Niech temat, wzorem innych, też ma angielską nazwę
U nas już 19 lipca ostatni tom Przeznaczenia Jedi. Zamawiać można np. tu:
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/189023-troy-denning-star-wars-przeznaczenie-jedi-8-apokalipsa
Niech temat, wzorem innych, też ma angielską nazwę
U nas już 19 lipca ostatni tom Przeznaczenia Jedi. Zamawiać można np. tu:
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/189023-troy-denning-star-wars-przeznaczenie-jedi-8-apokalipsa
Muszę przyznać, że po ósmym tomie Przeznaczenia Jedi jakoś straciłem ochotę i wiarę w finał. Zwłaszcza gdy jeszcze doszły pogłoski o Mortis i inne spoilery o fabule. Za bardzo pamiętałem "Niezwyciężonego" Troya Denninga, gdzie autorowi nie udało się dobrze zamknąć serii, umiejętnie wyważyć wątki i pchnąć życie w nowe. Tym bardziej "Apokalipsa" zaskakuje. Bo wyszła naprawdę dobra książka, z pewnością najlepsza w serii. Napisałbym nawet że jedna z lepszych od paru lat, ale akurat w tym roku wyszedł Plagueis więc chyba pozostańmy przy tym, że to najlepsza książka post-Endorowa od bardzo dawna.
Przyznam też, że dotychczasowe zamknięcia serii, czy to Nowej Ery, czy Dziedzictwa Mocy cierpiały na jedną podstawową rzecz. Umiejętne rozłożenie akcentów między finałowe starcie, porządkowanie wątków i ustalanie nowego porządku. W obu poprzednich przypadkach to się nie udało, tym razem jednak Denning, co zresztą często powtarza, postanowił zamknąć cała Erę Jacena Solo, zrobić zatem jeszcze większy finał, niż tylko tych 9 książek. I wyszło mu to. Faktem jest, i to chyba zdecydowanie największy minus tej powieści, że musiał się trochę rozkręcić. Pierwsze sto stron to sprzątanie po innych autorach (głównie Christie Golden), którym nie udało się przygotować wszystkiego na finał. Potem jednak Denning po kolei załatwia wszystkie wątki, Zaginionego Plemienia, Resztek Imperium, Daali, rządu Galaktycznego Sojuszu, działania Rady Jedi, Allany Solo, relacji Bena i Vestary, czy w końcu Abeloth i funkcji Luke`a. Jest tego naprawdę sporo, zwłaszcza, że o przeszłości Abeloth musieliśmy się dużo dowiedzieć. Denning już wcześniej, w "Otchłani" świetnie rozpoczął ten wątek i niestety żaden z jego towarzyszy w zbrodni, nie potrafił go pociągnąć. Ciekawi mnie jakby się to rozwinęło, gdyby nie Filoni. Cóż, przyznaję jednak, że z kwestii Celestial, Mortis i Tronu Równowagi Denning wyszedł obronną ręką. Ten wątek wciąga, ale jednocześnie nadal pozostawia mnóstwo niedomówień. I o to autorowi chodziło. Dodatkowo jeszcze wpleciony we wszystko Krayt, co jest świetnym nawiązaniem. Ale i tak chyba najbardziej podobała mi się rozgrywka Jaggeda i Daali. Może politycznie słabo rozwinięta, ale przypominało mi to Heretyków Mocy i obronę Bastionu przez Yuuzhan Vongami. Resztki Imperium to zdecydowanie najlepsza do mieszkania część galaktyki, bo faktycznie miała szczęście do odpowiedzialnych władców.
Podoba mi się też bardzo umiejętne budowanie napięcia i przeskakiwanie między wątkami. Nawet w dwóch ostatnich seriach, autorzy raczej trzymali się grup postaci, które wprawiały akcję w ruch. Przeskoki między bohaterami były, ale nie aż takie wielkie. Tu jest ich sporo i to mi się bardzo podoba. Zwłaszcza, że Denning potrafi wykorzystać też postacie, które od lat były tylko halabardnikami, jak choćby Kyle Katarn czy Kyp Durron. Może jeszcze nie są to ich pełne możliwości, ale przynajmniej nie siedzą już tylko w radzie i się nie odzywają. Mało tego, wszystko wskazuje, że w następnych powieściach będzie ich więcej.
