Cóż... z ciekawości spojrzałem na ten odcinek. Wbrew opinii co niektórych nie jestem na bieżąco i już tak się TCW nie przejmuję, szkoda moich nerwów na to. Tak więc jeśli ktoś chciałby podpiąć się pod ten post i zacząć kłótnię na temat jakim to nie jestem zakłamanym hejterem to od razu mówię, że nie zareaguję na takie zaczepki.
Po pierwsze zauważyłbym, że Filoni wrócił do starych błędów. Pozwolę posłużyć się popularnym ostatnimi czasy memem "no one does not simply show good battle in one episode". Bitwa pokazana w jednym odcinku, zwłaszcza kiedy są wątki poboczne, po prostu będzie zbyt szybka. Wszyscy walczą w biegu, oddziały pojawiają się znikąd, szala zwycięstwa przechyla się poza kadrem. Tak to jest jak chce się przeprowadzić całą inwazję w de facto dziesięć minut.
początek spoilera Zaczęło się dosyć normalnie. Grievous odebrał rozkaz zaatakowania Dathomiry od Dooku. Tylko nie wiadomo czemu zrobił to osobiście? Nie po to wymyślono hologramy, by lecieć przez pół Galaktyki po wytyczne. Ale Tyrannus pomyślał kiedy zaczął się gotować, nie sprowadzał Generała do siebie tylko wysłał do niego wiadomość. Nie wiem, może myśli dopiero jak ma nóż na gardle? Czyli... w RoTSie doznał oświecenia! No, ale my nie o tym...
Wracając do tematu Asajj powróciła na Dathomirę i została pasowana na Siostrę Nocy. Swoją drogą Dave chyba już nie miał pomysłu na mroczny głos dla Matki Talzin. Tutaj miała taki pogłos jakby stado diabłów z zapaleniem krtani robiło za jej echo. Kiedy Wiedźmy szły uczcić przyjęcie nowej członkini w swojej szeregi na niebie pojawiły się statki CIS-u. Cóż za zbieżność czasowa! Swoją drogą Kapelusznik dokonał skoku w chronologii czy rzeczywiście Tyrannus czekał tak długo z zemstą?
Pierwsza fala była jak dla mnie nieco komiczna, bo polegała na bombardowaniu okolic kryjówki Sióstr i ostrzeliwanie dachu ich schronienia. Co z tego, że cel dosyć duży i na wyciągnięcie ręki? Żadna torpeda nie trafiła tam gdzie trzeba, a droidy stojąc naprzeciw Wiedźm strzelały cztery metry ponad nie. Czy to nie jest śmieszne, że ci źli mają mają celność gorszą niż jednoręki bandyta z jaskrą i delirką strzelajacy z karabinu z krzywą lufą? Przecież to śmieszne jak wrogie trafiają we wszystko oprócz tego co trzeba.
Kiedy Separatyści spacyfikowali wszystko wokół Dathomiranek do akcji ruszyła mamuśka. Uniosła się nad ziemię, utworzyła wokół siebie bąbel ochronny i walnęła takim piorunem łańcuchowym, że wszystkie droidy padły. Czy mi się wydaje czy Filoni nie przesadza z jej umiejętnościami? Hmm... jak się za chwilę przekonamy to on dopiero przesadzi. Wtedy do ataku ruszyły jej podwładne. Uzyskały one ogromną przewagę nad Separatystami ponieważ droidy... stały i patrzały się. Kto je zaprogramował, że zamiast strzelać pozostają bezczynnie czekając aż przeciwnik łaskawie je pokroi.
Pomimo tego Talzin stwierdziła, że przyda się sięgnąć po tajną broń. Zeszła więc do sekretnej jaskini, by poprosić swoją mentorkę o pomoc. Przypomniało mi to Panoramiksa z Asteriksa kontra Cezar, dlatego też dałem temu postowi taki,a nie inny tytuł. Co zrobiła Stara Daka? Pomachała rączkami nad kulą i ożywiła armię... zombie. Zaraz... zombie? Znowu? Czyżby Filoniemu kończyły się pomysły? Czy on kiedyś je miał? A no tak... racja Swoją drogą dziwnie wyglądały groby na Dathomirze... worki podwieszane na drzewach.
Kiedy Babka Nocy zajmowała się ożywianiem mocno przeterminowanej armii Separatyści jakby przewidując, że szykuje się coś grubego przygotowali defoliator. Tak tą wielką armatę z Maridun, która niszczyła wszelkie życie na wielkich połaciach ziemi. Jedyną różnicą jest to, że jest ich kilka i są ulepszone. Czyli co? CIS spacyfikuje za ich pomocą Wiedźmy? A gdzie tam? Na Dathomirze atmosfera musi być jakaś inna, bo wybuch był znacznie mniejszy, a fala ognia przesuwała się na tyle wolno, że można jej uciec bez problemów... na pieszo.
