Nie daję do pytań, bo żadna wyrocznie wiele tu nie powie i chodzi mi bardziej o domysły oraz pogdybanie.
Od zarania dziejów, każda galaktyczna federacja ustala cła na przewóz towarów przez swoje terytoria. Było tak za Starej Republiki, gdzie wysokie cła federalne spotykały się z niechęcią wielkich korporacji transportowych i przyczyniły się do wybuchu Wojen Klonów. Było tak za Imperium, które stworzyło spójną sieć placówek celnych wzdłuż wszystkich większych szlaków nadprzestrzennych, ścigając biednych, niezależnych handlarzy, chcących wesprzeć gospodarkę Przestrzeni Huttów. Było tak też za Nowej Republiki, która jeszcze podwyższyła cła, usiłując wycisnąć trochę grosza na wykup obligacji Sojuszu. Nawet w przestrzeni Yuuzhan, Brygada Pokoju coś tam kombinowała, choć to bardziej podchodziło pod wyłudzanie haraczu, niż uczciwe opodatkowanie.
Największym problemem jest to, że większość źródeł przedstawia nam wolne duszyczki, którym w głowie się nie mieści wspieranie aktualnej federacji. Chyba nawet w WEGowym "Tramp Freighters" pominięty jest aspekt daniny dla dobra Imperium.
Najrozsądniejszą opcją byłoby pobieranie przez każdą planetę indywidualnego cła importowego i ewentualnie przekazywanie pewnego odsetka na Coruscant. Wiadomo jednak, że tak nie było i to rząd centralny miał tu wiele do gadania, oraz w okresie Imperium zajmował się egzekucją. Jak więc miało być naliczane?
Tranzytowo przy każdej placówce celnej? Wtedy nijak nie opłacałoby się korzystać z głównych szlaków.
Tylko w porcie przeznaczenia? To po co inwestować w taką ilość placówek?
Częściowo przy wylocie i przylocie, z uwzględnianiem pokonanej odległości i kontrolą przy każdym punkcie po drodze? Wymaga zbyt dużego przepływu informacji i co uczynić z planetami niezależnymi?
I w drugą stronę. Czy planeta członkowska danej federacji miała prawo ściągać własne cła tranzytowe/pobierać opłatę za sam akt przelotu przez jej system?
Macie jakieś rozsądne koncepcje? A może cudem coś oficjalnego?