Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie zarys opowiadania, jednak dopiero teraz pod wpływem mojej nauczycielki z polskiego nadałem mu formę pisemną. Jest ono krótkie i oto chodziło. Tak więc zapraszam do lektury.
- Sabak. – powiedział, zagarniając wszystkie kredyty.
- Nie! – krzyknął Narr. – Oszukiwałeś!
- Możesz mnie przeszukać.
- A idź do diabła! – powiedział, wstając Rodianin i zamaszystym krokiem wyszedł z kantyny, a za nim jego dwaj ochroniarze.
Orkiestra ponownie zaczęła grać. „Znowu się udało” pomyślał Andrew. „Dar” nie zawiódł go, jak zwykle. Nazywał to „darem”, gdyż nie umiał tego inaczej określić. Potrafił wyczuwać emocje, co w Imperial Center nie było, co prawda niczym niezwykłym. Umieli tak chociażby Equanie. Takich graczy jak on nie wyzywało się zwykle na grę w Sabaka. Jednak o jego „darze” nie wiedział nikt inny, poza nim samym. Odkrył go w wieku 15 lat. Od tamtej pory nauczył się go kontrolować.
- Gratuluję! – ktoś złapał go za ramię i odwrócił razem z krzesłem w drugą stronę. – Ze mną Ci tak łatwo nie pójdzie. – dodał Duros.
- Zobaczymy. – Odparł spokojnie i z niewinnym uśmiechem zasiadł do gry.
Często słyszał takie wyzwanie. Jeszcze nigdy nie omówił. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy także nie przegrał.
Dwie godziny później wyszedł z kantyny bogatszy 50 000 kredytów. Szedł wolnym krokiem do swojego apartamentu. Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Odwrócił się i w cieniu kontenera dostrzegł postawną postać
- Kim jesteś? – krzyknął.
- Przyjacielem. –Andrew przyjrzał się nieznajomemu. „To chyba Bothanin”
- I co, mam w to uwierzyć? – powiedział kpiącym głosem.
- Widziałem jak grasz w Sabaka. To nie był przypadek. Jesteś wrażliwy na moc.
- Na co?
- Na coś, za co teraz można zginąć, a nawet gorzej.
- Takimi bajeczkami możesz częstować małe dzieci. –rzekł Andrew i oddalił się biegiem.
Cztery godziny później rozsiadł się na kanapie i popijając kafu oglądał holowiadomości. Tamto spotkanie nie dawało mu jednak spokoju. Czyżby groziło mu niebezpieczeństwo? Nie to niemożliwe. Rozejrzał się po pokoju. Miał wszystko. Był wygrany.
W tym momencie poczuł zbliżające się niebezpieczeństwo. Odwrócił się, ale było za późno. Strzał trafił go w głowę.
Na dachu sąsiedniego budynku Mandalorianin złożył karabin snajperski. „Jednego Jedi mniej” pomyślał. Narr może czuć się zadowolony. On poczuje się wygrany dopiero, gdy wszyscy Jedi zginą.
Za Galiardan.
Proszę o konstruktywną krytykę,gdyż jest to moje pierwsze opowiadanie. Byłbym bardzo wdzięczny za wskazanie błędów stylistycznych, formy, interpunkcji itp.