Okazuje się, że wcześniej nie czytałem tego komiksu, pomimo iż od września stoi na mojej półce. I może lepiej było przy tym pozostać.
Ciężko mi mówić o fabule tego komiksu, bo to jest takie "wszystko i nic". Początek jest obiecujący - przewija się wiele znanych i lubianych postaci z tamtego okresu, Jedi mają być wysłani z misją pokojową na Malastare, są ukazane jakieś ich rytuały (trochę po łebkach co prawda), widzimy także wyścigi podracerów na Malastare, gdzie Sebulba próbuje odbudować swoją sławę. Wszystko to wygląda obiecująco, zapowiada wspaniałą opowieść w klimacie Starej Republiki, ale w którymś momencie się to urywa, bo Mace postanawia ruszać na Nar Shaddaa i powstrzymać przemyt psów Akk, a komiks wraz z nim, co jest bez sensu, bo ani nijak się to ma do pierwszej części komiksu, ani nie jest sensownie dokończone (pomimo iż na Nar Shaddaa także spotykamy kilka "naszych" postaci). Dużo lepiej by było dokończyć negocjacje na Malastare a przygody Mace`a ukazać w osobnej historii, a tak mamy niewypał.
Za to bardzo dobra jest strona graficzna komiksu - nazwiska Duursema, Lyle, Nadeau mówią same za siebie. Po prostu taki styl pasuje do Star Wars. Pomimo iż zajmuje się nią aż trzech rysowników, to ich style wcale się ze sobą nie kłócą, nawet nie zauważyłem kiedy rozpoczęły się rysunki Duursemy. Chciałbym żeby tak spójny stylistycznie był KOTOR.
Ogólna ocena: 4/10