-Wielka, niezamierzona czerń ciągnęła się przed nimi.
Niezamierzona? Dlaczego? Nie chciała być czernią? I przed kim się ciągnęła?
Rick, zołnierz małego pokroju, awanturnik, Leeg, przemytnik broni i młody mandalorianin Yerr.
A, rozumiem, że przed nimi. Rick, istny pan Wołodyjowski, jakiś bezimienny awanturnik, Leeg, jakiś bezimienny przemytnik broni i młody mandalorianin Yerr. Okej, pięć zupełnie niepasujących do siebie postaci.
Lecieli tylko na oddanie broni dla poległych w bitwie o Breental.
Dlaczego mieli oddać im broń? Czyżby polegli ją zgubili? O co chodzi? Nie mieli swojej broni? Skoro polegli i było już po bitwie, to po co im broń?
-Jak z zapasem, jeszcze jest?- Leeg zapytał się o broń dla przegranych.
Rozumiem, że nasi bohaterowie posiłkowali się bronią w trakcie podróży, skoro musieli ją przeliczać? A może ją gubili po drodze? Ach, te nowe statki kosmiczne - takie nieszczelne...
-Czy ja wiem...tuzin pewnie jest- odpowiedział Rick, obliczający w myślach broń.
Obliczać to można trajektorię lotu, lub bardziej przyziemne zadania z jedną niewiadomą. Sztuki broni natomiast można zliczać.
Pewnie wykluczyliście taką opcję, że zostaniemy "galaktycznymi rozbitkami"
Przede wszystkim: za dużo tu brania wyrazów w cudzysłów. Po wtóre: niezłe cliche z tym pojawieniem się tytułu opowiadania w jego treści.
Słuchaj,najgorsza część naszej "wyprawy", jest za nami
Cudzysłów, cudzysłów, cudzysłów, cudzysłów. Mam nadzieję, że najgorsza część jest za nami.
Wysoki, o dużych muskułach mandalorianin, po prostu "wkurzył się" na żołnierza.
Znowu cudzysłów. Trochę to już "wkurzające". Ponadto: co miało na celu wzięcie tej pary wyrazów w cudzysłów? To ma być jakaś forma eufemizmu? Tak czy siak, język kolokwialny w narracji jest niedopuszczalny.
Chłopy, po co to wszystko? Yerr jest po prostu głupi i tyle- odpowiedział wyraźnie przestraszony swoją wypowiedzią.
Szczerze nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jak można się przestraszyć własną wypowiedzią? Owszem, można obawiać się konsekwencji wynikających z wypowiedzianych słów, ale na Boga - nie znam nikogo, kto wystraszyłby się własnych słów.
Ok, ale jeszcze słowo!- wkurzył się znów Yerr, ale musiał się powstrzymać, aby przetrwać do końca podróży w całości.
Ok? rozumiem że ok to jakiś mandaloriański zwrot. Yerr grozi, ale jednocześnie powstrzymuje się, żeby nie dostać łomotu? Zalatuje mi tu małym pieskiem, który głośno szczeka, a gdy lekko nogą tupnąć, spierdziela z podkulonym ogonem.
Ich mały transportowiec "szybował" po galaktyce z dużą prędkością, jak na transportowce.
Cudzysłów. Szybowanie polega na locie nie posiadając napędu. Względnie: szybować można przy wyłączonym silniku. Dlaczego transportowiec leciał z wyłączonym napędem, o ile w ogóle posiadał jakiś napęd?
Nie minęło 5 minut od kłótni, a coś targnęło Ving 12.
Ving to ten awanturnik, czy przemytnik broni? Dlaczego do tej pory milczał bezczynnie i co nim targnęło?
Mandalorianin pobiegł do sterów, a tam ujrzał wielki, krążownik.
Cholera, poważna sprawa. Nie na co dzień wielki krążownik znajduje się na sterze.
Nie wygląda to dobrze...-pomyślał patrząc na tę wielkie "bydlę", jak to nazwał. Patrząc na ich załadowane wyrzutnie, mogłoby po sekundzie wywnioskować że nie są pokojowo nastawieni.
To bydlę. Załadowane wyrzutnie? Jak to? Były załadowane kulami armatnimi, że można je było ujrzeć? Harpunami? Nie rozumiem.
Nad czym jesteśmy?-zapytał się z ciekawości Leeg.
