Przyznaję, na 6 tom "Fate of the Jedi" czekałem od momentu, w którym skończyłem czytać trzeci tom. Podświadomie wiedziałem, że nikt z wyjątkiem Denninga nie jest w stanie ruszyć porządnie wątku Abeloth, który dla mnie był tam najciekawszym elementem w serii. Czymś, co sprawia, że to co wiemy o Mocy i Gwiezdnych Wojnach to wciąż mało. I nie chodzi tu o historie, a pewne założenia świata i Mocy. Ale niestety, im wyższe oczekiwania tym trudniej im sprostać. To na co najbardziej czekałem praktycznie nie jest ruszone. Denning tu mnie zawiódł (podobnie jak zrobił to Allston czy Golden), ale ten zawód jest dużo mocniejszy, bo niespodziewany. Czy to oznacza, że Vortex jako całość jest nieudany? Chyba najlepsze słowo, którym można go opisać, podobnie jak i całą serię FOTJ to "nierówny".
Może zacznę od złych stron. Nie ruszenie wątku Abeloth - to nie jest jeszcze złe, bo może ruszą to dalej, natomiast właściwie wszystko z wyjątkiem wątku na Coruscant to bolesne przeciąganie agonii serialu, który traci gwałtownie oglądalność. Wątek Sithów z Zaginionego Plemienia właściwie poza wyrąbem drzew na papier na którym trzeba go wydrukować nie oferuje kompletnie nic. No chyba, że kogoś kręci jak Ben mizdrzy się do Vestary, ale jakoś ojca Kolowi jeszcze nie robią. Drugi wątek, to rozwleczony proces Tahiri za morderstwo Pelleaona. Cóż, może w kolejnym tomie osądźmy jeszcze Kypa za Caridę i Luka za Gwiazdę Śmierci. Problem w tym, że dramat sądowy Denningowi nie leży, a próbuje go tworzyć, dodając nam kolejny zapychacz. Jednak najgorszą z możliwych rzeczy są wyjaśnienia / zamknięcia niektórych wątków, zrobione w iście Denningowy sposób (vide zakończenie "Niezwyciężonego"). Chodzi o powiązanie Sithów i buntów na planetach... Właściwie Denning nie napisał ten temat nic więcej niż ja w poprzednim zdaniu. I druga rzecz, rozwiązanie kwestii choroby Jedi. Znów pada w praktyce jedno zdanie oznajmujące i powinniśmy się z tego cieszyć. Szkoda, bo dotychczas były kwestie które miały coś wnieść w opowieść.
Pewnym neutralnym wątkiem jest Biały Nurt. Kolejna organizacja wyznawców Mocy, która jest wspomniana w serii. Niestety po łebkach, nie wiadomo po co, chyba tylko po to by przypomnieć o założeniach Fate of the Jedi.
Ale na koniec dostajemy absolutne cudo. Wątek polityczny na Coruscant. Oczywiście bardzo podobny wątek opisywał już Aaron Allston, któremu Denning nawet nie próbuje dorównać. Tworzy w praktyce drugi wątek polityczny, z innej perspektywy, z innymi problemami i podziałami. Też bardzo dobry, powiem więcej rewelacyjny i jedyne co wnerwia to, że one ze sobą nie współgrają. Sam konflikt jest właściwie trój-płaszczyznowy. Pierwsza to Daala i buntownicy. Szefowa się nie patyczkuje i jak przystało na żelazną damę załatwia sprawę ostro. Nie wszystkim się to podoba. Np. Jedi nie są z tego powodu zadowoleni, zwłaszcza, że ona się ich czepia, wtrąca się i kontroluje. To właśnie drugi konflikt. Trzeci pojawia się wewnątrz samego zakonu, bo tu mamy rozłam w radzie. Nie schizmę, a rozłam. Z jednej strony Hamner, któremu bardzo zależy na utrzymaniu spokoju, z drugiej strony inni, przede wszystkim Saba. Hamner ma fajną rolę, przypomina mi trochę Neville`a Chamberlaina, premiera brytyjskiego, który próbował układać się z Hitlerem, by nie dopuścić do II Wojny Światowej. Chamberlain nie tylko przegrał, ale de facto umocnił swego największego wroga. Hamner znajduje się w bardzo podobnej sytuacji, a my obserwujemy jego upadek. Gdzieś w którymś miejscu zostaje obdarty z godności i ten Jedi, który był ostoją spokoju nagle zmienia się w naszym odczuciu. Denning świetnie to ukazał. Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami. To doskonale widać. Z drugiej strony Saba, która musi stanąć przeciw Hamnerowi i ponieść tego konsekwencje. To jest piękne, bo staje ona przed niesamowicie ciężką próbą lojalności wobec przyjaciół, Sojuszu i wobec tego co słuszne. Niestety te drogi się rozchodzą. Oczywiście ten wątek, jak łatwo zgadnąć nie jest zakończony i trzeba czekać na kolejny tom, aż się rozwinie.
Powiem tak, poza wątkiem Jedi/Daala, cała reszta mnie po prostu nudziła. Ten jeden wątek nakręca właściwie wszystko i jest wszystkim co najlepsze w książce. Niestety mam coraz gorsze odczucia co do całej serii. Fate rozczarowuje coraz bardziej, bo rozłazi się w różne strony, a kolejni autorzy nie kontynuują innych wątków, ba nawet swoich. Potencjał jest duży, ale coś im to nie wychodzi i tyle. Na razie jestem zniechęcony do serii i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.