wspomniany przez Trema i 4 Jeźdźców - Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain.
Klub elitarny, trzeba przyznać. Amy Winehouse jednak... mimo patosu niektórych dzienników, portali, komentatorów... jest dość daleko od OK
Chociaż porównywana do Joplin to jednak moim zdaniem (pewnie nietrafnie, bo to nie mój krąg kulturowy a i słyszałem tylko fragmenty Back to Black) artyści z tamtych lat mają (i mieć będą) styl i klimat, którego zrobić się teraz nie da. Ani przebić.
Takie mam zdanie.
Natomiast dość przykre jest, bo gdzieś usłyszałem wypowiedź kolegi "po fachu", który stwierdził że jej śmierć to wyrzut dla branży. Bo nikt niczego nie zrobił, nikt jej nie pomógł.
Moim zdaniem, a to zdanie podzielam z Hołdysem, nikt nie miał zamiaru jej pomagać. Raczej wszyscy liczyli i obstawiali lata, w których padnie. Mając tak naprawdę gdzieś muzykę i - szumnie mówiąc - utratę kolejnego talentu.
Z drugiej strony wielu ludzi ma problemy ze sobą. A nie wszyscy kończą na gorzale i prochach. Może z prozaicznego powodu braku kasy. Ale może to i dobrze.
W końcu, na samym końcu, i tak zostajemy sami. No i jednych nie ma, a inni są.
Taki Bieber np. Żyje i ma się dobrze, chociaż imo to większy plastik niż boysband i Britney Spears razem wzięci. A nie powinien. Ale to chyba nie miejsce na takie rozważania...