Na koniec jeszcze jedno, to co mi się także podoba u Denninga to wykorzystywanie zwierząt. Anji, nexu Allany, staje się swoistym członkiem rodziny. Zresztą Anji to nie jedyne domowe zwierzątko, które przewija się w serii.
Jestem naprawdę zadowolony z tej książki. Nie wierzyłem w nią, nie wierzyłem też w serię od pewnego momentu. Jasne, Apokalipsę dałoby się jeszcze trochę podkręcić, ale jako zwieńczenie Przeznaczenia Jedi jest więcej niż satysfakcjonująca.
Pan Denning mile zaskoczył. Jak dotychczas seria była chaotyczna, porwana na wiele niezbyt przemyślanych wątków i sprawiała wrażenie zabałaganionej. Tym większe znaczenie miało umiejętne posprzątanie tego bałaganu w finale. Trudno było się spodziewać, że autorowi uda się to w taki przyzwoity sposób - przyzwoity to zdecydowanie za słabe słowo - wyszło mu to bardzo dobrze. Przypomnę, że można było się spodziewać, że tak dobrze nie będzie, głównie ze względu na poprzednie pozycje Denninga z tej serii, które chyba i tak były lepsze niż współtwórców, ale zawsze czegoś im brakowało.
Główną zaletą książki jest połączenie wątków w jeden duży flow fabularny i sposób w jaki tego dokonał autor. Wszystkie elementy książki wydają się połączone ze sobą i mają jakiś sens w całości - to wielka sztuka i zasługa. Przy tym jednocześnie akcja fabularna jest wyjątkowo wartka - książkę czyta się jednym tchem praktycznie od samego początku. Finał to nie tylko jedna finalna bitwa, ale praktycznie ma się wrażenie, że cała książka jest finałem, finalnym zakończeniem czegoś więcej, chyba nie tylko serii FOTJ, ale na pewno Dziedzictwa, potrosze również mrocznego gniazda oraz NEJ.
Kolejną niebagatelną zaletą są nawiązania, o których już wiele napisano, autor spina klamrą perspektywę ponad 150 letnią umiejętnie, acz dyskretnie nawiązując drobnymi smaczkami (może mógł sobie już Denning odpuścić nawiązanie z Yodą). Również rozwiązanie wątku Abeloth wydaje się atrakcyjne, cała historia o Celestials wciąga poprzez mistyczność, mroczność oraz tak naprawdę liczne pytania jakie się pojawiają w związku z nią. Trochę może to kolidować z innymi przemyśleniami i teoriami o Mocy, od tej klasycznej do tej z NEJ, ale co tam mamy coś nowego - coś większego.
Jednocześnie autor pozostawia na końcu kilka otwartych ścieżek pod nowe pozycje, nie będę spoilerował, ale przynajmniej 3 książki się rysują
Za wartką akcję, połączenie wątków, nawiązania, kontekst Celestials i uratowanie serii daję 10/10 choć może to na wyrost, gdyby książka była stand alone.
Kupił już ktoś polską wersję? Amber nic nie pisze o przesunięciach, wręcz na facebooku obwieścił, że już jest stąd moje pytanie.
Na sklep.gildia zawsze w dniu wydania informują mnie, że wysłali paczkę. Tym razem tak się nie stało, więc może faktycznie być jakieś przesunięcie czy coś.
A ja już dostałem dzisiaj Apokalipsę bezpośrednio z Amberu a zamównienie złożyłem wczoraj
Książka moim zdaniem jest bardzo ciekawa, nawiązanie do TCW wcale jej nie psuje. Ciekawe jest to, że początek spoilera Yoda, kiedy opowiadał na Dagobah Luke`owi, podczas jego szkolenia, o misji na Mortis nie wspominał nic o Ahsoce koniec spoilera, można by przypuszczać, że ta bohaterka nie jest kanoniczna według autorów FotJ, a to jest dobry znak.
Dużym plusem jest to, że cały czas coś się dzieje, dzięki czemu książkę czyta się jednym tchem, ciężko jest się od niej oderwać.
