Dziś mija dziesięć lat od światowej (czyli również polskiej) premiery drugiego epizodu Gwiezdnych Wojen – „Ataku klonów”. Wydaje mi się, że to dobry moment by powspominać tamte czasy*.
Rok 2002 był dość istotny w moim życiu, dużo się wtedy działo, zmieniało, to fajne, że premiera jednego z epizodów Star Wars się w niego wpisuje. Oczekiwanie na ten epizod i jego premiera wiążą się dla mnie z wieloma wspomnieniami, wielokrotnie bardzo miłymi. Oczywiście nie był to już taki szał i napięcie, jak przy „Mrocznym widmie”, ale magia premiery Gwiezdnych Wojen była nadal silna.
Po pierwsze, po raz pierwszy czekałam na nowe Gwiezdne Wojny w gronie fanów (większym niż 2 sztuki ), a wiadomo, dzielenie się Star Warsami z innymi to fantastyczne przeżycie, które dodatkowo nakręca na SW. Należałam już wtedy do Rzeszowskiej Akademii Mocy i razem spekulowaliśmy, dzieliliśmy się nadziejami i obawami. Świetne czasy… Pamiętam nasze oburzenie i niechęć, kiedy pojawiły się pogłoski o Leonardzie DiCaprio w roli Anakina. Lata później nie raz myślałam, że chciałabym to jednak zobaczyć, dla porównania i z ciekawości. Strasznie podniecaliśmy się wizją wielu Jedi walczących na raz i sprzeczaliśmy się o to czy to dobrze, że Yoda będzie walczył. Niektórzy obawiali się, że zaprezentuje zdolności rodem z Epizodu V, kiedy to okłada laską R2. Gdy okazało się, że Anakina zagra Hayden, jeden z kolegów zaczął obowiązkowo oglądać jakiś serial o trudnej młodzieży, w którym tamten zagrał.
Jedno z moich ulubionych wspomnień to jedna z odsłon Podkarpackich Spotkań z Komiksem (chyba VIII), podczas których Rzeszowska Akademia Mocy (RAM) organizowała blok poświęcony Gwiezdnym Wojnom. Moi koledzy i koleżanki przyszykowali wtedy sporo atrakcji i pokazali chyba trzy teasery do „Ataku klonów”. Kiedy impreza się zakończyła i przypadkowi uczestnicy opuścili Wojewódzki Dom Kultury, na sali pozostała tylko nasza grupka. Pamiętam, że chłopaki poleciały do sklepu po wodę i wróciły z dwoma czy trzema paletami deserów (chyba to były Smakije czy coś takiego), które dostali od sklepikarza. Zamykał sklep, a daty ważności kończyły się tego dnia, czy nazajutrz, a to miała być niedziela, więc nie mógłby ich sprzedać. Doskonale pamiętam jak rozsiedliśmy się wygodnie i wyjadając palcami darmowe desery oglądaliśmy po kilka razy, na dużym ekranie tamte zwiastuny. To było coś, podekscytowani, śmialiśmy się i dzieliliśmy wrażeniami. A teaser „Breathing” (ten oglądaliśmy na 100%) był i jest obłędny: http://youtu.be/1Q5Pp7EW4Wg
Albo jak u jednego z kolegów w kilkoro analizowaliśmy klatka po klatce jeden ze zwiastunów. Pamiętam jak Brighty podekscytowany wskazywał na działko, z którego strzelał klon, to podobne do działa Gwiazdy Śmierci.
Po drugie, to była moja maturalna klasa, premiera „Ataku klonów” wypadła pomiędzy pisemnymi i ustnymi egzaminami. Trochę mi to utrudniło przeżywanie w pełni tego wydarzenia. Myślę, że dlatego mam najmniej wszelakich wycinków, artykułów, gadżetów związanych z wejściem tej części na ekrany, w porównaniu z pozostałymi. Gwiezdne Wojny, Gwiezdnymi Wojnami, ale musiałam się skupić jednak na nauce.
