Wiem że dyskusja już wygasła, ale wtrącę swoje trzy grosze, bo zawsze mnie zastanawiało jak ludzie mogą myśleć, że w KFC/McD czy w jakiejkolwiek innej wielkiej sieci pracownicy... dolewają jeszcze więcej wody do koncentratów, coby zaoszczędzić. Litości, to nie podrzędne bary na granicy.
W pewnej dużej korporacji, w której dość długo pracowałem, a z którą dzięki Mocy już się jakiś czas temu pożegnałem, też mieliśmy wieże do Coli/Fanty/Sprite`a i całą kegownię. W niej są kegi z syropem, które podłącza się do maszyn, a tam syrop miesza się z przefiltrowaną wodą. Nie mam zielonego pojęcia jak ktoś mógłby przy tym kombinować, bo to zamknięty system.
Poza tym mówimy o korporacjach, które zarabiają takie kokosy, że ich włodarze naprawdę mają wyjebane, czy podczas jednego dnia zejdzie 5, czy też 15 kegów.
Inna sprawa, że napoje mogą się czasem wydawać albo zbyt rozwodnione, albo przeciwnie - zbyt zagęszczone (raz tak miałem w KFC w przypadku Ice Tea, tragedia, niemal zasłodziłem się na śmierć), ale nie dlatego, że ktoś specjalnie majstrował przy urządzeniach i coś tam podłączył, tylko dlatego, że wieże (czyli stanowiska na których napój leje się do kubków) są bardzo często rozregulowane. A dlaczego, to trzeba by się już spytać przedstawicieli od Coca-Coli albo innej firmy, w zależności z którą podpisało się kontrakt. Czasem maszyna trochę rozwodni, czasem zagęści, a najczęściej nie dolewa do końca (to może być często niezauważalne pół centymetra, ale w skali miesiąca to X kegów). My mieliśmy wiecznie rozregulowane i psujące się wieże, a częste przyjazdy ekip naprawczych/kontrolnych od Coca-Coli nie dawały większych rezultatów.
Nie ma sensu szukać wszędzie spisku (: