowili tedy na mostek jakoś się przedostać, Vice-króla pojmać i do wyjaśnień zmusić. Wyszli przeto z sali, gdzie już droidowie bezduszni na nich czekali. Chryja się zaczęła- droidowie zbyt głupawi na Jedi jednakowoż byli (bo pamiętać należy, iż samo to tałatajstwo myśleć nie umiało i computer za nich to czynił) i wkrótce wszyscy na ziemi leżeli, pocięci w takiż sposób łatwy, że to aż śmiech brał, lub Mocą pchnięci. Podbieżał tedy mistrz Qui-Gon do wrót mostka dowodzenia, miecz swój o klindze zielonej wbił w nie i począł otwór wycinać, ku wielkiemu przerażeniu Neimoidian. Uczeń zaś Qui-Gona osłaniać mistrza począł od droidów, które nadbiegać zaczęły. Trzech zaraz padło. Wówczas Haako nakazał wrota podwójne zamknąć. Chrząknęło, szarpnęło i już się zdawało, że Qui-Gon powstrzymanym został, zaraz jednak i przez drugie wrota przebijać się zaczął. I widząc, iż to wszystko na próżno, zawezwali Neimoidianie droideków, to jest droidy takowe, co to toczą się miast chodzić, w postoju zaś strzelają z siłą droidów dziesięciokrotną, błoną pola ochronnego otoczone, przez Colicoidów okrutnych wytwarzane. I tak z kolei Jedi, widząc iż finał boju niepewny, obaj wskoczyli w szyb wentylacyjny, śmierci uchodząc. I wówczas z Vice-królem kontakt nawiązała królowa Naboo, Amidala, młoda krasawica, w szaty szkarłatne pysznie zdobione odziana. Z dumą wyraźną oświadczyła, iż blokady już koniec, bowiem sam Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Galaktycznej Wielki Kanclerz poselstwo posyła, na co odpowiedział jej Vice-król, w żywe oczy kłamiąc i na naiwność monarchini licząc, że żadnych to posłów tu nie było. Widząc jednak, iż królowa nie w ciemię bita, inwazyję Naboo zarządził, w obawie przed owymi Jedi. I faktycznie, gdy Jedi z wentylacyi wyskoczyli w hangarze głównem, za kontenerem się skrywszy, obserwować mogli tysiące droidów, transporterów i czołgów moc i potęgę niezmierzoną, jakiej Galaktyka nie znała. I tak, do konkluzyi dochodząc, iż faktem było, że negocjacyje extraordynaryjnie krótkie były i świętej głowy poselskiej nie uszanowano, rozdzielili się, weszli potajemnie na różne dwa z okrętów inwazyjnych, by na Naboo dotrzeć i jej mieszkańców ostrzec.

      LINK
  • ...

    Qel Asim 2012-12-07 14:16:00

    Qel Asim

    avek

    Rejestracja: 2010-09-21

    Ostatnia wizyta: 2024-11-20

    Skąd: Pszczyna

    Całkiem sympatycznie to wyszło, podobało mi się pomimo mojej serdecznej niechęci do języka rodem z Trylogii Sienkiewicza

    LINK
  • Rewelka

    Falcon 2012-12-17 11:08:00

    Falcon

    avek

    Rejestracja: 2003-01-05

    Ostatnia wizyta: 2017-07-28

    Skąd: Wołomin

    Dajasz dalej

    LINK
  • ...

    GeneralVeers 2012-12-17 20:25:00

    GeneralVeers

    avek

    Rejestracja: 2012-11-17

    Ostatnia wizyta: 2016-03-18

    Skąd: Warschau

    3.

