-Załóżmy że w 2015 roku powstaje nowy film Star Wars, jest rok nie wiem, 24 ABY, dzielny Sojusz Rebeliantów dalej walczy ze złym Imperium Galaktycznym, w końcu jest na tyle silny że zdobywa się na szturm na stolicę wroga - Coruscant. Głównym bohaterem jest Luke Skywalker - rycerz Jedi wciąż szukający swojego miejsca w Galaktyce (grany oczywiście przez Marka Hammila), do tego mamy księżniczkę Leię (Carrie Fisher), uczennicę Jedi, samotną niestety, dochodzącą do siebie po toksycznym związku z Hanem Solo (którego w filmie nie ma, bo Ford oczywiście ma wyjebane).
Close enough. Okej, rozminąłem się o dekadę z settingiem czasowym, czy nie doceniłem magii pieniądza (czyt. Ford jednak będzie), ale ogólnego ducha zmian ująłem.
W każdym razie Di$ney (uff, jak dobrze że też mają "s" w nazwie") oznajmia nam: mamy gdzieś wasze EU, trylogia Thrawna, X-wingi, NEJ, Legacy i cała reszta cyrku po 4 ABY idzie do kosza. No, może zostawimy wam "Pakt na Bakurze" na pociechę... i stare komiksy Marvela, oczywiście.
Przyznaję, że nawet w najczarniejszych myślach nie spodziewałem się, że wywalą rzeczy pre-4 ABY. Rozmach dewastacji uniwersum SW przez Di$neya zaskoczył nawet mnie, a byłem przecież czarnowidzem od momentu, gdy wykupili markę.
Ale do rzeczy.
Od założenia przeze mnie tego tematu minęły przeszło dwa lata, w uniwersum Star Wars w tym czasie zmieniło się wiele, w większości w kierunku który tam powyżej przewidziałem. Co oczywiście nie jest żadnym powodem do wożenia się, bo były to rzeczy dość oczywiste. W każdym razie, emocje już we mnie opadły, myślę że jestem w stanie oceniać całą sytuację na chłodno, nawet po pijaku już coraz rzadziej reaguję na hasło "Star Wars" alergicznie.
Tak więc jak tam u mnie wygląda fanostwo Star Wars od posta otwierającego temat (listopad 2012)? W tym samym miesiącu przeczytałem dwie książki SW (Oszukani, Fatalny Sojusz), obie związane z TORem, w którego zacząłem w tym samym czasie grać. Rok później, w grudniu 2013, przeczytałem jeszcze "Zagładę" - też związaną z TORem. To tyle. Z komiksów, udało mi się skończyć KotORa, przeczytałem również po raz kolejny całe Tales of the Jedi.
Wspomniałem już o TORze. To jest wątek który należy rozwinąć, ponieważ był on ważną częścią mojego życia. Pewnego listopadowego wieczoru w 2012 roku postanowiłem "pograć sobie parę godzinek i zobaczyć co i jak", skończyło się na tym ze od tamtego dnia, aż do końca 2013, czyli przez przeszło rok, grałem prawie dzień w dzień. W 2014 przyszło otrzeźwienie, zauważyłem nonsens ciągłej pogoni za marchewką - ciągle nowy sprzęt który trzeba wyfarmić, ciągle nowe bossy, na coraz wyższych poziomach trudności, które chcę ubić - i poświęcam temu wieczór za wieczorem. Zacząłem ograniczać swoje granie coraz bardziej i na dzień dzisiejszy, mogę uczciwie stwierdzić że jest to już zamknięty etap. Wciąż czasem tam wpadam, aczkolwiek jest to tak rzadko i na tak krótko, że właściwie nie jest to nawet warte wzmianki. Z jednej strony poznałem wielu świetnych ludzi i spędziłem przyjemnie czas expiąc, rajdując, szukając datacronów, robiąc acziki itd., z drugiej strony zaniedbałem sporo relacji z "real life", do tego okropnie opuściłem się kulturalnie - nadrabianie zaległości serialowych, filmowych czy książkowych zajęło mi większą część 2014. Czy żałuję, że zacząłem w ogóle grać w TORa? Nie, aczkolwiek dogłębnie poznałem na własnej skórze uzależniający aspekt gier MMO, o którym tyle się mówi - to wszystko prawda, potwierdzam, poświadczam i uprzedzam. Ja w każdym razie więcej żadnego MMO nie tknę, choćby "tylko na chwilę".