Końcówka książki prosi się do dokończenie (początek spoilera wysłanie 10 Jedi na misję w poszukiwaniu dryfującego monolitu Mortis koniec spoilera), może czegoś ciekawego dowiemy się po lekturze "Crucible".
Jest również nawiązanie do początek spoilera Killików, którzy pomogli kiedyś uwięzić Abeloth koniec spoilera
Moim zdaniem jest to świetne zakończenie serii.
Ocena: 10/10
Master Simon napisał:
Książka moim zdaniem jest bardzo ciekawa, nawiązanie do TCW wcale jej nie psuje. Ciekawe jest to, że Yoda, kiedy opowiadał na Dagobah Luke`owi, podczas jego szkolenia, o misji na Mortis nie wspominał nic o Ahsoce, można by przypuszczać, że ta bohaterka nie jest kanoniczna według autorów FotJ, a to jest dobry znak.
Aha ta ironia, bo wyszło odwrotnie
-----------------------
Też przeczytałem. Wątki się wyjaśniają, jest też przygotowanie do ich kontynuacji w kolejnych książkach. Ogólnie najlepsza książka z FotJ, początek spoilera nawiązania do trylogii Mortis (która teraz nabiera zupełnie innego wydźwięku, nie jest po prostu kolejnym żenującym tworem TCW) i przede wszystkim pojawienie się Krayta to świetne smaczki koniec spoilera.
Chociaż parę wątków nie jest do końca wyjaśnione, na przykład początek spoilera po co zbudowano wielkie kompleksy z komputerami na Kessel, co robiły tam starożytne ruiny koniec spoilera.
I jeszcze zasmuciło mnie takie "spłycenie" Galaktyki. Akcja kręci się - i tyczy się to całej serii - wyłącznie wokół Coruscant. Wiadomo, że mamy do czynienia ze stolicą Galaktyki, ale w FotJ inne ważne dotychczas planety są olewane po całości. W żadnej innej serii nie było to tak zauważalne jak tutaj.
Zgadzam się z przedmówcami, że "Apokalipsa" jest chyba najlepszą częścią tego cyklu, ale nie ze względu na zamykanie wątków itd, tylko na zabójcze moim zdaniem drobiazgi, które sprawiały, że do pewnych scen sięgałam częściej niż do innych. Szczególnie podobała mi się scena, kiedy Jag po raz pierwszy spotkał się z małymi Barabelątkami oraz Ben powątpiewający w swoją (i nie tylko) inteligencję tak pod koniec książki. Niby nic, a cieszy. W końcu diabeł tkwi w szczegółach.
Były pewne niedociągnięcia, jasne, gdzie ich nie ma, ale za ogólne wrażenie i zabawne szczególiki daję 10/10[b]
Jestem świeżo po przeczytaniu książki. Jak wrażenia? Cóż za jednym posiedzeniem przeczytałem 350 stron, które zostały mi do końca
To świadczy o tym jak dobra jest to książka,bo od długiego czasu mi się nic takiego nie zdarzyło.
W mojej opinii seria "Fate of the Jedi" jest o wiele lepsze niż książkowe "Legacy",ponadto sama w sobie jest dobra. Wątek Abeloth,Zapomnianego Plemienia to były rzeczy,które naprawdę śledziłem z ogromną ciekawością. Pan Denning spisał się rewelacyjnie w zakończeniu serii. Początkowo byłem zaskoczony,że zlekceważył inne wątki na rzecz bitwy o Coruscant, ale okazało się, iż to tylko pierwsze wrażenie.
A dobrze zrobił. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć monumentalność tego starcia. Wielodniowy bój,który początkowo miał się ograniczyć do Świątyni w pełni obrazuje potęgę wojny pomiędzy użytkownikami Mocy.
Z pozostałych wątków,zdecydowanie zaszokował wątek Abeloth i Kilików(w pozytywnym sensie). Zdaje sobie sprawę,że dla konserwatywnych fanów fakty na temat Mocy pokazane w "Apokalipsie" są nie do przyjęcia, ale dla mnie zgrabnie łączą historię galaktyki,TCW i Dziedzictwa.
Z pozostałych wątków walka o Imperium, była ciekawa, choć miejscami pojawiały się dłużyzny.