    Natenczas na Naboo, w mieście stołecznym Theed, w pałacu królowej rada się odbywała. Siedzieli tedy w sali tronowej: królowa, fraucymerem swym otoczona, Sio Bibble, szambelan królewski, kapitan Panaka, oficyjer gwardii królowej, człek czarnoskóry wielkiej mądrości i jeszcze kilku dostojnych mężów. Widząc bowiem, iż sytuacyja w polityce paskudna, połączyć się ze swym senatorem na Coruscant postanowili. Rychło jednakowoż połączenie przerwane zostało, a królowa i rada jej doszli do konkluzyi, iż inwazja się rozpoczęła. I słuszność mieli, albowiem nie dalej jak pięć kroć dziesiątków wiorst od Theed flota Federacyi wylądowała. Vice-król polecił droidowi-oficyjerowi szczególne mieć baczenie, gdyż, jak mniemał (nie pomyliwszy się zresztą), Rycerze Jedi się z flotą na Naboo wybrali. Ergo, Rycerze, którzy jak wspomniano rozdzielili się wprzódy, teraz postanowili ujść w lasy i tam się schronić. Ale armia federacyjna bór nabooański penetrować poczęła, wielki zresztą zamęt w nim powodując. Zbieżał tedy zwierz z matecznika przez technikę wypłoszon. I tak się zdarzyło, że Mistrzowi Qui-Gonowi na drodze istota pewna stanęła, którą to Mistrz wprost spod czołgu wyciągnął, żywot ratując. Istota owa nader krotochwilną się okazała, bo też i prezencyją takie wrażenie sprawiała: pysk szkaradny, choć przyjazny, długim jęzorem obdarzony (którym to jęzorem mełło to-to bez przerwy), oczy na szypułkach ślimacze jakby, uszy długie, aż na ramiona opadające. Jednym słowem- ni ryba to, ni człek. Rychło też z mowy stworzenia tego wynikło, iż do rasy Gunganów należy (bo pomnieć należy, iż na Naboo prócz ludzi jeszcze takowi exystencyję wiedli) i że Jar Jar Binksem się zowie, że Mistrza dozgonny on dłużnik i od tej pory kompanionem mu będzie. I tak, chcąc, nie chcąc, musiał biedny Qui-Gon asystencję jego znosić. Uszli może ze sto jardów, a Obi-Wan do nich dołączył, siłom droidzim umykając. Binks opowiedział Rycerzom o jakowymś mieście podwodnym, Otoh Gunga je po swojemu przezywając. Spytali go zatem Rycerze, czy by ich nie mógł tam poprowadzić, na co ten, wielce zmieszany, responsy odmownej udzielił, albowiem krajanie jego za jakieś przewiny go banitą ogłosili i śmierci okrutnej poddać by go mogli in casus powrotu. Rychło jednak posłyszał, iż droidowie ku nim idą i zdanie zmienił, bowiem wolał już z rąk krajan zginąć. Szli tedy lasem nie dłużej jak pięć zdrowasiek, aż doszli nad brzeg rzeki jakowejś. Tam do wody weszli (bo Jedi maski do oddychania sub aquae mieli) i tak długo płynęli, aż oczom ich ukazał się widok piękny- miasto gungańskie, otoczone sferą błoniastą, pod którą oddychać się dało. Gości nowych otoczyli rychło Gunganie, na widok Binksa z trwogą wrzeszczący. Rozpędzili motłoch stróże pod komendą niejakiego Tarpalsa, którzy to przybyli na kaadu, to jest wierzchowcach ichnich, po czym bez zbędnych awantur Binksa i Rycerzy pojmali i przed oblicze Rady Miejskiej postawili. Na czele Rady owej stał srogi Boss Nass, osobnik nader opasły, któren to miał w zwyczaju parskać okrutnie. Z początku chciał on Binksa za praw złamanie na śmierć skazać i byłby pewnie zamiar ten spełnił, gdyby nie interwencyja dyplomatyczna Qui-Gona, któren to wyłożył imć Nassowi, iż Binks wobec niego dług ma, albowiem życie mu uratował. I Nass puścił wolno tegoż Binksa. Wyprosił Qui-Gon u niego jeszcze, by im jakowyś transport do Theed pożyczył. Nass przystał na to i dał im bongo, to jest korab podwodny, choć ludzi nie lubił i w wojnę na powierzchni nie wierzył. A jako przewodnika dał im tegoż Binksa, chcąc go z dala od miasta trzymać. Rychło też korab z miasta wypłynął, wśród opowieści owego Jar Jara, za cóż to go wygnano, tak nudnych, iż opisu ich oszczędzić trzeba, bo to spamiętać te brednie i trudno, i nie warto. A szybko tych banialuków zaprzestać musiał, bowiem rybsko jakoweś ogromne w kadłub się zębiskami wgryzło, lecz na szczęście wszelakie, jeszcze większe rybsko się znalazło, które to napastnika pożarło. Zaraz jednak wybawca w prześladowcę się zmienił i ścigać statek począł. Widząc to, Rycerze w grotę wpłynęli, pośród histeryj Binksa, któren to już się martwym w duszy widział. I tam nowa przeszkoda- zasilanie zaprzestało działać, lux reflectorów zagasło. Na Jar Jarze- skóra w jaszczur, tymczasem Mistrz Qui-Gon zasilanie naprawił. Gdy tylko reflectory działać zaczęły, tuż przed korabiem pojawiła się szkaradna morda zębata ryby tak wielkiej, jak Leviathanus, długiej na jakie półtora mili. Ale na szczęście ryba, która uprzednio bongo ścigała, smaczniejszym kąskiem dla tegoż potwora się okazała i szybko w jego paszczy zginęła, bongo zaś pomknęło ku stolicy, która to już wówczas w zasięgu armii droidów była.