Kiedy Asajj zastanawiała się jak pokonać działa CISu nadeszła odsiecz. Wtedy odpowiedź stała się oczywista, wystarczy szturmować wroga i o nic sie nie martwić, nie strzeli. A jak strzeli to zombie jak to zombie, zrobisz z niego durszlak, a on biegnie dalej. Kiedy Asajj rozprawiała się z siłami Grievousa matuchna postanowiłą pokazać Dooku kto tu jest przekoks. Na szybko zrobiła kukiełkę voodoo i zaczęła gotować Sitha. Biedny Dooku nie wiedział co się dzieje kiedy dostał wysypki i zalał się potem.
Trochę to dziwne, bo zawsze myślałem, że najsilniejszymi fuserami są Jedi i Sithowie, a tutaj okazuje się, że szamanki zacofanej planety dysponują potęgą, której nie powstydziłby się sam Plageuis Mądry. Trochę to śmieszne, bo w TCW Dathomira stała się drugim Tatooine. Tam też niby było straszne wygwizdowo, a wychowało się tam wielu potężnych fuserów. Jednak ostro przesadzili. Robienie Hulka z leszczyka, force jebudu, tworzenie armii nieumarłych i torturowanie Lorda Sithów? Co jeszcze? Może teleportacja? Ups... wykrakałem. Swoją drogą zawsze uważałem Tyrannusa za jednego z potężniejszych fuserów, a tutaj okazuje się, że wobec Matki Talzin był bezradny. Coż... lepsze to niż być uprowadzonym przez piratów.
Wracając do bitwy Asajj przedarła się przez wojska Separatystów i stanęła twarzą w twarz z Grievousem. Co zrobi z cyborgiem, którego armia została zdziesiątkowana? Bezlitośnie zamorduje? Gdzie tam... wyzwie na pojedynek. Jak myślicie? Generał w końcu wygra? Nie, nie tym razem. Trzeba wybierać bitwa albo pojedynek, nie można wybrać obydwu naraz. Ale zaraz... on przecież przegrał pojedynek, jak więc udało mu się przeżyć? Czyżby znowu uciekł? Nie tym razem, tutaj jest troszkę mniej ciotowaty. Kazał droidą zastrzelić Ventress. I co się stało? Nagle jego wojska cudownie się rozmnożyły. Jak myślicie czy chociaż jeden z robotów trafił Asajj? Zdziwie was, trafił! W ramię co prawda, ale zawsze... Grievous mógłby w końcu zabić kogoś, ale nie... zombiaki go obskoczyły. Potem nie było czasy, bo Dooku zmienił mu priorytety. Dzięki cudownie rozmnożonej armii droidów dotarł do kryjówki Babki Nocy i ją zabił. Przez to zombiakom zwyczajnie baterie wysiadły. Potem Grievous uratował lalkę Dooku i ruszył na Matkę Talzin, która... rozpuściła się w powietrzu, ale co tam? Wygraliśmy bitwę! Tak! Udało się! Hurra, po raz pierwszy od 2008 Separatyści coś wygrali! A zawsze myślałem, że Wojny Klonów to cztery lata nieprzerwanego tłuczenia Separatystów. Hmm... uśmiałem sobie, bo wyobraziłem sobie CIS jako Francuzów. Mniejsza z tym, wygraliśmy bitwę! Może w przyszłym sezonie... Grievous pokona kogoś na miecze.
Ale powiedźcie mi jak można tak przekoksić Matkę Talzin? Magia magią, ale powinien być zachowany naturalny porządek rzeczy. Nikt nie powinien być silniejszy od Jedi i Sithów, a ta robi z nimi co chce. Produkuje koksów, robi force jebudu, znika i ożywia zmarłych. Takich cudów to nawet Luke nie potrafił. Tylko jedna rzecz mnie martwi. Jak tak potężny fuser mógł żyć bezpiecznie pod okiem Jedi i Sithów? Kiedyś Dathomira była zapyziałą dziurą, o której Galaktyka zapomniała. Teraz okazuje się częstym przystankiem i rezerwuarem darksiderów. Tak więc czemu nikt się nimi nie zainteresował? A, bo po co? Swoją drogą coś mi się zdaje, że zabicie jej zostawią samemu Sidiousowi. Chyba nie po to tak ją wylansili, by zabił ją byle pachołek. W ogóle to ostatni sezon chyba nie zakończy się wielkim przytupem, on będzie wielkim przytupem. Zastanówcie się, szykuje nam się Sidious vs Talzin, Asajj vs Dooku, Maul vs Anakin i Obi-Wan vs Savage, może Kenobi ze Skywalkerem zmienią się kolejnością. Tylko z kim będzie walczył Grievous? Może dadzą mu kilku członków Rady do pacyfikacji? W końcu kilku musi umrzeć, a skoro Filoni ma wylane na kanoniczne śmierci... wymianie musi podlec Adi Galia i Oppo Rancisis, a naszego kapelusznika zbytnio nie obchodzi, że oni już umarli. Poza tym został się Eeth Koth, który i tak nie ma nic lepszego do roboty. koniec spoilera