A wady? Chyba nie zakończenie wielu kwestii. To była seria o dużym rozmachu i ostatni tom też go miał,lecz Troy Denning trochę zbyt przyspieszył w końcówce,przez co mamy dużo niedopowiedzeń. O ile wątek Mortis jest zrozumiały jako tajemniczy i tak samo ten tajemniczy Sith o tyle z resztą mógł jakoś to rozwinąć.
Mianowicie (UWAGA MOŻLIWE SPOILERY DLA TYCH CO JESZCZE NIE CZYTALI)
-Squibowie zginęli czy nie?
-czy Daala i Lecersen opuścili Imperium? zostali jakoś pociągnięci do odpowiedzialności za to co zrobili?
-co z Sithami na Coruscant? Pod koniec powieści jest jasne,że Jedi wygrali,ale Abeloth nie odpowiadała za wszystkich Sithów, walki przecież toczyły się długo i nie powiedziano czy wszyscy z Zapomnianego Plemienia zostali schwytani lub zabici
-co z Kesh?
Pozostało po "Apokalipsie" wiele pytań. Zastanawiam się też czy fakt,że Fel nie został(póki co) stałym przywódcą Imperium, nie wskazuje na to,iż już rozpoczęły się jakieś przymiarki do korekty universum w związku z nowymi epizodami.
Skończyłem wczoraj czytać Przeznaczenie Jedi. Krótko co o tym myślę. Będą spoilery, więc jak zamierzacie czytać to nie czytajcie - i zrozumcie to zdanie jak chcecie. Przy opisie powieści będzie ich mało, dopiero pod koniec wysypię je z rękawa.
Akcja dzieje się w ciągu roku w kilka lat po wydarzeniach z Dziedzictwa Mocy - i w pewien sposób jest kontynuacją tej serii. Mniej więcej w taki sposób, w jaki gnicie w trumnie jest kontynuacją życia. Zamykane są pewne wątki, ale w gruncie rzeczy to tylko smród i rozkład. Generalnie spora część EU to szajs, ale fabuła PJ pobiła debilizmem większość tego, co do tej pory czytałem. Może to dlatego, że jak na razie przeczytałem jakieś 40 procent tego co wyszło w Polsce - więc wiele przede mną.
Dziewięciotomową serię podzielono między trzech autorów - Troya Denninga, niestety świętej już pamięci Aarona Allstone`a oraz Christie Golden. Obsada w 2/3 identyczna co przy genialnej serii Dziedzictwo Mocy, ale Karen Traviss nie wytrzymała i rzuciła starłorsy w cholerę, a jej miejsce zajęła Christie Golden. O panów się nie obawiałem, bo są to porządni rzemieślnicy - i nawet jeśli wymyślą kretyńską fabułę, to przynajmniej warsztat pisarski mają dość dobry i da się to przeboleć. Nie wiedziałem czego się spodziewać po pani Golden.
Zacząłem ten szajs czytać w 2013 roku. Pierwszy tom, Wygnaniec Allstone`a, przeczytałem na działce, o czym przypominają mi pofalowane strony - bo to dość wilgotne tereny są, tam gdzie ona stoi i książki falują się . Powieść podzielona jest na trzy wątki - polityczny, przygodowy i, nazwijmy to, odkrywczy. Czytając powieści często wkurzają mnie niektóre wątki z niektórymi postaciami i tylko czekam, aż skończy się rozdział, by autor ponownie poruszył poprzedni wątek. Tutaj tego nie ma, wszystkie są równie ciekawe, jest między nimi równowaga a w każdym z nich charakterystyczny dla Aarona i całego uniwersum humor, choć Luke zdawał się być zanadto butny. Jedynym większym minusem jest brak cliffhangera, to równie dobrze mógłby być one-shot, szczególnie że na ostatnich stu stronach zakończono część zaczętych wątków - a chyba nie taka jest rola pierwszego tomu powieści. Tak czy siak, bardzo dobra powieść, zachęciła mnie.
