Na początek dramatyczna wiadomość z Onderona i prośba o wsparcie ze strony Republiki. No ale Jedi (nie Anakinowi) się to nie podoba, no bo niemoralne i w ogóle wspieranie terroryzmu/powstania. Ta... przypomnijcie mi jeszcze raz jakim cudem Republika wygrała tę wojnę?
No ale ostatecznie lecą: Anakin, Ahsoka i... Obi-Wan. Czuję nosem sporo nieśmiesznych one-linerów. Ich misja: trenowanie rebeliantów bez bezpośredniego zaangażowania. I tu mam z tym odcinkiem pierwszy zasadniczy problem... dlaczego akurat Onderon? Przecież na tej planecie leśna partyzantka to licząca sobie parę tysięcy lat tradycja, a jej zasady miejscowi powinni wyssać z mlekiem matki. Ostatecznie, cytując klasyka:
Mały chłopiec na Onderonie mieszka,
Krwiożercze bestie dzień w dzień ujeżdża,
Uczy się pilnie sztuk partyzantki,
Ze swej pierwszej onderońskiej czytanki.
Akcja znana z preview: spotykają się z terrorystami/powstańcami i jadą do tajnej bazy. A w bazie...
TFU! Co. To. Jest?! To mają być te słynne bestie z Onderona?! Takie to ja widziałem w zestawach Happy Meal!
Poznajemy też dwóch szefów tego całego interesu: Faceta i Babkę, których będę nazywał w ten sposób, bo nie chce mi się wchodzić na Wookiee i sprawdzać. Obok nich kręci się też Lux (widoczny też w holowiadomości na początku), więc może wreszcie dowiemy się jaki on ma tu tak naprawdę interes. Oczywiście pierwsza wyrywa się do niego Aśka.
"Hey Lux... How `bout we go someplace private where you can show me how long your lightsaber is?"
Dobra, żartowałem.
W każdym razie Ahsoka przyznaje, że nie wiedziała, że Lux ma jakieś związki z Onderonem. Co się okazuje? Że jego mamusia (may the Force rest upon her soul) reprezentowała tę planetę w Senacie.
Tak. I biorąc pod uwagę, że Padme swego czasu musiała ci całkiem sporo powiedzieć na temat śp. pani Bonteri, a także to, ile czasu spędziłaś na rozmowach z nią i jej synem, wydaje się bardzo prawdopodobne, że nigdy o tym nie usłyszałaś. To prawie tak jakby opisywać postać Vadera/Anakina przez 30 lat i dopiero wtedy ujawnić, że kiedyś tam zdarzyło mu się mieć padawankę, o której nikt nigdy wcześniej nie wspomniał. Jakie są szanse, by coś takiego mogło przejść?
Potem Filoni daje nam do zrozumienia, że Babka z jakiejś przyczyny nie przepada za Ahsoką, ale przepada za to za Luksem. Nie mam pojęcia, jak to się rozwinie.
Alright you maggots, czas wziąć się do prawdziwej nauki!
LESSON 1: HOW TO DESTROY A DROID TANK AND NOT GET KILLED IN THE PROCESS?
Rex pokazuje i objaśnia, wykonując przy tym niemożliwe ruchy akrobatyczne. Wygląda prosto. Para pierwsza: Lux i Facet. Facet nie lubi Luksa, bo to wredny polityczek, który nie poznałby życia, nawet gdyby zasadziłoby mu potężnego kopa w dupę. No i Lux pie*doli sprawę. Mam przeczucie, że Obi-Wan nie jest już pewny, czy bardziej interesuje ich walka z droidami czy ze sobą nawzajem.
"I`m not sure if they are more interested in fighting the droids than each other."
Thanks, Captain Obvious!
No, to teraz przenosimy się na obrzeża Iziz. Droid wydaje polecenia. Okazuje się, że wczoraj wieczorem pewien statek kręcił się w sektorze, w którym kręcą się terro... powstańcy. Nie reagował na wezwania, więc droid postanawia wysłać tam grupę sond.
Proszę państwa, tak się szczęśliwie składa, że rzeczony droid jest tu z nami i gotów odpowiedzieć na parę naszych pytań.
Ja: Serdecznie witam sierżanta BK-113. Napiłby się pan czegoś?
Droid: Jestem droidem, debilu.
Ja: Aaa... no tak. Do rzeczy. Czyli wczoraj wieczorem jakiś statek nie reagował na wasze wezwania, tak?
Droid: Zgadza się.
Ja: Więc dlaczego od razu się tym nie zainteresowaliście i nie wysłaliście na miejsce oddziału? Co więcej, skoro wiedzieliście, że w tym sektorze od dawna kręcą się rebelianci, dlaczego nie posłaliście myśliwców i nie wykurzyliście ich stamtąd napalmem?
Droid: Zdawaliśmy sobie sprawę, że właśnie tego wróg się po nas spodziewa: logicznego i efektywnego działania. Postanowiliśmy zatem wziąć ich z zaskoczenia.
