TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

"Bunt. Mroczny spisek"

Bossk 2010-11-24 18:46:00

Bossk

avek

Rejestracja: 2010-11-23

Ostatnia wizyta: 2011-04-11

Skąd:

"Bunt" to moja książka z mojego własnego uniwersum. Będę zamieszczał te książki na forum. Będzie to cała seria. Jeżeli ktoś czytał "Przygoda na Arakarze" to to są prequele do tej opowieści. Jest to głównie opowiadanie o łowcy nagród Joshu. To tutaj..., a zresztą przeczytacie to się dowiecie. A więc prolog i rozdział I. Proszę o ocenę i życzę miłego czytania.

Minęło 5 lat od najazdu Ajdonów na Galaktykę. Wielkie Imperium nie będąc przygotowane na taki bój zaczęło tracić jedną planetę po drugiej. Resztki Wielkiego Imperium rozsiane po Galaktyce starają się zniszczyć flotę Ajdonów...

PROLOG

Orbita planety Skalar, rok 29 PWP*

- Hipernapęd zniszczony - krzyknął sierżant. W tym momencie kolejny wybuch zakołysał całym statkiem.
Zewsząd dobiegały krzyki przerażenia, rozkazy i wybuchy. On jeden stał niewzruszony i spoglądał poprzez szybę na swoją flotę. Wiedział, że tej bitwy nie uda im się wygrać; flota Ajdonów przewyższała ich trzy krotnie.
- Sekcja silnikowa i hangar zniszczone - powiadomił go sierżant Zarozo. Kolejna zła informacja, pomyślał. Jednak czy w wojnach istnieją szczęśliwe informację?
- Odciąć je - rozkazał.
- Ale kapitanie Rald, tam są ludzie...
- Odciąć je - powtórzył Radl z kamienną twarzą. W rzeczywistości czuł jak jego serce ściska ból. Kolejni ludzie muszą się poświęcić, prości zwykli ludzie, pomyślał.
Bum! Kolejny wybuch wstrząsnął statkiem.
- Sierżancie proszę wysłać wiadomość do całej floty, że mają uciekać - nie usłyszał odpowiedzi.- Sierżancie! - powtórzył ze złością w głosie. Znowu nic. Obrócił się i jego oczom ukazał się straszny widok: sierżant Zarozo nie miał głowy, a połowa jego ciała stała w ogniu. Konsola przy której siedział płonęła.
Jak najszybciej podbiegł do drugiej konsoli i nadał meldunek:
- Niech statki z działającym hipernapędem uciekają i zabiorą z pozostałych statków kogo się da.
- Sir, pięć statków jest zdolnych do skoku w nadprzestrzeń. - w głośnikach było słychać trzaski.
- Świetnie. Niech zabiorą załogi innych statków i uciekają - odparł kapitan. - A i jeszcze coś. Nastawcie autopiloty w uszkodzonych statkach na kurs we flotę Ajdonów.
- Tak jest. Bez odbioru. - trzaski ucichły.
Radl obrócił się; cała załoga miała oczy wlepione w niego.
- Co tak stoicie? Zabierzcie raporty i przygotujcie się na zabranie wiązką.
Zaczęła się wielka krzątanina. Jeden z inżynierów podbiegł do kapitana:
- Sir, proszę o pozwolenie na zostanie i wlecenie statkiem we flotę Ajdonów. - Radl zawahał się. Normalny człowiek a chce poświęcić życie za Imperium, którego nienawidził.
- Nie wyrażam zgody. Nie masz rodziny?
- Nie. Ajdoni zniszczyli moją planetę i wymordowali większość mieszkańców.
Kapitan Radl rozumiał go doskonale. Jemu także Ajdoni odebrali wszystko co kochał.
- Lepiej przydasz się żywy - powiedział i odszedł zostawiając go samego. Spojrzał na zegarek; została minuta do zabrania wiązka. Wtedy kapitan Radl podjął najważniejszą decyzję w życiu.
- Stanął wśród załogi. Raz, dwa i trzy. Nacisnął guzik. Wiązka zabrał wszystkich oprócz niego. Chwilę później pięć statków skoczyło w nadprzestrzeń. Zablokował przesył, żeby zostać na pokładzie i się poświęcić. Chciał udowodnić, że nawet tacy jak on są do tego zdolni.
Skierował statek we flotę Ajdonów i zamknął oczy. Zaczął odliczać. Co chwila słyszał wybuchy, reszta statków musiała już wlecieć we wrogą flotę. ON kierował się na statek - miasto. Trzy, dwa, jeden. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą statek. Zaczął krzyczeć, kiedy poczuł nagłe szarpnięcie. Statek miasto eksplodował z wielkim hukiem, jednak on nie mógł go usłyszeć.