Warto jednak zauważyć, że TOR to był jedyny element Gwiezdnych wojen, w który w latach 2012-2014 się rzeczywiście zaangażowałem. W końcowym okresie zresztą była to już jedyna ciągle rozwijana część starego EU, w momencie kiedy wszyscy żyją E7, jakimś Finnem czy Rey, miło było poznać zakończenie wątku Revana, czy powalczyć z Massassimi na Yavin IV. Nild w komentarzach do bastionowego podsumowania `14 zauważył, że: "FFG wypuszcza karciankę, bitewniaka, drugiego bitewniaka i parę mniejszych gier planszowych/karcianych również osadzonych w Expanded Universe/Legends", no ale jest to część uniwersum na której się nie znam, nigdy się nie interesowałem, no i na pewno już nie zacznę.
Skoro już o podsumowaniu bastionowym mowa, to w nim ( http://gwiezdne-wojny.pl/News/19088 ) przedstawiłem swoje poglądy na istniejące uniwersum Star Wars i kierunek jego rozwoju. W wersji skompresowanej: dnia 25.04.2014 Gwiezdnym wojnom zadano ostateczny cios, jeszcze przez parę miesięcy dogorywało w postaci ostatnich komiksów czy artykułów na blogu, by w końcu umrzeć. Odrzucam wszystko co wyszło potem, zarówno książki i komiksy, jak filmy - przede wszystkim filmy, jako że to chęć wyprodukowania ich jest powodem skasowania EU.
4/25 (taki odpowiednik naszego 9/11 ) wzbudził jakieś reakcje w każdym z nas, niektórzy się ucieszyli, większość raczej nie, ktoś "żucił Star Wars", ktoś do niego wrócił, ktoś odwrócił się od nowego, ale nie od starego, ktoś odrzucił EU, ale nie nadchodzące filmy... znaleźliby się pewnie i tacy, którzy wypięli się na stare EU, ale będą na bieżąco z nowym... ups, przepraszam, teraz to już nie EU, to Jedna, Wspólna Wizja Kanonu Gdzie Wszystko Się Ze Sobą Zgadza... kij, że ponoć już się pojawiły jakieś drobne nieścisłości, a będzie pewnie jeszcze lepiej. No ale to już nie mój problem. Jakie jest moje podejście - już napisałem, niektórych reakcji natomiast kompletnie nie rozumiem, np. już u kilku osób spotykam się z podejściem: "skasowali mi EU, które bardzo lubiłem, więc wypinam się nie tylko na nadchodzący substytut, ale i na właśnie to EU, które latami lubiłem... ale nowymi filmami to będę się jarał". Czyli:
a) Di$ney wywala do kanonicznego kosza EU które wzbudzało twoje zainteresowanie latami, więc nagle jego wartość w twoich oczach spada, i nie możesz na nie patrzeć? Jacyś ludzie podejmują jakąś decyzję i nagle zmieniasz swój stosunek do tego co lubiłeś? Logic...?
b) EU zostało uśmiercone na rzecz nowych epizodów. Skończyli coś, co lubiłeś, żeby móc sobie nakręcić nowy film, a ty nie dość że nagle wypinasz się na to co lubiłeś, to z niecierpliwością czekasz na premierę powodu jego "zgonu"? Logic...?
