Zainteresowanych tym, co i po co porządkuję oraz dlaczego piszę o tym na blogu, odsyłam do poprzedniego wpisu na ten temat --> /b.php?nr=484396.
Nie sądziłam, że będę potrzebowała tak wiele czasu na cały ten proces porządkowania i odgruzowywania mojego życia. To, co przeszkadza mi najbardziej, to właśnie toczące się dalej życie Nie mogę zapałzować wszystkiego, żeby pozbyć się zaległości. Muszę walczyć na dwóch frontach. A jak już się z doby odejmie czas na pracę, sen i kilka podobnych niezbędnych czynności, nie zostaje go wiele, a ja na dodatek nadal nie każdego dnia potrafię wykorzystać ten czas w pełni, produktywnie, choć staram się. Doba nadal jest za krótka, a ja wiecznie niewyspana.
Brnę jednak pomału do przodu. Sierpień i wrzesień były beznadziejne, nie widziałam postępu w pracach, to był taki dołek. Wydawało mi się, że nie podołam. Ale już w październiku było lepiej, a listopad wypadł naprawdę nieźle, bo zamykałam rozpoczęte wcześniej zadania. No i ostatnio pokonałam dwie moje zmory, moje pięty Achillesa – sprawy związane z ważnymi dokumentami i papierami. Ciągnęły się prawie od początku tego odgruzowywania, nie potrafiłam ich zakończyć, a w przeszłości już mnie te papierzyska nie raz pokonywały. Ale w końcu się udało i jeszcze okazało się, że nie było to takie trudne.
Wiem, że nie skończę tego procesu porządkowania w tym roku kalendarzowym, ale może zamknę się w 12 miesiącach (zaczęłam gdzieś w marcu). Bardzo bym chciała, przynajmniej te najbardziej pilne i duże zadania mieć za sobą do tego czasu. W tej chwili na liście załatwionych spraw mam 12 pozycji z 35. Blisko 10 następnych zadań jest w trakcie załatwiania, w tym 4 są na finiszu (po świętach powinno mi się udać je dość szybko skreślić z listy).
Oczywiście moje odgruzowywanie odbija się trochę na innych sprawach. Bastion troszkę zaniedbany, mało zaglądam, forum prawie nie widzę. Jakieś newsy czekają. Komiksów „Z życia fanów” nie ma komu rysować. Towarzysko też się trochę wycofałam, a nie wszyscy potrafią zrozumieć, dlaczego zamiast spędzić czas z nimi wybieram przewalanie stosów starych papierów. Rezygnuję z rozrywek, bo przecież w czasie jednego odcinka serialu można uporządkować co najmniej jedną bardzo zagraconą szufladę. Połowę jednego serialu wysłuchałam zamiast oglądać, siedząc w papierach, kiedy moja lepsza połowa go oglądała
Momentami przytłacza mnie to wszystko i wydaje mi się, że koniec nigdy nie nadejdzie, ale z drugiej strony widzę, co już osiągnęłam i to dodaje mi sił. Mówię sobie, jeszcze trochę i wyobrażam sobie, jak rewelacyjnie będzie gdy skończę. Czasami fakt, że jedne sprawy są już załatwione, a inne dalej w rozsypce bywa utrudnieniem, jedną nogą już na drugim brzegu, ale drugą jeszcze na starym. No i muszę się pilnować, żeby to co zostało już odgruzowane, takim pozostało. Tak się zresztą złożyło (nie do końca z mojej winy), że do pierwszego zadania musiałam powrócić. Ale poszło mi o wiele szybciej, wiedziałam już co i jak, miałam też odpowiednie nastawienie.
Trudniejsze są zadania „niematerialne”, związane z innymi ludźmi czy wymagające załatwiania różnych spraw poza własnymi czterema ścianami. Łatwiej uporządkować jakąś szafkę, niż załatwić wszystkich zaległych lekarzy i odkładane badania. Tworzenie nowych nawyków i rutyny też wymaga czasu oraz samozaparcia. Ale byle do przodu...
Trzymajcie kciuki, może w końcu, za kilka miesięcy, zacznę to swoje uporządkowane życie