ROZDZIAŁ I

Zginąć i przeżyć

Skijlarja, 30 rok PWP*
Tuz nad głową Josha wybuch granat ogłuszająco - błyskowy. Blisko. Zdecydowanie za blisko. Przed oczami widział plamy białego światła. Powoli zaczął odzyskiwać słuch. Teraz mógł się kierować tylko nim. Obok siebie usłyszał strzały i intuicyjnie padł na ziemię. Przeleżał tak krótką chwilę, ale dla Josha to były długie chwile. Odzyskał wzrok. Spostrzegł, ze leży obok jakiegoś żołnierza. Żołnierz był ciężko ranny i krwawił. Musiał dostać z działka, pomyślał Josh. Zaczął się do niego czołgać. Tuż nad jego głową poleciała seria z działka. Strzelił w tamtym kierunku i usłyszał skowyt. Trafił, Skijoni wydawali charakterystyczny skowyt przy śmierci. Podczołgał się do żołnierza i spojrzał na jego ranę, była poważna. Z brzucha obwicie ciekła krew, skóra wokół rany była spalona.
- Calden osłaniaj mnie - powiedział przez komunikator.
- Jasne, tylko powiedz mi czemu - odgryzł się Calden. Najwyraźniej nie mógł wychylić głowy zza osłony.
- Słuchaj, mam tu rannego dostał z działka. Rzucę kilka granatów w ich stronę, a ty z chłopakami zaczniecie ostrzał. Zrozumiałeś?
- Jasne - odpowiedział. Miał tendencję odpowiadać na większość pytań "jasne".
Raz, dwa, trzy. Josh rzucił osiem granatów i krzyknął:
- Teraz. - jak najszybciej mógł złapał żołnierza i zaczął go nieść w stronę drużyny. Obok mężczyzn przelatywały serie z blasterów. Josh zaczął biec, kiedy drogę zagrodził mu Skijon. Złapał go za ramiona i rzucił w bok. Uderzenie było tak silne, że mężczyźnie spadł hełm. Skijon stał nad ciałem żołnierza, który wołało pomoc. Josh wyjął blaster z kabury i zaczął w niego strzelać. Kolejny skowyt. Chłopak podniósł się i podbiegł do ciała Skijona. Ten jeszcze żył. Złapał chłopaka i ugryzł go w szyję. Josh zaczął się wić i krzyczeć. Czuł jak jego krew przepływa do szyi, a żyły pulsują. Zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Ostatnim co usłyszał były strzały i skowyt. Był pewny, że nie żyje.