Nie wiem, mi jako wieloletniemu fanowi EU w głowie się nie mieści, żeby po czymś takim wciąż móc się cieszyć na E7. I jak można się odwracać nagle od EU, czy to jego wina, że zostało skasowane? No nie wiem, jak dla mnie NEJka, TotJ, Karmazynowe Imperium, trylogia Bane`a, itd, itp... tak mógłbym dalej wymieniać, to wciąż świetne pozycje które dostarczyły my wiele radości i zamierzam do nich nieraz w swoim życiu jeszcze wrócić. Co więcej, teraz, gdy uniwersum Star Wars jest zamknięte i nowe rzeczy nie wychodzą, mam większą niż od dawna motywację, żeby dozbierać brakujące książki, czyli szczególnie młodzieżówki. Uzupełniłem sobie już te wszystkie "biograficzne" książki autorstwa Rydera Windhama ("The Rise and Fall of Darth Vader"... itd), czy nawet te Sekretne Misje dziejące się podczas wojen klonów (no, prócz czwartej - "Guardians of the Chiss Key", niewydanej w Polsce. Ale i na to przyjdzie czas). Do tego nadrobiłem wszystkie przewodniki, brakuje mi już tylko "The Essential Guide to Warfare". Skompletowałem też w końcu serię Rebel Force - a zabierałem się za to przez całe lata. Teraz mam na celowniku ebay i brakujące stare młodzieżówki, takie jak Young/Junior Jedi Knights, parę Jedi Questów, Jedi Apprentice, w dalszej kolejności Galaxy of Fear... robię to stopniowo, na tyle na ile pozwala budżet naturalnie, bo inne hobby też kosztują i to sporo, ale o tym potem.
Naturalnie rozumiem że kogoś cała sytuacja cieszy, jeśli zawsze interesował się tylko filmami. Good for them. Swoją drogą to zabawne, jak różne może być podejście do tematu jedności danego uniwersum, jako przykład podam tu Star Treka. Ponoć spora część fanów ST nie cierpi filmów Abramsa, które są - jakby nie było - niby sequelem, ale jednak rebootem. Ja nigdy nie oglądałem żadnego z seriali osadzonych w tym uniwersum, a moim pierwszym kontaktem z nim był właśnie Star Trek Abramsa. Bardzo fajne filmy, oba, i naprawdę nie interesuje mnie z czym są niezgodne, czemu zaprzeczają a co unieważniają. Pewnie sporo osób będzie miało tak z nowymi Star Warsami, zakładając oczywiście że filmy same w sobie będą dobre. W co ja wątpię, bo na razie nie ma żadnych przesłanek ku temu, wręcz przeciwnie - choćby pierwszy teaser, niby krótki i mało pokazujący, a już tak żenujący.
Zdaję sobie sprawę że moją postawę możnaby postrzegać jako swoisty "beton", zresztą LS to kiedyś bardzo zręcznie ujął, odnośnie naszego podejścia do Star Wars: "o ile Burzol to skrajna lewica, to Shedao Shai ze swoimi poglądami to skrajna narodowa prawica". Coś w tym jest, zdecydowanie. Tak czy siak, E7 zobaczę, i to pewnie w kinie, chociaż to tak naprawdę o niczym nie świadczy - bo staram się oglądać wszystkie wychodzące filmy sci-fi, niezależnie od tego czy spodziewam się że będą mi się podobać, czy nie. Żadnej obiektywności w ocenie E7 po mnie spodziewać się nie można, film już dziś ma u mnie 1/10 i to się pewnie nie zmieni. Czy to źle o mnie świadczy? Pewnie trochę tak, ale sądzę, że w tym szczególnym przypadku mogę sobie pozwolić na bycie maksymalnie nieobiektywnym. Z drugiej strony, pomyślcie jaki będzie czad, jeśli pomimo wszystkiego ten film mi się spodoba! Przecież taka opcja, jakkolwiek niewielka, również istnieje.
Jak część z was zauważyła, a większość zapewne nie, od skasowania kanonu przestałem udzielać się na Bastionie. Powodów takiego zachowania łatwo możecie się domyślić, przede wszystkim potrzebowałem odpoczynku od wszystkiego co gwiezdnowojenne, bo przez jakiś czas nie mogłem patrzeć na nic okraszone tą marką. Po drugie, podejście do tematu niektórych użytkowników jest tak odmienne od mojego, że dopóki moje emocje nie ostygły, podnosiło mi się ciśnienie za każdym razem gdy czytałem jakąś opinie Burzola, Kasis, ShaakTi1138... czy właściwie kogokolwiek, kto w sposób mniej lub bardziej otwarty ekscytował się nadchodzącymi wydarzeniami. Przeszło mi już. Właściwie to przeszło mi po jakimś pół roku, zabierałem się do powrotu na Bastion od dłuższego czasu, ale akurat wtedy opublikowano teaser trailer E7, wszedłem na forum, poczytałem sobie trochę pozytywnych opinii o nim, poczytałem jak niektórzy bronią idei krzyżowego miecza świetlnego ( http://gwiezdne-wojny.pl/Forum/Temat/19520 ) i... tak oto odechciało mi się na kolejny kwartał. Brakowało mi jednak Bastionu, tutejszego klimatu, i tych ludzi, jak również samego wypowiadania się na forum na tematy różne - bo nie znalazłem/nie szukałem w tym czasie żadnej alternatywy.