No właśnie. Co znajdowało się pod Leegiem?
Zamknij się i słuchaj co mówię!-krzyknął, strasząc Leeg`a swoim wysokim głosem.
Chciałbym zauważyć, że od kilku wersów nie wiadomo kto rozkazuje Leegowi. Śmiem twierdzić, że musi to być Ving, gdyż nikt inny nie został wspomniany w ostatnim czasie. I tu rodzi się pytanie: Czy Ving był kastratem? Ponadto: szkoda, że nie dowiemy się nad czym znajduje się Leeg.
Katapulty wystrzeliły.
Puste? Czyżbym przegapił moment, w którym bohaterowie znaleźli się w... CO? Jakie katapulty?!
(Kilka wersów wcześniej) -Przygotuj katapulty!-krzyknął.
Wygląda na to, że kapsuły ratunkowe były dla mnie tak oczywiste, że przeoczyłem wystąpienie katapult. Chłopcze, Czy Ty wiesz czym jest katapulta?!!
Pognały szybko jak meteoryty.
To dziwne, bo prędkość meteorytu względem ciała niebieskiego na które ów meteoryt spadł zawsze wynosi 0 m/s. To całkiem wolno, nie uważasz? Co innego, gdy meteoryt był jeszcze meteoroidem, czyli skałą przyciąganą przez w/w ciało niebieskie. Wtedy jego prędkość zaiste mogła być imponująca.
Kolegom żal było Vinga, który był ostatnim wyprodukowanym.
Ving był najmłodszy i pochodził... z in-vitro? Dlaczego kolegom było żal? Czy dla Vinga zabrakło miejsc siedzących w kapsule katapulcie? Musiał stać? Siedzieć na podłodze? Oblał się sokiem w trakcie ewakuacji?
Z północy było bagno i brud , a z drugiej strony nowoczesne miasta i cywilizowani mieszkańcy.
Rozumiem, że wylądowali na granicy Stanów Zjednoczonych Ameryki i Kanady.
Zamknij się, gnojku-odpowiedział niekulturalnie Yerr. Ale takie wypowiedzi były już do niego podobne. Był krótko mówiąc "mistrzem ciętej riposty"
O kutwa.
Ja idę do cywilizowanych ludzi, nie to co jest tutaj, dzicz normalnie-rozpoczął bójkę Yerr.
Całkiem oryginalny sposób rozpoczynania bójek. Bardzo nieinwazyjny.
Pięści poszły w ruch. Rick bronił się znakomicie ale w ataku nie był za dobry.
Czyli nic mu się nie stało, ale przeciwnika(przeciwników?) nie skrzywdził. No, to poczekajmy, aż ten się zmęczy, a tym samym Rick wygra.
Jednak po długiej bójce dwoje wyjęło blastery.Baster Ricka-M042-był mikroskopijny przy blasterze Yerra, Dur-42.
Dwoje? Jedno z nich było kobietą? Od kiedy to? M042? Dur-42? Hurr durr! 42? Wielkie Pytanie o Życie, Wszechświat i całą resztę?
Przestańcie! Od was zależy nasze życie!-powiedział Leeg i zabierając dwie bronie z rąk Ricka i Yerra, udał się w stronę metropolii.
Dwie bronie z rąk Ricka i Yerra? Czyli teraz Leeg trzymał cztery.
Nic innego nie zostało sprawcom bijatyki zrobić. Poszli za nim
Sprawca bijatyki był jeden - był nim Yerr. Obaj natomiast byli uczestnikami tejże bijatyki.
To moje pierwsze opowiadanie. Prosze o wyrozumiałość :)
Wybacz, ale w prawdziwym świecie nie ma litości dla słabizny. Czy gdyby Lenin spieprzył sprawę, to darowano by mu głowę, bo to była jego pierwsza rewolucja, więc należy mu się wyrozumiałość? Nie wydaje mnie się. Przykro mi, ale to co przeczytałem (jednym tchem), to zwykła grafomania. Jeśli wydaje Ci się, że pisanie opowiadań, nowelek etc. to Twoje powołanie, polecam najpierw przygotować się nieco: czytaj więcej książek i postaraj się dotrzeć do jakiegoś poradnika typu `jak pisać`. Jeśli pisanie sprawia Ci przyjemność, pisz dalej, ale prezentując swoją twórczość nie oczekuj pochwał.