Ja: I co, zadziałało?
Droid: Eee... <BLAST!> <BLAST!>
Praktyka czyni mistrza, więc wracamy do naszych dzielnych wojaków, którym strzelać nie kazano. Facet widzi, że Babka opatruje Luksowi jakieś zadrapania, więc podchodzi i się kłócą. Standardowy zestaw wyzwisk. Lux twierdzi, że do wygrania wojny trzeba czegoś więcej niż mięśni. Domyślam się, że ma na myśli rozum, ale jego sytuacji to chyba za bardzo nie polepsza, co? Jedźmy dalej.
LESSON 2: DESTROY THE DROIDEKAS BEFORE THEY DESTROY YOU (LITTLE JOKE THERE)
Jak zniszczyć droideki? Trzeba wsunąć im pod pole siłowe granat, ale ludzie mają z tym problemy. Luksowi się udają, a walczące o jego względy damy niemalże mdleją, tocząc jednocześnie między sobą pojedynki na kurwiki w oczach. Ale chwila, Babce też granatowa sztuka nie za bardzo wychodzi, więc Lux z miejsca zgłasza się, by popracować nad jej koordynacją ruchową. Małe serduszko Ahsoki pęka na dwoje.
"But darling, I was only showing her how to toss a grenade... naked."
Ale nie, Commander Tano nie pozwoli, by jakiś chłopaczek z fryzurą a`la Anakin dorabiał jej nową parę rogów. Jak Facet prosi ją o pomoc z rzucaniem, od razu się zgadza.
Suka.
No nie, zauważyły ich sondy! Nawet mowy nie ma, by nasi bohaterowie przetrwali nadchodzącą inwazję!
Facet ze wsparciem Ahsoki wreszcie uczy się, jak się rzuca, ale Babce dalej nie wychodzi, więc strzela focha i idzie pod drzewo. Aśka za nią idzie, gadają chwilę i już są kumpelami.
LESSON 3: IT`S TIME TO KICK SOME DROID ASS!
Nauka strzelania. Babce idzie nienajgorzej, nawet z ruchomym celem. Wszyscy się nią zachwycają, więc Ahsoka znowu robi się . Ale tylko na chwilę, bo rozpoczyna się atak.
"It appears that training is over!"
Obi, mała prośba. Zamknij się. Po prostu zamknij ryj. Przymknij dziób. Stul pysk. Okej?
No, to będzie dopiero rzeźnia, ostatecznie jak może się zakończyć starcie profesjonalnych droidów z bandą żółtodziobów?
Anakin chce pomóc dzielnym Onderończykom, ale Obi protestuje - mogą ich tylko chronić, nie wolno im się angażować. Strach pomyśleć, co by się stało w przeciwnym razie. Pewnie w galaktyce wybuchałby wojna między Republiką a Konfederacją.
Facet zaczyna rzucać ładunkami wybuchowymi pod nogami droidów, które...
Nie, wiecie co? Nie powiem w jaki sposób na to reagują. To jest po prostu zbyt żenujące, żeby to opisać.
Potem pojawia się wielki czołg, a Luksowi i Facetowi tym razem udaje się nawiązać kolektywną współpracę i zniszczyć czołg. Bez kolejnych droidzich one-linerów oczywiście się nie mogło obejść. Chwalą Luksa, zwłaszcza Babka. Ahsoka znowu się robi .
Następuje propozycja, by przenieść walkę do miasta, a Lux ma pomysł, jak to zrobić. Udając myśliwych chowają terro... rebeliantów w powozach, a sami udają się do Iziz. Jedi ubierają kompletnie nierzucające się w oczy tuniki, a Lux, były senator, którego twarz zna najprawdopodobniej każdy droid w mieście?
Siedzi na przedzie. Bez maski. Jasne.
Droidy, które zgodnie z oczekiwaniami są ciemne jak tabaka w rogu, bez problemu ich przepuszczają przez bramę. Tam następuje przydział obowiązków, a także kolejna odsłona Luksowej wojny na linii Ahsoka-Babka. Do zobaczenia za tydzień!
Uff...
Cóż dobrego mogę powiedzieć o tym odcinku? Jak zwykle, niewiele. Akcja się wlecze, nowi bohaterowie są stereotypowi i nieciekawi. Utrudnienie rozwoju romansu Ahsoki i Luksa mogłoby być nawet interesujące, ale nie wygląda na to, żebyśmy w tej kwestii dostali cokolwiek interesującego. Tak w ogóle to czemu wszystkie laski w tym serialu na niego lecą? Co on sobą reprezentuje?
Jak zwykle nie wypalają standardowe elementy: droidy czy Obi-Wan. Choć muszę przyznać, że sposób niszczenia droidek jest całkiem pomysłowy. Nieźle wypada widziane w ostatnich minutach Iziz, oby w kolejnych odcinkach tego nie spieprzyli.