Po trzecie, premiera. To był pierwszy epizod z ogólnoświatową premierą (pierwszy film w ogóle? dobrze kojarzę?), więc nie musieliśmy na niego czekać. Ba! Mieliśmy obejrzeć go przed amerykańcami. To było coś, pamiętam, że sama świadomość tego faktu robiła na mnie duże wrażenie. W Rzeszowie odbyła się premiera o północy w kinie Zorza (obejrzałam w nim wszystkie epizody). Rzeszowska Akademia Mocy zorganizowała różne atrakcje. Ja się nie angażowałam ze względu na maturę, ale pamiętam, że fajnie im to wyszło. Sala była pełna, pojedynek na miecze świetlne jeden z najlepszych jaki chłopaki zrobiły. Pamiętam, że RAM zajmował cały rząd w kinie. Do dziś okropnie żałuję, że nagranie z tamtej premiery zaginęło lata temu :/ Sama widziałam je może z 2 razy, a to była świetna pamiątka. Premiera „Zemsty Sithów” nie wypadła już tak fajnie. Po seansie nasza grupka zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie. Wszyscy się potem zastanawialiśmy, dlaczego nie zrobiliśmy go na tle starwarsowego banneru lub plakatu, tylko reklamy Simplusa Przez wiele lat to zdjęcie wisiało nad moim łóżkiem i przywodziło miłe wspomnienia. To były chyba najlepsze czasy starego RAMu. Aż trudno uwierzyć, że to było już 10 lat temu…
Po czwarte,
[osoby, które nie lubią ckliwych kawałków uprasza się o przejście dalej]
tak się składa, że kiedy na ekrany wchodził epizod Star Wars najbardziej poświęcony miłości, to ja przeżywałam coś w tych klimatach Teaser poster do AOTC ( http://www.tnmc.org/posters/episode201.jpg ) zawsze już będzie mi się kojarzył z dniem, kiedy poszłam z innymi fanami do kina, specjalnie żeby obejrzeć ten banner. Stojąc w kinie obok pewnego fana uświadomiłam sobie, że, kurde, to chyba jednak coś więcej niż zauroczenie
Ale tak w ogóle, jak to jest z Atakiem klonów? Od lat nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to margilizowany epizod. Tak jakby, najmniej istotny, najmniej doceniany, najmniej zauważany. Może to tylko wrażenie, ale kiedy patrzy się na reakcje ludzi na prequele, najpierw zauważa się ogólne hejtowanie sporej grupy pod kątem „Mrocznego widma” i zachwyty również sporej grupy nad „Zemstą Sithów”. A o „Ataku klonów” jakoś tak ciszej, jakby przemykał niezauważony w cieniu wszystkich pozostałych pięciu epizodów, które, zdawałoby się, są istotniejsze od niego. Stara Trylogia, to wiadomo - Stara Trylogia, Epizod I był wyczekiwanym i głośnym powrotem SW na ekran, a Epizod III był równie wyczekiwanym zwieńczeniem sagi. Czym był Epizod II? Ludzie psioczą na niego przez pryzmat miłosnego wątku i drewnianych dialogów. Ale przecież to istotny rozdział sagi Star Wars.
Świetnie ujął ten problem swego czasu Burzol, na swoim blogu, o tutaj: http://www.gwiezdne-wojny.pl/b_blog.php?u=1159
Mam bardzo podobne odczucia. Ja osobiście lubię ten epizod, jest w nim wiele rzeczy, które mnie zachwycają. Ale są też takie, które mnie „dźgają” do żywego.
Dawno nie widziałam go w całości, więc będę musiała nadrobić ten brak w najbliższym czasie i zobaczyć jak teraz go odbieram. Ale akurat w tamtych czasach prowadziłam pamiętnik (od lat zastanawiam się czy spalić czy zostawić ) i mam krótką wzmiankę o tej premierze:
„19 V 2002
(...) w środę o północy poszliśmy (...) na „Atak klonów”. Było fajnie i zabawnie, niestety nie mam czasu wdawać się w szczegóły. Film mi się spodobał, jest sto razy lepszy od „Mrocznego Widma”. Wiadomo, to nie stara trylogia, ale miał naprawdę super momenty, ale o tym też innym razem.”
Takie były moje wrażenia w pierwszej chwili. I na dobrą sprawę nadal są podobne. Jeśli chodzi o moje uczucia względem tego prequela, to są one najbardziej stałe Nie popadam z jednej skrajności w drugą, jak przy pozostałych dwóch. A że są to uczucia troszkę mieszane… no cóż… Na pewno, tak jak napisał Burzol, bardzo chcę zobaczyć ten epizod w 3D.
Jeszcze na pewno powrócę do tego tematu, ale na razie wystarczy. Ciekawa jestem jak inni wspominają maj 2002 roku…
*Zresztą, przyznaję bez bicia, dla mnie każdy pretekst jest dobry, by założyć wspominkowy temat