    LINK
  • Genialne!

    zorad 2012-12-17 21:03:00

    zorad

    avek

    Rejestracja: 2007-09-15

    Ostatnia wizyta: 2015-12-16

    Skąd:

    Świetnie się czyta, może potem przetransponujesz na staropolski dalsze części i starą trylogię?

    LINK
  • ...

    zorad 2012-12-17 21:27:00

    zorad

    avek

    Rejestracja: 2007-09-15

    Ostatnia wizyta: 2015-12-16

    Skąd:

    Czekać będziem i wspierać duchowo...

    LINK
  • ;D

    Matek 2012-12-17 22:58:00

    Matek

    avek

    Rejestracja: 2004-10-04

    Ostatnia wizyta: 2018-06-22

    Skąd: Skierniewice

    Powinieneś to wysłać aby zostało opublikowane wraz z fanfikami i z newsem na głównemj, aby więcej osób to zobaczyło ;D

    LINK
  • ...

    GeneralVeers 2012-12-18 19:21:00

    GeneralVeers

    avek

    Rejestracja: 2012-11-17

    Ostatnia wizyta: 2016-03-18

    Skąd: Warschau

    4.

    Jak kampania wojenna Federacyi wyglądała szkoda opowiadać, bo krótka nader była. Nadmienić przeto należy, iż w ciągu godzin kilku większe osady zajęli droidowie, zwykle oporu żadnego nie napotykając, alboli słaby tylko. Rychło też się armia federacyjna na peryferyjach Theed Miasta Królewskiego Stołecznego pojawiła, gdzie to ni jeden wystrzał jej nie powitał. Widząc, iż u Nabooanów ochota do walki niewielka, zarządzono by pałac królewski zajęto i monarchinię przy okazji pojmano. I tak też się stało, ku wielkiej radości Vice-króla, któren to wraz ze swym adiunktem w stolicy wylądował i nie więcej, jak w dwa pacierze później królową z jej dworem oglądał, szydząc z niej przy tem okrutnie, pychą zwycięską przepełnion i triumfem upojon. Zaraz też kazał droidom zabrać Jej Wysokość do obozu dla brańców. Ale nie wiedział o tem, iż jak w sam raz wtenczas bongo z Jedi i Binksem do miasta dotarło. Wyszli tedy obydwaj Rycerze z Gunganinem na brzeg i patrole mijając udali się w okolice pałacu, by monarchinię odbić. Ujrzeli ją z jej dworem, wiedzionych przez eskortę droidów dziesięciu. Gdy tylko orszak pod jakąś bramą między dwiema kamienicami rozpiętą miał przechodzić, weszli Jedi na ową bramę, a gdy tylko orszak się zbliżył, skoczyli wprost na eskortę z mieczami włączonemi. Zaraz też trzech droidów padło, wkrótce zaś z eskorty zbierać co nie było. Strażnicy królewscy na rozkaz Panaki droidom posiekanym broń odebrali i orszak wraz z Jedi chyżo wszedł w jaką uliczkę boczną. Tam też imć Sio Bibble wyrzuty ambasadorom poczynił, winą za inwazję ich obciążając, na co Jedi opowiedzieli, jak to głów świętych poselskich nie uszanowano. Uradzono, iż na Coruscant udać się należy, by przed Kanclerzem Wielkim i Senatem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Galaktycznej praw swych dochodzić i infamiją Neimoidian obciążyć. Choć spór tu nowy wynikł, albowiem królowa koniecznie na Coruscant lecieć chciała, co Jedi jej odradzali. Ale królowa na swoim stawiała twardo i decyzję podjęto, iż Sio Bibble na Naboo zostanie, by o stanie okupacji informować. Poszli tedy wszyscy do hangaru pałacowego, w którym to wielki, przepiękny, śrybrny korab kosmiczny królewski stał, obecnie przez droidów pilnowany. Droidowie trzymali tam też pilotów wojskowych. Obi-Wan postanowił pilotów uwolnić, podczas gdy Qui-Gon okręt miał opanować. Podszedł tedy Mistrz z dworem i gwardzistami królowej do statku, gdzie ich dowódca droidów zatrzymał. Gdy tylko droid się dowiedział, że Qui-Gon królową na Coruscant zabiera, aresztować ich kazał, rychło jednak decyzyi tej pożałował (albo i nie, bo przecież myśleć to nie potrafiło), albowiem Mistrz jednym ciosem miecza głowę jemu i trzem jego podkomendnym odrąbał. Wtenczas, Obi-Wan droidów pilotów pilnujących rżnąć począł. I chryja się zaczęła, Rycerzom w sukurs gwardziści przyszli, do droidów z miotaczy waląc, rychło też piloci dotąd zniewoleni za broń chwycili i do statku przemykać się poczęli. A choć kilku trupem padło, wkrótce okręt z hangaru wyleciał, unosząc bezpiecznie uchodźców. Zaraz też ponad atmospherę wyleciał, nową przeszkodę napotykając. Oto bowiem przed nimi flota Federacyi się ukazała, która to z całej bateryi harmat laserowych do nich splunęła. Długo czekać nie trzeba było na efecta, strzał jeden kadłub okrętu okrutnie pokiereszował. Zaraz też na kadłubie się pojawiło trzech astromechów, to jest takowych robotów małych a baryłkowatych, zwykle na statkach rezydujących celem uszczerbków naprawy. Poczęły one kadłub reperować, ale puszkarze federacyjni na nich ogień skierowali. Wkrótce jeden z drugim astromechy zmiecione zostały i jeden tylko się ostał, dzielny a heroiczny, któren usterkę naprawił i bezpiecznie do wnętrza korabia wrócił, ku wielkiej radości załogi. Piloci zaś zdolni w swym fachu byli i łatwo się przez blokadę przedarli, od federacyjnych zakusów królową ochraniając.