Tom drugi to Omen autorstwa tajemniczej Golden. O losie, męczyłem to gówno ze trzy dni. Nie mogłem przeboleć poziomu debilizmu tej książki. Ile razy pojawiali się znienacka cudownie ocaleni Sithowie? Tu mamy ich całą planetę. CAŁĄ. Ale to nic, najwidoczniej na tym miała się opierać seria. Jednym z wyznaczników porządnej książki jest to, że znając bohaterów możemy bez trudu poznać wypowiadane przez nich kwestie, będące odzwierciedleniem ich charakteru, poglądów, nawet jeśli autor nie napisze z czyich ust padały. W Omenie musiałem liczyć wersy aby wiedzieć kto je wypowiada. Postacie były bardziej płaskie niż kartki, na której wydrukowano ich słowa. Wszyscy zachowywali się tak samo. Han rzucił góra dwa żarciki, Leia nie była dyplomatką, Daali zabrakło wyrachowania, Luke nie zdawał się być Mistrzem Jedi... a gdzie się podział Threepio? Autorka zupełnie zapomniała o parce droidów, z którymi małżeństwo Solo zazwyczaj nie rozstawało się na krok. Ale jakoś dałoby się to wytłumaczyć, może coś przeoczyłem, może gdzieś zostali...
W książce jest mnóstwo nieścisłości. W Wygnańcu było wyraźnie powiedziane, że nikt nie wie gdzie się podziewał Jacen podczas swojej pięcioletniej tułaczki, w zasadzie cały wątek Luke`a i Bena w tej serii jest oparty na podążaniu jego śladami - krok po kroku, planeta po planecie. Aż w pewnym momencie otrzymujemy informację, że Ben doskonale zna każde miejsce, gdzie się znajdował Jacen, w dodatku wszystko jest w Archiwach Jedi. Pod koniec książki chyba wymazano to z Archiwów, a Benowi z pamięci, bo starają się zdobyć każdą wskazówkę mogącą podpowiedzieć, gdzie też jego kuzyn podział się po odwiedzinach u Aing-Tiich. Ale jakoś dałoby się to wytłumaczyć, tylko nie wiem jak.
Ze wspomnianymi Aing-Tii autorka też nie bardzo wiedziała co zrobić. Wspominani są jako ksenofobiczny lud, strzegący swych tajemnic, tymczasem... nauczyli Bena wędrówki po nurcie, odpowiadali na wszystkie pytania, a nawet mieli chatkę zbudowaną specjalnie dla gości rasy ludzkiej ze wszelkimi wygodami. Dość gościnnie jak na niegościnny lud. Dałoby się to jeszcze wytłumaczyć jakimiś frazesami pokroju "Galaktyka jest niezbadana", ale... czy wszystko w tej książce trzeba sobie "jakoś" tłumaczyć?
Aha, każdy kieliszek czy szklanka pojawiające się w powieści były "rżnięte". Autorka uczepiła się tego słowa, naprawdę nie wiem czemu. Co to w ogóle znaczy rżnięta szklanka?
Omen ma w zasadzie tylko dwie zalety - dziennikarzy, całkiem dobrze ukazanych z całą ich upierdliwością i zadających naprawdę durne pytania, oraz ostatnie 60 stron, w zasadzie jedynych wartościowych w tej powieści. Przez całą resztę książka zupełnie nic nie wnosi do serii, a do 240 strony ciężko się domyślić o czym ona w ogóle jest. Tu coś dzwoni, tam coś brzęczy, z boku czasem ktoś pojęczy - tak można opisać fabułę.
Tom trzeci, Otchłań, pałeczkę przejmuje Denning. Połowa powieści zdaje się być próbą naprawienia tego co zepsuła Christie - i robił to cierpliwie, bez nagany, niczym rodzic idący za dzieckiem i sprzątający bałagan, jaki ten po sobie zostawia. Joe Schreiber dwukrotnie podchodził do tematyki horroru osadzonego w świecie Gwiezdnych Wojen - w Szturmowach Śmierci oraz Czerwonych Żniwach. Dwukrotnie spieprzył. W "Otchłani" Denninga jest zawarty większy ładunek niepokoju niż w obu dziełach Schreibera razem. Chyba na tym polega właśnie horror - na sianiu w umysłach niepokoju, aury tajemniczości, pobudzaniu wyobraźni. Chyba nie było do tej pory tego rodzaju powieści Star Wars co Otchłań. Byłem pod dużym wrażeniem, ale może też dlatego, że byłem tuż po lekturze tego co Golden wytworzyła. Co ciekawe, do tej pory cały przedstawiony w powieści konflikt nie jest militarny, ale obie stronie są legalistami starającymi się dopiec drugiej stronie w granicach prawa - miła odmiana.
