AJ73 napisał:
No, to był czad. Co prawda, nie było mnie tam, ale jak miałem być skoro bilety rozeszły się w niecały kwadrans
-----------------------
Musiała być niezła impreza faktycznie. Co do biletów to takie czasy dziś są że jak nie jesteś "w klubie" albo nie masz gigantycznego fuksa to nie kupisz, bez szans.
Skład był bardzo imponujący. Morello (głupi komuch btw) stanął na wysokości zadania, jeżeli chodzi o zaproszonych. Przyzwoity przekrój pod względem "pokoleniowym" i gatunkowym. Kilka spraw mnie w tym temacie trochę uwiera, ale z drugiej strony, było to do przewidzenia xD O co chodzi? A o to:
1.) Było 3/4 "Wielkiej Czwórki". Zabrakło Mega xD nawet Ellefson był! Brak Mustaine i zespołu - nie wiem czym spowodowany. Może zwykłe sprawy typu zdrowie, konflikt terminów czy cokolwiek, ale jednak wygląda to tak jak zwykle - Mustaine outsider, nie było go tam gdzie wszyscy byli. Może też po prostu znowu zachowywał się jak on, czyli albo świnia albo świr i go nie wzięto.
2.) Zabrakło jakegoś reprezentanta tzw klasycznego heavy metalu, może z tzw drugiego rzutu. Np MANOWAR, może to i chała (tak uważali "znafcy" z tzw prasy muzycznej i inne elitarne zadufane w sobie dupki, fu tfu) ale jednak pół świata tego słuchało / słucha, a z brzmienia i ducha toż to przecież Black Sabbath jak nic. Można było chociaż jakieś prerecorded video pokazać a tu NIC.
3.) Zabrakło reprezentantów ekstremy. Moim zdaniem to jest chyba największy błąd i tak jakby nawet ignorancja Morello. Superciężke Deathmetale były bardzo dużą częścią sceny i moim zdaniem bardzo wierną pod względem ideałów i estetyki stworzonej przez BS. Brakło czegoś takiego jak Sepultura albo Morbid Angel. To też są kolosalnie popularne twory, i jestem pewien że dla wielu osób na widowni byłoby to nuvum i może dla niektórych to by były drzwi do nowego muzycznego świata.
4.) Dziwna nieobecność NU-METALu, który dobrych parę lat bronił honoru muzyki gitarowej przed naporem plastikowej kaszany i również godnie reprezentował następne pokolenie rocko-metalowców. Co prawda był Durst, ale jakby był z zespołem to by było milion razy lepiej, i w ogóle "prawdziwiej".
W sumie wszystko po staremu: mniej "elitarna" i bardziej "chamska" część rockowej rodzinki dyplomatycznie olana
Oczywiście to tak pół-serio bo wszystkich się nie wciśnie, ale brakowało tych co zwykle, he he.
Poza tym, co tam się podobno nie działo, Ozzy wykonał "Mama I`m coming home", cały stadion we łzach, wszyscy beczą, no szaleństwo.
I to by było na tyle. Happy retirement, Mr Osbourne.