    LINK
  • ...

    GeneralVeers 2013-01-26 12:20:00

    GeneralVeers

    avek

    Rejestracja: 2012-11-17

    Ostatnia wizyta: 2016-03-18

    Skąd: Warschau

    5.

    Kiedy się już korab królewski przez blokadę przedarł i poza zasięgiem puszkarzy federacyjnych znalazł, decyzyją kapitana Panaki astromecha bohaterskiego przed oblicze monarchini przywiedziono. Królowa wdzięczność robotowi wyraziła, jakoby stał przed nią rycerz jakowy, nie zaś droid prosty i nakazała jednej z dwórek swych, której Padme było na imię (a która to dwórka jeszcze w tejże historyji rolę odegra) robota wyczyścić. Droid, któren to numer R2D2 nosił, dla proweniencji jegoż identyfikacji ułatwienia, Jej Wysokości podziękował piszcząc i insze dźwięki wydając (bo wspomnieć w tym względzie należy, iż droidy astromechowego autoramentu mówić nie umiały). Zaraz też poszła dwórka z astromechem do technicznego przedziału korabia by ablucji R2D2 dokonać.
    Wtenczas w kabinie pilotów korabia dużo poważniejsze sprawy omawiano. Okazało się bowiem, iż federacyjny ostrzał cor rdzenia hipernapędu uszkodził, ergo nie mógł korab w hiperspherę wskoczyć, to jest prędkośći extraordynaryjnie chyżej osiągnąć, któraż to na Coruscant dolecieć by im dopomogła. Planeta najbliższa, Tatooine, wprawdzie pod władzą federacyjną nie była, jednakowoż Huttowie nią władali, to jest istoty tłuste niemożebnie, z upodobaniem rozbojem się zajmujące. Zresztą cała owa planeta mała, pustynią w części większej pokryta, z kilkoma ledwie oppidiami, pełna zbójców, uciekinierów przed prawem i inszych hajdamaków z całej Galaktyki była. Dlatego też imć Panaka, któren to za protekcyję żywota monarchini odpowiadał, jako żywo lądowaniu tamże się sprzeciwił, uległ jednakże rychło namowom Mistrza Qui-Gona i w kilka godzin później na przedpolach jednego z oppidiów wylądowali. Uradzono, iż do miasta udadzą się Mistrz Qui-Gon (któren zakonną swą szatę pod wojłokiem ukrył), droid R2D2 oraz Binks. Obi-Wan zaś na pokładzie miał zostać i pilnować, aby królowa na żadne holotransmisyje z Naboo nie odpowiadała, albowiem przewidywano, iż Vice-król Sio Bibble`a wykorzysta by miejsce pobytu monarchini odkryć. Takoż ruszyli Mistrz, robot i Gunganiec (któren to pustynny klimat szczególnie odczuwał, jako iż z wodnej planety ród swój wywodził), jednakowoż rychło ich kapitan wraz z dwórką Padme dopędził. Padme dziewką młodą jako i królowa była, krasoty przeogromnej, choć z postawy jej i prezencji powaga i majestat biły takoż, że gdyby w proste szaty niebieskie i szare paludamentum przystrojona nie była, pomyśleć by można było, iż nie dwórka, lecz królowa tu oto stoi. Kapitan oznajmił, iż J.M. Królowa prosi, by tą oto dwórkę wzięto, albowiem planety jest ciekawa. Na to Mistrz Qui-Gon z początku przystać nie chciał, bowiem wiedział, iż osada do której się udać mają miejscem dla młodych dziewek nie jest relewantnem (gdyż o stuprum, albo i co gorszego tam łatwo), jednakowoż uległ wreszcie i tak oto samoczwart do miasta ruszył.