Zaraz po tym wziąłem się za tom czwarty, Odwet Allstone`a, ale nie pamiętam nic z tej powieści. Zupełna pustka. Zapewne była przeciętna i nic nie wnosiła. Gdy zdałem sobie sprawę kto jest autorem następnego, piątego tomu, to stwierdziłem, że mam to w dupie i dalej nie czytam. 29 sierpnia 2013 skończyłem czytać Odwet, a po tom piąty, Sojuszników Golden, sięgnąłem 21 grudnia 2015, dokładnie tydzień temu. Co tu dużo o niej pisać - infantylna, naiwna, nudna, skupiająca się na dzieciach i zakochańcach, literacko na poziomie wypracowania zbuntowanej licealistki, wprost szokująco grafomańska z równie wielką ilością sprzeczności.
Wir był kolejną przeciętną książką, ale dało się przebrnąć, Wyrok całkiem w porządku i znów rzucał się w oczy humor Aarona, a po Wyroku, cóż, znów kolej na panią Golden i to chyba był ten Wyrok, który spadł na mnie. Hegemonia. Aż trudno uwierzyć, że to napisała ta sama kobieta, która spłodziła czytane na dobranoc w Guantanamo "Omen" i "Sojuszników" - bo Hegemonia to jedna z lepszych powieści w EU (sic). Nie da się tego przeczytać jako one-shot, bo jej bardzodobrość polega na rozwinięciu wątków z poprzednich części. Cała seria ma kretyńską fabułę, ale Golden w jakiś sposób udało się ją tak poprowadzić, by powieść czytało się jednym tchem. W sumie jedyne co mógłbym zarzucić, to to, że bieganie po planetach zaczynało być już nużące, brak charakterystycznego dla EU humoru i to, że zbyt łatwo dało się domyślić co jest grane. No, ale to nie kryminał przecież, by tu były zagadki.
Ostatni tom, Apokalipsa, wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony jest to dzieło po prostu dobre - wyjaśniające większość wątków, nie urywające ich ani nie kończące ich nagle. I ogromną sztuką jest zrobić opis bitwy na ponad 250 stron w taki sposób, by ta nie była nudna. Ogromny szacun za to, ale jest to po prostu dobra książka, nic więcej.
Uwaga, teraz zaczną się grube spoilery.
Gwiezdne Wojny to nie jest science-fiction, ale jakoś tam ciążyło ku s-f. Przeznaczenie Jedi to już czysta fantastyka. To nie są już Gwiezdne Wojny. Odnalezienie zaginionej planety pełnej Sithów jakoś mógłbym zrozumieć, galaktyka jest długa i szeroka. Nawet zrozumiałbym, że jeden jedi potrafi rozwalić dziesiątki sithów w bezpośredniej walce. Ale ta Abeloth - no kretyństwo. Otóż wymyślili sobie, że wrzucą do galaktyki stwora Mocy, który ma ponad sto tysięcy lat, umie przejmować ciała, być w kilku miejscach jednocześnie, nie da się go zabić i próbuje rozwalić galaktykę - a w dodatku okazuje się, że to prastary cykl, bo w Mocy istnieją Niebiańscy (coś jak Pradawni w StarGate), których emanacją są Jedyni (coś jak Oma Desala w SG) - Ojciec, Syn i Córka. Syn uosabia ciemną stronę, córką jasną stronę, ojciec ma utrzymywać równowagę. Gdy jakaś wojna trwa za długo to uwalniana jest Abeloth, która ma rozwalić galaktykę , zresetować ją, a potem syn i córka się sprzymierzają by ją uwiezić i tak to trwa przez dziesiątki tysięcy lat. I nagle w czasie Wojen Klonów oni umierają (xD), Anakin miał przyjąć rolę Ojca, ale ją odrzucił, a potem jak Jacen wędrował po Nurcie to Abeltoh uciekła i nie miał jej już kto powstrzymać - nikt, oczywiście poza Lukiem, bo ten skubaniec umie wszystko, nawet zabić nieśmiertelnych xD to jest tak pod ch... ładowane, że brak słów. Czysta fantastyka, to nie pasuje do SW.
