Budzik nastawiliśmy na siódmą rano. Zadzwonił, szybkie wyjście z łóżka, prysznic, by się dobudzić, śniadanie, chwila na Internet (tak sprawdzamy komentarze) i wycieczka na konwent. To skoro już tak kulinarnie było, to dziś opiszę tutejsze kolejne klasyczne danie, czyli muffinki. Takie nasze babeczki, tylko bardziej tuczące. No i codziennie jest jajecznica, choć nie wiem, czy ona prawdziwe jajka widziała, wygląda na taką z proszku. No cóż, Ameryka.
Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie popsuł mi się aparat. Więc dziś nie udało mi się zrobić żadnego zdjęcia. Nie wiem, czy od wilgoci padł, czy co... Na razie klimatyzację zamieniliśmy na grzanie i zobaczymy, czy jutro wstanie. Dobrze, że Rusis ma swój, więc nowa porcja zdjęć już jest na Facebooku.
Od 8:20 (czyli 14:20 polskiego czasu) staliśmy w kolejce na konwent. Zaczynali wpuszczać ok. godziny 10:00, ale no niestety im szybciej się człowiek ustawi w kolejce, tym szybciej wejdzie. Co ciekawe, w samej sali kolejkowej panowała nie tylko miła atmosfera, ale dało się poczuć, że jesteśmy jednymi z młodszych. Ba nawet wujek Zax nie byłby najstarszy. Większość osób w kolejce ma mniej więcej 30-40 lat, ale są starsi. Choćby babcie w stroi Lei (tym białym, nie w bikini, żeby nie było) albo starsi panowie. Czasem pojawiają się dzieci, oczywiście razem z rodzicami. Zresztą dziś na jednym z paneli prowadzący zapytał jedno dziecko, czy lubi Gwiezdne Wojny, a ono odpowiedziało szczerze: „Nie”. No cóż, w domu pewnie będzie szlaban. Ale najbardziej zdumiewające jest to, że na takim konwencie jak Celebration, grupa ludzi w wieku 12-20 lat jest tak nielicznie reprezentowana. Owszem, nie stać ich, ale nawet jak już są (i to z rodzicami) to często odnosi się wrażenie, że to rodzice ciągną dzieciaki, a nie na odwrót (jak to bywa u nas).
Dzięki zajęciu strategicznej pozycji, kilka minut po dziesiątej byliśmy na terenie Exhibit Hall, głównego centrum wydawania pieniędzy na konwencie. Są stoiska Dark Horse’a, Del Reya, LEGO, Hasbro i wielu innych. Można było sobie pooglądać nowe LEGO z The Old Republic (i kupić), można też było nauczyć się grać w nowego X-Winga. Jest też do kupienia wersja beta nowego podręcznika do RPG i masa przeróżnych gadżetów. Gdzieś pomiędzy stoiskami grasuje Steve Sansweet i dokupuje nowe eksponaty do swojej kolekcji. Cóż ma fajnie, bo kupuje jak leci tego czego nie ma, ja na razie tylko szukam konkretnych rzeczy, a te nie zawsze można tu znaleźć.
Większość dnia spędziłem na panelach. To zajmuje trochę czasu. Zaczęło się od panelu o StarWars.Com, i nie powiem, zapowiedzi zmian wyglądają całkiem fajnie, ba będzie odpowiedź na Facebookową Farmę. Więcej szczegółów w newsie. Potem trafiłem na panel o 1313. I powiem tylko jedno, ten gameplay zrobił na mnie piorunujące wrażenie, zwłaszcza moment przejścia między filmikiem a grą. Ciężko było znaleźć różnicę. Na 1313 nie siedziałem do końca, bo poszedłem na Dark Horse’a, ten był wyjątkowo nudny. Prawie nic nie zapowiedzieli, dobrze, że w pytaniach kilka rzeczy wyszło. Master pewnie jutro wszystko opisze, wytyczne dostał . Potem poszedłem na panel „It’s a trap” o kukiełkowcach robiących Okrucha i Ackbara, a także kaczora Howarda, Ciemny Kryształ i Muppety. Super, tylko, że to także zabrało większość czasu na tym panelu. Następnie „Star Wars in 60 minutes”, czyli rozszerzona wersja przedstawienia „Star Wars in 30 minutes”. Co to jest możecie przeczytać tutaj: http://www.gwiezdne-wojny.pl/tekst.php?nr=1120 . Następnie punkt kulminacyjny, czyli spotkanie z Ianem McDiarmidem. Prawie nas nie wpuścili, ale przecież nie będziemy zachowywać się jak Jedi, skorzystaliśmy z Ciemnej Strony Mocy i weszliśmy na panel. Szczegółów nie będę pisał ze Stanów, bo mnie jeszcze Wujek Sam namierzy. Ale przejść na Ciemną Stronę dla McDiarmida było warto. Widzieliśmy go co prawda na Celebration Europe, ale tam był dość krótko. Potem trafiłem na panel „Sekrety Chissów” Rydera Windhama, który dotyczył głównie serii „Tajne Misje”. Windham między innymi powiedział jak widzi przyszłość Nuru, ale to na razie tylko jego pomysł. Skończyło się na „Mrocznym widmie 3D”, nie zdążyłem na początek, wszedłem w trakcie wyścigów, więc zobaczyłem drugą połowę (tę moją ulubioną połowę). Film pokazywano w technologii Real 3D i jestem pod wrażeniem. Obraz nie jest tak przyciemniony, da się oglądać bez okularów i obraz jest w 2D (czasem tylko rozmazany), a jak włoży się okulary to widać obraz 3D.
[img]http://sphotos-a.xx.fbcdn.net/hphotos-ash4/309156_10151161357706368_1594158629_n.jpg[/img]
Ogólnie cały dzień to mnóstwo atrakcji, dzień przeminął tak szybko, że ledwo zdążyłem zjeść obiadokolację. Kupiłem kawałek amerykańskiej pizzy (o niej następnym razem, bo jeszcze będę się nią posiłkował) i zjadłem w biegu. Teraz ogarnąć wszystko, zaplanować jutro i pospać.