    LINK
  • ...

    GeneralVeers 2013-04-27 13:21:00

    GeneralVeers

    avek

    Rejestracja: 2012-11-17

    Ostatnia wizyta: 2016-03-18

    Skąd: Warschau

    6.

    I tak oto doszli wszyscy czterej do miasta, którego opisowi miejsca trzeba nieco poświęcić, takoż i mieszkańcom jego. Otóż osada owa zwana była Mos Espa i była ona najznakomitszą na tejże planecie, może krom jeno Mos Eisley, które to nieco na północ się znajdowało. Jakże nędznie musiały one insze mieściny wyglądać, skoro Mos Espa, które to ponoć najznamienitszem się mieniło, było żałosnym grodem, bardziej wieś niżli miasto przypominającem. Dróg brukowanych brak, może tylko gdzieniegdzie na co świetniejszych ulicach jakowy nędzny pawiment się trafił, toteż mieszkańcy w piachu, błocie i odchodach zwierzęcych chadzali. Sadyby ludzkie, małe, niskie o bidzie i nędzy jeno, o niczem więcej świadczyły. Wielu wprost w piwnicach żyło, między robaki i szczury. Tu i ówdzie zdarzały się obskurne karczmy i oberże, do wypoczynku zdecydowanie nie zachęcające. Wszędzie zaś pełno stało straganów, na których krom żywności i odzieży nabyć można było utensylia i oręż, skąd zaś handlarze owe przedmioty brali, nikt nie dbał. Bo też i ludek tutejszy do przyjaznego nie należał. Większość znakomitą miejscowych stanowili wszelkiej maści hajdamacy, rozbójnicy i insi rebelizanci spod prawa wyjęci, którzy na inszych planetach już dawno by w kryminale kajdanami brzęczeli, albo i na palach gnili. Pełno było też tutejszych chłopów, którzy przez obcowanie z owymi zbójcami przyjezdnymi, prostą naturę stracili i krzywo im z oczu patrzało. Pilotów i najemników, co to raczej do tępego mordu jak do uczciwego boju chętnych też nie brakło. Kobiet zaś inszych jak upadłe nie było. A ras, narodów, nacyj- istny tygiel! Byli więc Huttowie na handlu pokątnem i szmuglu utuczeni, Durosi, najprzedniejsi w Galaktyce piloci i nawigatorzy, Twi`Lekowie chciwi z Twi`Lekankami pięknymi a sprośnymi i nierządem się parającymi, Whipidzi okrutni, Talzowie do szpiegostwa chętni, Wookie brutalni a potężni, Trandoshanie z porwań słynący, Rodianie chytrzy, do szmuglu przywykli, Aqualishowie do mordu skorzy, Jawowie miejscowi, istoty małe a podłe, z pustyni ciągnące ze złomem na handel i stadami banth, a i ludzi nie brakło. Tu i tam który pędził banthę, to jest olbrzymiego tura tutejszego, dewbacka jaszczurowatego, alibo eopię z trąbą długaśną. Kto zaś tu oficjalnie władzę dzierżył, tego mimo największych trudów dociec nie było można, albowiem żadnej tu władzy ni ordynku widać nie było.
    Takiż to obraz widzieli czterej bohatyrowie nasi, gdy do jednego ze składów weszli, z nadzieją nabycia części uszkodzonych korabia królewskiego.

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..