Filmowa rebeliancka flota, to konwersje nie koniecznie najnowszej cywilnej marynarki Kalamaru, więc możemy założyć, że istotnie każdy z tych okrętów swego czasu wodował w słonym oceanie. Jeśli jednak nie są nierdzewne, średnio można nazwać to przystosowaniem.
Nie najgorsze oczywiście nie były. Nie były też najlepsze. Sojusz brał co mógł i po odpicowaniu rzucał w pierwszą linię. Czy to kalamariańskie, czy inne, rzadko były to jednostki produkowane jako okręty liniowe, bo do takich dostęp był silnie reglamentowany. Gdy Rebelianci na jakimś łapki położyli, to był to zazwyczaj kilkudziesięcioletni okaz, nadający się do muzeum. Ochłap z Wojen Klonów, lub jeszcze starszy.
"Standardowy" MC80 od ISD miał słabsze opancerzenie, porównywalne osłony, acz z systemami zapasowymi (wg. WEG 3D +6D na regenerację w przypadku uszkodzenia tarcz). Znacznie słabsze uzbrojenie. Dwukrotnie mniejszy kontyngent myśliwski i brak desantu naziemnego. Dodatkowo jako konstrukcja kalamariańska, wszystkie interfejsy optymalizowane było dla oczu po bokach głowy, a w środku panowała wysoka wilgotność. Był więc dobry w zasadzie tylko jako okręt flagowy, pomagający forsować rasistowskie profity i do zbierania batów. Do dawania łupnia znacznie lepsze były lżejsze krążowniki, wyposażone w cięższe turbolasery. Głownie kradzione jednostki imperialne: Drednoty, Carracki, Krążowniki Uderzeniowe. Dlaczego nie zamienili im uzbrojenia? Nie wiem.
Może reaktor MC80 nie uciągnąłby cięższych dział przy takich tarczach?
Standardu wśród kalmarów jednak nie było, więc zdarzały się jednostki o powiększonych hangarach, większej liczbie i rozmieszczeniu silników, dodatkowych wyrzutniach torped itd. Imperialni nigdy nie wiedzieli czego się dokładnie spodziewać i gdzie celować, żeby najmocniej ukłuć, co dawało odrobinę przewagi Rebeliantom.