I połowa konwentu za nami. W dodatku ta większa, bo w niedzielę szybciej się wszystko kończy. A dziś było całkiem sporo atrakcji, ale zacznę od śniadania. Wspominałem, coś o jajecznicy, którą tu nam serwują. Prawdziwa amerykańska jajecznica z proszku. Obok jajek pewnie nawet nie stała, za to mogę tylko powiedzieć, że po kolejnym dniu jej jedzenia, niedobrze mi się robi na jej widok. Ale ma za to niesamowitą konsystencję i ciągle mnie zastanawia, co za chemię oni do niej dosypali.
Po śniadaniu jak zwykle w drogę i dziś czekaliśmy tylko niecałe dwie godziny, by nas wpuścili na konwent. Wariaci, powiedziałby ktoś. Ano niestety na konwent wpuszczają dość powoli i jak chce się zdążyć na panel Del Reya to trzeba było przyjść wcześniej. Nie to, żeby Del Rey cieszył się jakimś wyjątkowym zainteresowaniem wśród fanów (było z 200-300 osób), ale chodzi o to móc tam przyjść na czas. Swoją drogą na wczorajszym panelu Windhama było aż 42 osoby! O tym, co było na panelu Del Reyowym możecie przeczytać w newsie: http://www.gwiezdne-wojny.pl/news.php?14983,celebration-vi-przyszlosc-ksiazek-star-wars-w-wydawnictwie-del-rey.html . Ja w każdym razie po zapowiedziach się zmyłem, by zdążyć na Detours. O tym także jest już news, http://www.gwiezdne-wojny.pl/news.php?14982,zwiastun-star-wars-detours.html ale jutro Burzol pewnie napisze jeszcze kolejnego. Oczywiście by załapać się na Detours musiałem czekać długo w kolejce, to jest męczące na dłuższą metę.
Potem poszedłem na projekcję filmu ze wspomnieniami o Ralphie McQuarriem. Tu przynajmniej nie miałem nic do notowania, a potem kolejna kolejka. Na premierę piątego sezonu Wojen Klonów. Premiera miała zacząć się na czerwonym dywanie, jak to bywa w Hollywood. Niestety nie wyszło. Zamknęli nas w sali na prawie godzinę przed dywanem i trzymali tam z godzinę i czterdzieści pięć minut. Potem robiliśmy za tło do dywanu i wpuścili nas do sali kinowej. I tu uwaga, dali nam prawdziwą amerykańską prażoną kukurydzę i dietetyczną Pepsi, tak by był klimat. Usiedliśmy sobie, wyszedł Filoni, powiedział, że będzie TCW i puścili dwa ostatnie odcinki czwartego sezonu, tak by każdy wiedział o co chodzi w piątym. Nowy odcinek faktycznie jest lepszy od tych dwóch poprzednich, ale to nie było aż tak trudne. Powiem tylko tyle, że Opress w końcu staje się prawdziwym bohaterem Gwiezdnych Wojen, z krwi i kości.
Po wszystkim Filoni miał mieć przemowę, ale prysnęliśmy. Nie będziemy słuchać przecież wynurzeń starego pryka, który od dawna nie ma nic wspólnego z SW, dlatego poszliśmy sobie postać w kolejnej kolejce. Tym razem na młodzieńca, który jest esencją obecnego SW, czyli Marka Hamilla. I powiem tyle, Mark rządzi, choć szkoda, że na spotkaniu było tak mało o SW . Ale było warto, mimo, że nogi bolą.
A co się robi w prawdziwych amerykańskich kolejkach? Otóż można pogadać sobie z ludźmi, oni sami zaczepiają i rozpoczynają rozmowy. I to jest miłe. Zwłaszcza jak rozpoznają jakiś polski akcent i tak dziś rozmawiałem z jednym panem o Behemocie i Nergalu. Wiedział, kto to Nergal, a nie wiedział nic o Dodzie . Innej Amerykance tłumaczyłem, że gdy rozpadła się Czechosłowacja to nie było tam wojny i nie przyjeżdżali do nas uchodźcy. Za to mieszkańcy Flordy uspokajali innych przed huraganem Isaac, który zapowiadają na poniedziałek. Ci tutaj już niejeden taki huragan przeżyli, więc mają wprawę.
Celebration VI to nie tylko panele, ale też mnóstwo wystaw. Dziś oglądałem „As You Wish Project” czyli artystyczne wersję hełmów Fetta i klonów, R2-D2 Builders, oraz salę z kostiumami Legionów. Najgorsze jest jednak to, że większość czasu dziś spędziłem w kolejkach, choć było warto. Jutro zaś poluję na dwie rzeczy AOTC w 3D i Carrie Fisher. Mam nadzieję, że tym razem będzie w stanie dotrzeć na panel (nie zapije). Pod tym względem lepszy jest Billy Dee Williams, naćpany, napruty potrafi przyjść na panel i gadać głupoty, Carrie niestety ma chyba słabszą głowę i nie wstaje. Cóż, zobaczymy, czy dziś wychaczyła jakąś imprezę. Oby nie!