Ambulatorium, ośrodek leczeniowy dla żołnierzy

Ocknął się. Popatrzył wokół. Był w ambulatorium, na krześle przy jego łóżku siedział Calden. Spał. Josh nie chcąc go budzić wziął ze stolika obok picie. Wypadło mu z rąk tak jakby stracił całą swoja siłę i był stary. Szklanka z tzrzaskiem upadła na podłogę budząc Caldena. Zerwał się gwałtownie wyciągając blaster. Po zobaczeniu, że Josh się obudził wykrztusił:
- Ja.. to znaczy się... - nie wiedział co ma powiedzieć. Obudził się jego najlepszy przyjaciel, a on słodko spał. Poczuł, że robi się czerwony na twarzy.
- Nie musisz się tłumaczyć. - powiedział chłopak - Tylko czemu do lar`ll, szklanka po prostu wysunęła mi się z rąk?
- Ukąsił cię Skijon - odparł Calden.
- Mnie? -
- Widzę, że odebrał ci też pamięć. Nic nie pamiętasz? Walczyliśmy, w obronie miasta przed...
- O durl - krzyknął Josh. Wszystko mu się przypomniało. Ich miasto, Ladrię, zaatakowali zbuntowani Skijoni. On, Calden i inni chłopacy zostali wysłani na front, do obrony miasta. Nie wszystko poszło tak gładko jakby chcieli i bronili miasta przez pięć dni. Pomagali im niezbuntowani Skijoni. Bronili się, aż do dziś. Wszystko pamiętał. Pamiętał też o żołnierzu którego chciał uratować. Calden musiał poznać po jego twarzy o czym myśli i powiedział
- Leży dwie salę obok, nie musisz się martwić. Lekarze powiedzieli, że to dzięki tobie przeżył.
- To dobrze - Josh odetchnął z ulgą. - Ale co się właściwe stało?
- Więc tak. Usłyszeliśmy twoje wrzaski i wraz z chłopakami przerwaliśmy ostrzał. - poczekał dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się co powiedzieć. - Skijoni nie wiadomo czemu tez przestali strzelać. Razem z czterema chłopakami pobiegliśmy w twoją stronę i zobaczyliśmy Skijona wczepionego w twoją szyję. Zaczęliśmy do niego strzelać, padła po dwóch minutach. Myśleliśmy, że nie żyjesz i zaczęliśmy wracać z ciałem tego żołnierza, kiedy zacząłeś mieć niekontrolowane drgawki. Zacząłeś się wić jak xinior, który zobaczył miskę z jedzeniem - powiedział to z rozbawieniem na twarzy. Odetchnął i kontynuował. - Po powrocie zamieniliśmy się wartami i przynieśliśmy was do ambulatorium. Resztę znasz.
- Przepraszam, ale od kiedy Skijoni kąsają? - spytał Josh zdziwiony.
- Jestem wszechwiedzący i powiem ci wszystko - odciął się Calden. - Właśnie go badają, niedługo...
Nie skończył. Do pokoju wparował starszy mężczyzna ubrany w zbroję typu Kastana i wykrztusił zmęczonym głosem:
- Szybko. Calden, masz się stawić przed miastem z minimum pięć minut. - wybiegł z pokoju, zostawiając przyjaciół samych.




LINK
  • PWP*

    Bossk 2010-11-24 18:47:00

    Bossk

    avek

    Rejestracja: 2010-11-23

    Ostatnia wizyta: 2011-04-11

    Skąd:

    Zapomniałem wyjaśnić co znaczy PWP*. Znaczy to Przed Wielkim Przełomem.

    LINK
  • JESZCZE JEDNO

    Bossk 2010-11-24 18:47:00

    Bossk

    avek

    Rejestracja: 2010-11-23

    Ostatnia wizyta: 2011-04-11

    Skąd:

    Dalsze rozdziały będą o wiele dłuższe.

    LINK
    • ...

      Stele 2010-11-24 22:21:00

      Stele

      avek

      Rejestracja: 2010-01-04

      Ostatnia wizyta: 2019-12-19

      Skąd: Wrocław

      Każdy tak mówi. Napisz jakąś większą całość i dopiero publikuj. Zostanie to znacznie lepiej przyjęte. Wielu zakłada temat z dumną książką czy inną powieścią w tytule, po czym rezygnują po naskrobaniu trzech akapitów. Wrzucając większy blok tekstu, na starcie masz plus za wytrwałość poważne traktowanie czytelnika.

      Natknąłem się znów na dwa błędy razem/osobno i pełno literówek! To pierwsze jakoś mogę zrozumieć, ale to drugie wyłapie każdy office! Przeczytaj to uważnie ze trzy razy i popoprawiaj tak głupie błędy.

      Nie chcę zabijać twojej kreatywności, ale wolałbym czytać o czymś znanym i lubianym, czyli uniwersum SW.

      LINK
  • Za bardzo

    Elendil 2010-11-24 19:49:00

    Elendil

    avek

    Rejestracja: 2008-04-26

    Ostatnia wizyta: 2024-11-18

    Skąd: Kraków / Zakopane / Kraków

    się nie wysilałeś podczas wymyślania tego swojego "uniwersum". To już trzeba było pisać o SW, zamiast ukrywać je pod paroma zmienionymi nazwami. Bo od razu widać, że nie jest ono zbyt oryginalne.

    Dobrze, że zaznaczyłeś, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Bo takie krótkie to się wcale nie kojarzą z normalną książką, tylko raczej z opowiadaniem.
    W kwestii treści nieźle. Jestem jednak trochę zawiedziony bo myślałem, że to kolejny tekst na poziomie Skyera czy jak on się tam zwał i że będę mógł się pośmiać

    LINK
  • ...

