Chyba dopiero dziś w końcu dochodzę do siebie... może jeszcze nie do końca, ale pewne emocje trochę się już osiadły. Chyba nawet bardziej z powodu ponurej atmosfery dzisiejszego dnia, a nie czasu który minął od 30 października 2012. Ten dzień zostanie zapisany w pamięci pokoleń i chcę go sobie utrwalić, w końcu nie często zdarzają się takie chwile jak tamta.
„No i w 2012 świat się nie skończył.” Tak obecnie brzmi zdanie otwierające „Drugą Erę”, może z czasem się zmieni, ale ten cytat mógłbym rozszerzyć. Świat sagi zaczął się na nowo. U nas nastała kolejna era, trylogii sequeli. A dzień zaczął się dla mnie wyjątkowo wcześnie, bo kilka minut po czwartej rano zwlokłem się z łóżka, poszedłem do łazienki. Potem do drugiego pokoju, by nie budzić żony. Jedynie żółw się wściekał, że o tej godzinie zapalam światło i chodzę po domu.
4:40 byłem już na dole, taksówka czekała i na lotnisko. Najważniejsza informacja dnia mgły nie ma. Więc nie będzie takich jaj z samolotem, jakie miałem półtorej tygodnia wcześniej.
5:30 rozpoczyna się boarding. 5:55 powinienem wzbić się w powietrze i lecieć do Warszawy. To będzie długi dzień. Nie patrzę na zegarek, ale coś lot się opóźnia. Samolot zamarzł, nie da się wystartować. Jakiś czas później przewożą nas z powrotem na terminal.
6:55, godzina po planowanym starcie, a dopiero ogłaszają ponowny boarding. Plus jest taki, że w Warszawie nie będę musiał czekać na spotkanie, bo będę o ludzkiej godzinie.
8:30 już w stolicy, już po lotnisku i po taksówce, na rondzie ONZ. Stoję przed budynkiem Rondo 1 i się zastanawiam... 24 piętro... no i mój lęk wysokości. Życiowy problem, nie ma co. Załatwiam przepustkę i wjeżdżam na górę. Winda szybka, ale nie za szybka. Ale ta wysokość. Czuję się nieswojo na tej wysokości. W środku jeszcze gorzej, bo praktycznie wszystkie pomieszczenia w których jestem są dość małe i blisko okien, a te właściwie są od podłogi do sufitu. Wszystko widać, całą panoramę Warszawy... tylko ten lęk wysokości. Komórki działają bardzo dobrze, w samym mieście widać jeszcze mnóstwo śniegu, ale mówią mi, że to już tylko resztki. No i jeszcze kopacze pracujący nad metrem. No i tylko ta wysokość, która sprawia, że cały czas czuję się trochę nie swojo. Dobrze, że nie muszę siedzieć tuż przy oknie. Cały dzień spędzam na spotkaniach, planowaniu i rozwiązywaniu problemów. Potem tylko obiadek i znów na lotnisko.
16:25 wylatuję z Warszawy, tym razem już punktualnie. Jestem zadowolony, ale zmęczony. Szybko położę się spać. A przynajmniej tak planuję...
17:50 dojeżdżam do domu. No już mnie chyba dziś nic nie zaskoczy...
18:31 wrzucam newsa i koniec roboty na dziś. Poczytam sobie tylko. No i czekam na następny dzień, raz praca i możliwość poukładania materiałów, które przywieźliśmy, dwa „Skyfall”, który jest dla mnie wielką niewiadomą.
21:05 właściwie skończyłem już z komputerem. Plan jest taki, już tylko łóżko i książka... Jedną z ostatnich stron, które przeglądam jest panel... i tagator. Burzol czegoś znów nie otagował... Patrzę na tytuł newsa. I szok „Disney kupuje Lucasfilm”. Gdyby Burzuś otagował newsa od razu pewnie bym miał szok w pracy... a tak plan położenia się spać rypnął się. Cóż, niezbadane są wyroki Mocy. Potem updaty informacji, szukanie czegoś w sieci. Wysyp blogowych wpisów na oficjalnej. Trzecia trylogia, trylogia sequeli, coś na co czekaliśmy od dawna. Wierzyłem w ten projekt i w końcu on staje się faktem. To co się potem dzieje trudno opisać. Fizycznie wygląda to niezbyt ciekawie, ot czytam sobie Internet i się ekscytuję, czasem czytając pewne rzeczy na głos i rozmawiając z żoną. Kłębi się mnóstwo pytań, pewne obawy i rodzi się radość. Mamy na co czekać. Choć szkoda, że to Disney... Ale z drugiej strony Pixar... wykupiony w 2006 a udało im się zrobić takie filmy jak „WALL-E” czy „Odlot”. Pixarowe i w klimatach dawnego Disneya, więc może nie będzie źle.
Łatwo się domyślić, że nie udało mi się wyspać. Nie dość, że położyłem się później niż chciałem, nie dość, że długo nie mogłem zasnąć, to jeszcze obudziłem się długo przed budzikiem, by móc jeszcze sprawdzić Internet przed wyjściem do pracy. W pracy, cóż dobrze, że miałem trochę spotkań, bo tak cały czas myśli były gdzieś indziej, a strony chcąc nie chcąc były przeglądane. Na szczęście wiem, że nie tylko ja tak miałem .
Taki dzień jak ten wtorek 30, chcę sobie zapamiętać. To dzień, który przeleciał dość szybko, w sumie kolejny dzień który mi właściwie uciekł. I uciekłby, przepadł w niepamięć, gdyby nie taka GROM jaki wywołała informacja o trylogii sequeli. GROM, który jak najbardziej jest pozytywny i w sumie chciałbym, by wszystkie mocne informacje, które potrafią przynajmniej na jakiś czas wywrócić emocjonalne życie do góry nogami, właśnie miały taki wydźwięk jak ta informacja. Pozytywny i dający powera do działania, kopa na którego od dawna się czekało.
Teraz czekam już na oficjalne informacje. Ciekawy mnie obsada i reszta. No a największy problem jaki mam, jest taki, co zrobić ze spoilerami. Unikać ich, czy nie. Na razie chyba jestem za tym, by ich nie czytać, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Jak widać, ta jest w ciągłym ruchu.