"Lecz mam pewne wątpliwości, ponieważ wydaje mi się, że nie ma jakichkolwiek szans aby rodzaj ludzki ewoluował w innej galaktyce dokładnie tak samo jak w naszej Drodze Mlecznej."
A słyszałeś o teorii strun zwaną obecnie M-teorią, oraz teorii wieloświata, które mówią, że jest wiele alternatywnych wersji światów, w tym naszej ziemi i ludzi?
Według kwantowej teorii wielu światów Hugh Everetta III, nazywanej przez niego „Wieloświatową Interpretacją Mechaniki Kwantowej”, wszystko, co może się zdarzyć, zdarza się na pewno w którejś z odnóg rzeczywistości, która przypomina wielkie, rozgałęziające się w każdej chwili drzewo życia. U Everetta każdy stan superpozycji jest jednakowo realny, lecz zdarza się w innym, równoległym wszechświecie. Kwantowy multiwszechświat jest jak rozgałęziające się w nieskończoność drzewo. Oznacza to między innymi, że i my, przebywający na takim drzewie, chcąc nie chcąc także się rozgałęziamy.
Zgodnie z jedną z interpretacji mechaniki kwantowej w tej przestrzeni znajdują się wszechświaty, które pochodzą od naszego wszechświata. Co chwila powstają w tej przestrzeni nowe uniwersa, za każdym razem, gdy powstaje we wszechświecie wybór (np. dana cząsteczka może poruszyć się kilkoma drogami i wtedy powstaje tyle nowych wszechświatów, ile jest możliwych dróg - a w każdym z nich cząsteczka porusza się po innej drodze).
Innego rodzaju multiwersum opisane zostało w 11-wymiarowym rozszerzeniu teorii strun zwanym M-teorią. W tej teorii nasz i inne wszechświaty powstały w wyniku kolizji membran w przestrzeni 11-wymiarowej. W przeciwieństwie do wszechświatów w „multiwersum kwantowym” mogą one mieć zupełnie różne prawa fizyki. Według obliczeń kosmologów-astrofizyków (prof.A.Linde i dr V.Vanchurin) z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii liczba takich wszechświatów może wynosić 10^10^10^7., jest to liczba, której nie da się zapisać w postaci dziesiętnej ze względu na liczbę zer większą od liczby atomów w obserwowalnym wszechświecie szacowaną na 10^80).
Coraz więcej współczesnych fizyków sądzi, że wszechświat jest nieskończony. Przyjęcie takiego założenia ma jednak zaskakujące konsekwencje, chociażby konieczność pogodzenia się z tym, że w nieskończenie rozległym kosmosie muszą istnieć dokładne kopie każdego z nas. I to wcale nie pojedyncze, lecz nieskończenie wielka armia sobowtórów z różnych okresów naszego życia. Na tym bowiem polega uroda nieskończoności, że wszystko, co jest możliwe, musi się w niej zdarzyć. Fakt, że istniejemy, wskazuje zaś wyraźnie, że nasze pojawienie się było możliwe. A skoro tak, to może być wielokrotnie powielone w nieskończonej przestrzeni i czasie.
W nieskończonym świecie powinny też istnieć niezliczone cywilizacje podobne do naszej lub znacznie bardziej technicznie zaawansowane. Są też naukowcy sugerujący nawet, że to my sami jesteśmy dowodem ich istnienia. "Załóżmy, że cywilizacje znacznie bardziej rozwinięte od naszej są w stanie sterować kierunkiem wiecznej inflacji przez produkowanie miniwszechświatów w laboratorium" - proponuje prof. Edward Harrison, kosmolog z uniwersytetu w Arizonie. W jednym z nich istoty zdolne do takich poczynań mogłyby stworzyć własne światy z pomocą wirtualnej symulacji komputerowej. Zamiast tylko symulować rozwój galaktyk, co potrafią już robić też badacze na Ziemi, mogliby pójść dalej i obserwować rozwój prawdziwych gwiazd i układów planetarnych. Następnie, włączywszy prawa biochemii do swoich symulacji, byliby zdolni do obserwowania ewolucji życia w ogóle i życia inteligentnego w szczególności. A kiedy inteligencja i świadomość nie miałyby już dla nich tajemnic, mogliby stworzyć program, w którym to my bylibyśmy ich symulacją.
Jak widać ilość konfiguracji jest tak absurdalnie wielka, że szanse, aby rodzaj ludzki ewoluował w innej galaktyce dokładnie tak samo jak w naszej Drodze Mlecznej, są całkiem spore, a nawet pewne.