Doszła już paczka z ostatnimi tomami (i z Kroniką Ilustrowaną - to dopiero fajna rzecz!), więc mogłem wkroczyć na ostatni etap historii.
Podzielona lojalność - krótki, ale fajny komiks, jak wszystkie które pokazują wojnę, a nie tylko Cade`a i znajomych. Pokazanie zaszantażowanego żołnierza, który musi dokonać zdrady to ciekawy pomysł, niestety wg mnie cała opowieść została trochę zepsuta tym, że admirał Stazi jednak przeżył (w całym Dziedzictwie istotni bohaterowie mają immunitet na umieranie i to boli podczas czytania).
Potwór - nie muszę chyba wspominać, że kreska jest jak zwykle bardzo dobra (tak jak i w pierwszym komiksie), chociaż wydaje mi się, że bywały lepsze w całej serii.
Fabularnie niestety trochę się zawiodłem. Podczas czytania było dobrze, fajne sceny, dialogi, trzymało w napięciu, ale po zakończeniu przyszła taka myśl, że wątek Cade`a to wciąż jedno i to samo, powtarzane po raz kolejny do znudzenia. Cade znowu musi kogoś uleczyć, znowu jest kuszony Ciemną Stroną, znowu wszyscy mu mówią, żeby się ogarnął, znowu odmawia zostania Jedi, i to znowu, znowu, znowu powtarza się tak cały czas. Zupełnie jakby twórcy wymyślili tę postać, a później kompletnie zgłupieli i nie byli w stanie określić co właściwie chcą z nią zrobić.
Reszta jest już w porządku - możemy poznać szczegóły klęski Projektu Ossus, poznać intrygi Sithów odnośnie przejęcia władzy po Kraycie i zobaczyć starcie między wojskami Sithów a połączonymi siłami Imperium Fela i Jedi.
Jedna wada - tego tomu i całej serii - o której pisałem już wyżej. Bohaterowie nie giną. Nikt, nikt, do cholery. Miałem wielką nadzieję, że zginął Stazi. Oczywiście nie, musiał przeżyć. Myślałem, że zginęła księżniczka Marasia. Oczywiście nie, Fel wciąż ją wyczuwał po wybuchu. Myślałem już nawet w swej naiwności, że na końcu zginą Cade i Delia, a cała historia skończy się bez nich, ale nie. Też dali radę.
We wcześniejszych tomach to samo. Nie zginął nikt z Sithów walczących z Cade`em na Coruscant. Blisko już było z Azlyn Rae, ale nie, Cade i spółka jednak ją ocalili. W każdym tomie bez przerwy ktoś pada, a później okazuje się, że jednak jeszcze dycha, wstaje i działa dalej. Tak jak w Mrocznych czasach ciągle ktoś ginął, czasem już nawet bez większej potrzeby i sensu, tak tutaj skrajnie odwrotnie - wszyscy jadą na kodach.
Nic mnie tak nie wkurza w tej serii i gdyby nie to, to Dziedzictwo byłoby bliskie ideału.
A ten tom? Chyba troszkę słabszy, niż wszystkie poprzednie.
7/10