Całość dałoby się zmieścić w trzech tomach, góra czterech, bo w zasadzie większość serii to uganianie się za Abeloth z planety na planetę i zdrady Vestary. Strasznie i bezsensownie rozwlekła.
Na plus za to wątek dziennikarski, marsz przez instytucje i nagonka. No i ostatnie dwa tomy i Otchłań.
Cała seria 5/10.
http://thumbs.dreamstime.com/x/bacia-de-vidro-de-cristal-de-corte-11470928.jpg
tak wygląda rżnięte szkło dla nas ramota, ale pewnie dla zagramanicznej pisarki to coś szalenie egzotycznego
No, no, Mordo, na Ciebie to jednak zawsze można liczyć.
a wiesz że mi się dzisiaj śniłeś?
Koleżanki dość często o mnie śnią.
Co konkretnie?
Normalny nerdospęd akurat (było jeszcze kilku fanów) na wpół plenerowy, ale dopiero na widok twojego posta sobie przypomniałam o tym śnie
I ja tam byłem, ale co robiłem?
miód i wino piłeś
No w sumie w nocy to się działo, ale zamiast miodu było whisky Impreza urodzinowa, na dwa dni przed urodzinami
Specjalny prezent od sąsiadów, znalazłem dziś rano :
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/10398523_1040811105961216_6450381435376721764_n.jpg?oh=bee5113e309c2a101a7c36376cf8057a&oe=570EBAC3
no wiecie co, widząc z rana wymianę postów miedzy Matkiem a Kathi i to w temacie o EU oczekiwałem czegoś ciekawszego
Obiecuję się poprawić ;(
Przypuszczam że sytuacji nie ratuje fakt, że dzisiaj śnił mi się Immo dla odmiany?
A wiesz, że Cię obgadywałem wczoraj?
A wiesz, że mi teraz przykro?
Ale to pozytywne obgadywanie takie było, świąteczne jakby i o EU.
To mi teraz nadzwyczaj miło! <3
Bo Rewak skończył FotJa (ja dopiero ostatni tom) i tak sobie o EU gadaliśmy z nostalgią i ja powiedziałem że fajnie by było ponerdzić o EU przy piwku, jeszcze z jakimś innym nerdem co by z nostlgią pił piwo i nerdził o EU, no i powiedziałem że np z Shedem, bo on by pił piwo i nerdził o EU.
A co jeśli ja bym wolał z nostalgią powspominać jak byłem na seansie TFA?!
Nie, k***a, całą recenzję napisałem na podstawie trailerów
No. Negatywnie! Po adminie fanpage`a o EU spodziewałem się czystego, nieskrępowanego hejtu
Karaś napisał:
Gwiezdne Wojny to nie jest science-fiction, ale jakoś tam ciążyło ku s-f. Przeznaczenie Jedi to już czysta fantastyka. To nie są już Gwiezdne Wojny. Odnalezienie zaginionej planety pełnej Sithów jakoś mógłbym zrozumieć, galaktyka jest długa i szeroka. Nawet zrozumiałbym, że jeden jedi potrafi rozwalić dziesiątki sithów w bezpośredniej walce. Ale ta Abeloth - no kretyństwo. Otóż wymyślili sobie, że wrzucą do galaktyki stwora Mocy, który ma ponad sto tysięcy lat, umie przejmować ciała, być w kilku miejscach jednocześnie, nie da się go zabić i próbuje rozwalić galaktykę - a w dodatku okazuje się, że to prastary cykl, bo w Mocy istnieją Niebiańscy (coś jak Pradawni w StarGate), których emanacją są Jedyni (coś jak Oma Desala w SG) - Ojciec, Syn i Córka. Syn uosabia ciemną stronę, córką jasną stronę, ojciec ma utrzymywać równowagę. Gdy jakaś wojna trwa za długo to uwalniana jest Abeloth, która ma rozwalić galaktykę , zresetować ją, a potem syn i córka się sprzymierzają by ją uwiezić i tak to trwa przez dziesiątki tysięcy lat. I nagle w czasie Wojen Klonów oni umierają (xD), Anakin miał przyjąć rolę Ojca, ale ją odrzucił, a potem jak Jacen wędrował po Nurcie to Abeltoh uciekła i nie miał jej już kto powstrzymać - nikt, oczywiście poza Lukiem, bo ten skubaniec umie wszystko, nawet zabić nieśmiertelnych xD to jest tak pod ch... ładowane, że brak słów. Czysta fantastyka, to nie pasuje do SW.
