Ogólnie dobrze wypadł odcinek - dużo się dzieje, ciekawa akcja, może trochę za długo trwały ceregiele z tym wielkim czołgiem. Krell jak zwykle - masakra. Jak odniósł tyle zwycięstw, skoro nie walczy, tylko stoi, gapi się, gada bez większego sensu i grozi? Kiedy w końcu zobaczymy go w akcji? Co oznaczał ten ogień w oku (wiem, że to odbicie, ale chyba coś nam twórcy chcą w ten sposób pokazać)?
Przyszła mi do głowy taka dziwna myśl odnośnie Appo. Czy przypadkiem Krell nie "zwolni" Rexa i nie mianuje na dowódcę Legionu 501 komandora Appo? No, ale to tylko nadzieja. Nie wiadomo, co wymyślą pomysłowi twórcy serialu.
Zdziwiła mnie również łatwość, z jaką dostali się do tej bazy i porwanie tych myśliwców. To miejsce w zasadzie nie miało obrony. Nie rozumiem, dlaczego rakiety nie mogły zniszczyć tego strasznie wielkiego czołgu, a te marne laserki ze stateczków mogły?
Plusy:
+ akcja; lepiej twórcom wychodzą bitwy, niż te wywody o niektórych bohaterach i nudne historie polityczne,
+ momentami dobrze wkomponowana muzyka,
+ Appo,
+ choć nie lubię patrzeć na śmierć klonów, to jednak wreszcie realistycznie odwzorowane straty wojenne (nie ginie trzech, czy czterech klonów),
+ dalej dobrze odwzorowane środowisko.
Minusy:
- pewna monotonia (za długo męczyli się z tymi węgorzami i tym wielkim czołgiem),
- Krell,
- Rex znowu otarł się o śmierć, ale OCZYWIŚCIE w ostatniej chwili przychodzi pomoc,
- za łatwo przejęta baza,
- klony chyba jednak za bardzo samowolne (nie powinni krytykować tak dowódcy - nie wszyscy mieli, że tak powiem, własne osobowości).
Czekam na następny odcinek naprawdę z niecierpliwością. Obym się nie zawiódł, choć to możliwe, bo twórcy mają tendencję do psucia trylogii ostatnim odcinkiem tejże. Dwa bardzo dobre odcinki, wg mnie najlepsze w całym serialu.
Ocena odcinka: 9/10 - nie jest lepszy od poprzedniego, ale też nie gorszy.