2.
Rycerzami owemi byli mistrz Qui-Gon Jinn, negocyjator niezrównany, szermierz znakomity oraz uczeń jego młody, Obi-Wan Kenobi. Siedli tedy w krążownik do dyplomatycznych afer przystosowany, któren to im Kanclerz był wyznaczył i ruszyli na Naboo, nad którym flota federacyjna stała. Podróż krótka a spokojna była i czasu wiele nie minęło, aż z okien korabia gwiezdnego ogrom floty owej Rycerze obaj dostrzegli. Nad planetą sześć bowiem wielkich półpierścieni, każden z kulą wewnątrz (która to cor okrętu stanowiła, tam też dowództwo każdego z nich rezydowało). Statek Rzeczypospolitej wylądował w hangarze, któren z prawej strony okrętu flagowego się znajdował. Gdy tylko Rycerze zakapturzeni z pojazdu wyszli, droid-protocolant śrybrnej barwy jął ich witać.
"Jam TC-14, wielki to zaszczyt mości panów gościć."- rzekł głosem niewieściem, choć metalicznem. Po czym wprowadził obu do sali negocjacyjnej, w której stół długi krzesłami obstawiony stał. Wnioskować było można, iż choć Neimoidianie do tchórzliwych person należeli, polityczną nacją byli. Protocolant zostawił obu posłów i w ukłonach wyszedł, by Vice-króla, Federacyi przywódcę, któren się na mostku dowodzenia znajdował, o przybyciu posłów powiadomić. Gdy wyszedł, Rycerze kaptury zdjęli i oblicza ich się ukazały- twarz Qui-Gona wąsata, długimi włosami okolona, doświadczenie wielkie z niej biło. Zaś na młodej twarzy Obi-Wana, ozdobionej krótkim warkoczem, tradycyjnie uczniom przysługującym, wielki niepokój się jawił.
"Złe mam przeczucia."- rzekł do mistrza, na co ten odpowiedział: "Ja nic nie czuję, spokojnym bądź zatem, uczniu mój, jako mistrz Yoda radzi. Ci kupcy to tchórze, przeto pacta krótkie będą.". Nie wiedział jednakże, iż uczeń jego słuszność miał, albowiem już tam na mostku dowodzenia Vice-król Nute Gunray los nędzny im szykował. Gdy tylko bowiem w szaty długie a wystawne i tiarę wysoką przystrojon Vice-król od protocolanta się dowiedział, iż ambasadorowie na Jedi wyglądają (na co gotów nie był), w wielką trwogę popadł on i oficyjer-adiunkt jego, Rune Haako. Nie wiedząc, co robić, protocolanta wysłali, pod pozorem ugoszczenia posłów. Albowiem w mroczne jakoweś machinacyje wodzowie federacyjni byli uwikłani, gdyż zaraz z jakowąś personą zakapturzoną za pomocą holoprojektora się połączyli, imć Lordem Sidiousem go tytułując. Tenże, obecnością Jedi rozeźlon, zabić ich kazał. I Vice-król nakazał za pomocą rur specyjalnych gazy trujące do sali negocyjacyjnej wpuścić (bo wiedzieć trzeba, iż Neimoidianie w takich razach eksperiencyję pewną mieli). Zaraz też pięciu droidów bojowych, do szkieletów podobnych, u wrót sali stanęło, by ciała ambasadorów zniszczyć. Wtenczas, inni droidowie harmatą laserową do destrukcyi okrętu ambasadorów doprowadzili. Gdy jednak gazy wpuszczono, Jedi, poznawszy, że coś tu nie tak jest, oddech wstrzymali, miecze swe świetlne wyciągając, wielką konfuzyję u protocolanta powodując. Postanowili tedy na mostek jakoś się przedostać, Vice-króla pojmać i do wyjaśnień zmusić. Wyszli przeto z sali, gdzie już droidowie bezduszni na nich czekali. Chryja się zaczęła- droidowie zbyt głupawi na Jedi jednakowoż byli (bo pamiętać należy, iż samo to tałatajstwo myśleć nie umiało i computer za nich to czynił) i wkrótce wszyscy na ziemi leżeli, pocięci w takiż sposób łatwy, że to aż śmiech brał, lub Mocą pchnięci. Podbieżał tedy mistrz Qui-Gon do wrót mostka dowodzenia, miecz swój o klindze zielonej wbił w nie i począł otwór wycinać, ku wielkiemu przerażeniu Neimoidian. Uczeń zaś Qui-Gona osłaniać mistrza począł od droidów, które nadbiegać zaczęły. Trzech zaraz padło. Wówczas Haako nakazał wrota podwójne zamknąć. Chrząknęło, szarpnęło i już się zdawało, że Qui-Gon powstrzymanym został, zaraz jednak i przez drugie wrota przebijać się zaczął. I widząc, iż to wszystko na próżno, zawezwali Neimoidianie droideków, to jest droidy takowe, co to toczą się miast chodzić, w postoju zaś strzelają z siłą droidów dziesięciokrotną, błoną pola ochronnego otoczone, przez Colicoidów okrutnych wytwarzane. I tak z kolei Jedi, widząc iż finał boju niepewny, obaj wskoczyli w szyb wentylacyjny, śmierci uchodząc. I wówczas z Vice-królem kontakt nawiązała królowa Naboo, Amidala, młoda krasawica, w szaty szkarłatne pysznie zdobione odziana. Z dumą wyraźną oświadczyła, iż blokady już koniec, bowiem sam Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Galaktycznej Wielki Kanclerz poselstwo posyła, na co odpowiedział jej Vice-król, w żywe oczy kłamiąc i na naiwność monarchini licząc, że żadnych to posłów tu nie było. Widząc jednak, iż królowa nie w ciemię bita, inwazyję Naboo zarządził, w obawie przed owymi Jedi. I faktycznie, gdy Jedi z wentylacyi wyskoczyli w hangarze głównem, za kontenerem się skrywszy, obserwować mogli tysiące droidów, transporterów i czołgów moc i potęgę niezmierzoną, jakiej Galaktyka nie znała. I tak, do konkluzyi dochodząc, iż faktem było, że negocjacyje extraordynaryjnie krótkie były i świętej głowy poselskiej nie uszanowano, rozdzielili się, weszli potajemnie na różne dwa z okrętów inwazyjnych, by na Naboo dotrzeć i jej mieszkańców ostrzec.