Cała seria 5/10.
-----------------------
Cięzko sie nie zgodzic z tym zarzutem, ale piowiedzmy sobie szczerze - tutaj zawiniło TCW, na siłe chciano połączyć kretyński wątek Mortis wymyślony na potrzeby durnego serialu i świetną serią z EU - myślę, ze gdyby autorzy dostali tu więcej wolności to historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Zaskakująco niska ocena serii tak swoja drogą, troche się temu dziwie powiem szczerze, bo moim zdaniem jest to jedna z lepszych, a nader wszystko najspójniejsza z serii w SW.
Co do samej apokalipsy pozostawiła olbrzymi niedosyt i wygląda jakby ktos z niej wyjał 100-200 stron, bo wiele rzeczy można było naprawde swietnie rozwinąc.
I w końcu toczy się jakis temat z EU na forum
Tak po prawdzie nie pamiętam już co pisałem, a że nie lubię czytać swoich starych postów, to nie wiem do końca o co chodzi, ale zapewne podtrzymuję cokolwiek napisałem, bo mój odbiór serii nie zmienił się. Nadal pamiętam wybitnie dobrą Otchłań, wybitnie męczący Omen i całkiem fajne ostatnie dwa tomy.
Ale co do Mortis - nie no, Mortis było świetne akurat. Imho bardzo fajnie zabawili się konwencją i stworzyli klimatyczne odcinki z niejednoznacznym zakończeniem. Czy Syn, Córka i Ojciec byli naprawdę osobami? Czy to był tylko teatr Mocy dla gojów? Spektakl z personifikacjami? Czy istnieli jako odrębne byty, czy tylko na użytek testowania Wybrańca? Czy ich śmierć miała wymiar bardziej dosłowny czy też symboliczny?
Mi się podobało.
Poza tym pewnie to pisałem nieraz, ale uważam Abeloth za najgłupszy pomysł w historii EU.
Czytałem na razie 3 pierwsze tomy, kiedy pojawia się Abeloth? Pamiętam tylko schizofrenię Jedi, zapomnianych Sithów i wątek opinii publicznej kreowanej przez media.
Mortis miał ciekawy koncept, ale nigdy nie przepadałem za motywami biblijnymi w EU, już mi jeden niepokalany wybraniec wystarczył (fajne rozwiązanie narodzin Anakina zasugerował Luceno w Plagueisie) a finał samego odcinka CW sugerujący, że był to sen/wizja mocy dawał mi nadzieję na pogrążenie tego wątku razem z midichlorianami w zapomnienie.
Jako tako pojawia się ona już w pierwszej częsci, jako ten tajemniczy głos który Allana słyszy na Kessel
A tak, zapomniałem - wątek dziennikarski to faktycznie złoto. I protesty domagających się rozdziału Republiki od Zakonu
Abeloth jako przyczyna jest od początku, personalnie pojawia się później.
Czy ja wiem, czy Mortis miał motyw biblijny? Prędzej jakiś zaratusztrianizm, a i to bardzo naciągane. Sama fascynacja ludzkości dualizmem jest od tysiącleci w różnych kulturach, starwarsy też są nim przesiąknięte i to od początku.
Bardziej irytowało mnie takie namacalne ukazanie mitologii - zawsze wolałem, jak aura mocy była otoczona mistyką i sentencjami zielonego gnoma prawiącego mądrości, gdzieś na bagnie. Ale z drugiej strony potencjał w tej całej menażerii ciemnej strony w postaci pająków, plag i potworów jest spory - w scenariuszu Trevorowa była taka istota rodem z Lovecrafta - chętnie zobaczyłbym więcej takiego "fantasy" w tej space operze.