Ostatnio, pod wpływem przypadkowej rozmowy, wyszukałam sobie wyniki* badań czytelnictwa w ubiegłym roku. Jedno z zasadniczych pytań brzmiało: „Czy w ciągu ostatnich 12 MIESIĘCY, czytał(a) Pan(i) w całości lub fragmencie albo przeglądał(a) Pani jakieś książki?”
Patrząc na wyniki automatycznie chciałam zaszeregować się do grupy, która przeczytała powyżej 7 książek w 2010 r. Ale po chwili przyszła refleksja, czy aby na pewno? Oczywiście gdyby faktycznie liczyć książki czytane we fragmencie czy komiksy (wiem, że kiedyś były brane pod uwagę w takich badaniach; tym razem liczyły się chyba nawet słowniki i książki kucharskie), to spokojnie przeskoczyłabym tę siódemkę, ale nie w tym rzecz, bo mi chodziło o konkretne, całe książki. Ubiegły rok był dla mnie dość zwariowany i intensywny, przez co naprawdę nie miałam za dużo czasu na czytanie książek. Próbowałam przypomnieć sobie co „połknęłam w całości” w zeszłym roku i obawiam się, że tych tytułów było mniej niż 7. Trochę mnie to zmartwiło, ledwo jedna książka na dwa miesiące to według mnie bardzo mało. Grozi mi wtórny analfabetyzm :/
Zaczęłam sobie tłumaczyć, że to kwestia tamtego ciężkiego roku. Ale im dłużej o tym myślałam, to musiałam przyznać sama przed sobą, że naprawdę czytam coraz mniej książek. Minęło już 5 miesięcy tego roku, więc zaczęłam przypominać sobie, co przeczytałam. Wiele lat temu prowadziłam listę przeczytanych tytułów, zaczęłam jeszcze na samym początku podstawówki, a przerwałam ten spis gdzieś w liceum, bo mi się zawieruszył. Znalazłam go co prawda po kilku latach, ale nie kontynuowałam i teraz trochę żałuję. Chyba znów wrócę do tego zwyczaju. W każdym razie przypomniałam sobie 4 książki. Czyli nadal strasznie mało, nawet nie jedna na miesiąc :/ A większość była raczej o niewielkiej objętości. Komiksów też za dużo w tym czasie nie przeczytałam…
Praca, obowiązki, to wszystko dobre wymówki, ale wiem, że w czytaniu najbardziej przeszkadza mi czas spędzony przed komputerem. Im więcej czasu spędzam siedząc w Internecie, tym mniej czytam książek. Oczywiście tam też dużo czytam, ale czy to jest to samo? Dla mnie nie. Kiedy jechałam na Game Fusion do Krakowa, miałam w perspektywie samotną podróż pociągiem, więc oczywiście wzięłam książkę. Złapałam na szybko jedną ze zdobyczy z ostatniego kiermaszu taniej książki. Okazała się być zupełnie o czymś innym niż się spodziewałam, ale to nie miało znaczenia. Kiedy ją kończyłam, dojeżdżając wieczorem do Rzeszowa, uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi siedzenia z książką przez kilka godzin i czytania bez przerwy. To nie jest coś, co może mi dać Internet, czy „szarpane czytanie” po 10 minut przy śniadaniu lub obiedzie. A już nawet nie czytam przed zaśnięciem, bo zwykle do łóżka wczołguję się strasznie padnięta.
Co do Gwiezdnych Wojen, to nie mogę sobie nawet przypomnieć jaka była ostatnia książka, którą czytałam. Chyba była jakaś w zeszłym roku, ale która i czy na pewno? Mam w domu cały stosik, który ciągle cierpliwie czeka. Chociaż tyle, że komiksy zaczęłam ostatnio nadrabiać.
Smutne to. Znak czasu, złe wybory, a może raczej lenistwo?
Tak czy siak, postanowiłam trochę się z tego podźwignąć. Mam nadzieję, że się uda.
* Jak ktoś jest zainteresowany to znajdzie je w tym miejscu:
http://www.bn.org.pl/aktualnosci/230-z-czytelnictwem-nadal-zle---raport-z-badan-biblioteki-narodowej.html