To tyle tytułem wstępu. Żartuję, sednem tego postu było to co powyżej, niemniej chciałem jeszcze odnieść się do postanowionego przeze mnie w tytule pytania: "Co jeśli nie Star Wars?". Zacytuję swoją wypowiedź z powyżej: Ja tak ze swoich hobby, oprócz SW, mogę wymienić jeszcze podróże szlakiem piwnym oraz wyjazdy na koncerty. Są to dobre zajęcia, pożerające odpowiednią ilość czasu i pieniędzy () ale gdyby zabrakło SW, brakowałoby mi czegoś, hmm... stacjonarnego? .
A więc tak. Degustacja nowych piw jako hobby w roku 2015 to coś kompletnie innego niż w roku 2012, gdy rewolucja piwna w Polsce dopiero raczkowała i na dobrą sprawę stanowiły ją tylko dwa browary: Pinta i AleBrowar. Na chwilę obecną nowych podmiotów jest tyle, że darowałem już sobie próby nadążenia za wszystkimi premierami, tym bardziej że niektóre są bardzo limitowane i można je dorwać np. tylko w dwóch pubach we Wrocławiu przez jeden dzień (bo potem się kończą, a więcej nie ma), albo są dostępne tylko w Warszawie i Krakowie - no i trzebaby tam jechać. Z jakością też bywa różnie, taki Olimp, Ninkasi, Artezan czy Ursa Maior to bardziej ruletka: czy trafi się dobre piwo, czy znowu bieda? Niemniej jest to hobby które potrafi bardzo zaangażować, przy którym można spędzić czasu, no i przy okazji można się spotykać z kolegami. Niemniej czasem ciało bądź portfel muszą odpocząć, dodatkowo, jak mówiłem w cytowanej wypowiedzi, chciałem czegoś "stacjonarnego" będącego alternatywą dla Star Wars.
Czy coś takiego znalazłem? Nie, ale też stwierdziłem, że raczej czegoś takiego nie potrzebuję. Błędem w moim poście otwierającym ten temat było założenie, że potrzebuję jednego wielkiego uniwersum, które będzie mnie angażować na lata. Nie, nie potrzebuję, doskonale się bawię czytając książki z różnych uniwersów, oglądając zróżnicowane seriale i filmy. W 2014 roku zaliczyłem tego naprawdę sporo, więc w swoim czasie planuję conieco poopisywać w odpowiednich tematach. Pewnie, wkręciłem się w kilka większych uniwersów: jestem w połowie Stargate SG-1 (5 sezon), plus obejrzałem całego Atlantisa (kolejne 5), czeka jeszcze Universe (2) - to jest zajęcie na całe miesiące, tym bardziej że "lekki" charakter serialu powoduje że co jakiś czas potrzebuję dłuższej przerwy i odpoczynku przy czymś cięższym. Książkowo, od marca 2013 do listopada 2014 eksplorowałem Malazańską Księgę Poległych, sagę o której moja opinia ewoluowała niesamowicie: od "co za nuda, w ogóle mnie nie wciągnęło, kończę drugi tom i przeraża mnie że jeszcze tyle przede mną, męka!" do "to najlepsza saga jaką w życiu przeczytałem, dlaczego nie ma tego więcej, jeśli nie czytałeś Malazańskiej to rzuć to co obecnie czytasz i bierz się za Ogrody Księżyca, nie pożałujesz!!!"... ale to już rozprawa na dłuższą rozprawę, czyt. na osobny temat, który na pewno kiedyś założę.
Kończąc ten długaśny post o wszystkim i o niczym, pozwolę go sobie podsumować krótko: I`m back, bitches.