    Bossk 2010-11-24 19:58:00

    Bossk

    avek

    Rejestracja: 2010-11-23

    Ostatnia wizyta: 2011-04-11

    Skąd:

    A kto ot był Skyer?

    LINK
    • Łap...

      Mastergrader 2010-11-24 21:47:00

      Mastergrader

      avek

      Rejestracja: 2010-03-13

      Ostatnia wizyta: 2019-11-17

      Skąd: Kraków

      http://www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=412240
      i używaj opcji odpowiedz pod postem, na który chcesz odpowiedzieć. A co do tego opowiadania, eee... Calden za dużo się odcina

      LINK
      • To

        Bossk 2010-11-25 16:22:00

        Bossk

        avek

        Rejestracja: 2010-11-23

        Ostatnia wizyta: 2011-04-11

        Skąd:

        znaczy, że ściągnąłem uniwersum? Wydarzenia w moim uniwersum dzieją się w 3 galaktykach. Jutro albo pojutrze II rozdział.

        LINK
        • Rozdział nr.

          Bossk 2010-11-26 21:17:00

          Bossk

          avek

          Rejestracja: 2010-11-23

          Ostatnia wizyta: 2011-04-11

          Skąd:

          II. A raczej jego część. Jutro wstawię cały rozdział II. Jak zawszę proszę o ocenę i miłego czytania ;D Czekam tez na konstruktywną krytykę
          P.S. Uniwersum będzie się nazywać 3Galaktyki

          Rozdział II

          Wiele odkryć naraz

          Obóz wartowników przed miastem Ladria, godzina 18:49 czasu lokalnego

          Rześkie powietrze wpadało w jego nozdrza orzeźwiając mu umysł. Stał na małym wzniesieniu przed miastem. Swoim miastem, które zostało zaatakowane. Był gotów zrobić wszystko byle je obronić. Jednak teraz nie stał tu z karabinem w dłoni lecz z lornetką. Cały czas ze skupieniem spoglądał w jeden punkt. Wokół niego stali żołnierze. Nie, nie byli prawdziwymi żołnierzami, ale młodymi chłopcami wcielonymi do armii miasta z przymusu. Była to wina Wielkiego Imperium, które tak skąpiło na armię, że na całej planecie było tylko 5 dywizji. Ostatnio wiadomości od WI przestały przychodzić, ale Mardona to nie martwiło. Z całego serca nienawidził WI, ale to stawało się podejrzane. Jako zawodowy generał i niestety jedyny na tej planecie, dostawał rozkazy od przełożonych. Zawodowy, jak to dumnie brzmi, pomyślał. Z zadumy wyrwał go dźwięk zbliżających się kroków i miarowe spanie. Obrócił się, przed nim stał Calden z młodym chłopakiem.
          - Jak się nazywasz – generał zapytał chłopaka.
          - Josh, sir – odparł chłopak. Na oko miał z 24 lata nie więcej. Miał brązowe włosy, był wysoki i szczupły.
          - Chwila – Mardon zamyślił się. - To nie ty zostałeś ukąszony przez Skijona?
          - Tak to on – odpowiedział za kolegę Calden. Mardon popatrzył na swojego wychowanka. Był najlepszym z jego żołnierzy. Zaczął szkolenie mając niespełna 12 lat. Młody, szczupły, masywnej postury.
          - To powiedz mi, czemu tu przyszedłeś?
          - Bo nas wzywaliście.
          - Nie, was tylko Caldena – odparł generał.
          - Wiem, ale...- przerwał mu okropny krzyk. Nie, nie był to krzyk. To był wrzask. Mardon przyłożył lornetkę do oczu i spojrzał w kierunku północnym.
          - Rol`trl. - wszyscy spojrzeli na generała. - Skijoni założyli obóz. Około 10 mtrionów od miasta.
          - Kto wrzeszczał? - zapytał jeden z żołnierzy.
          - Chwila, chwila – Mardon odłożył lornetkę i spojrzał na żołnierzy. Miał bladą twarz. - Oni urządzają sobie ucztę.
          Właśnie – wtrącił się Josh. - Chciałem zapytać , od kiedy to … - przerwał mu kolejny wrzask. - Rozstawić straż z każdej strony miasta – Mardon zaczął ustawiać obronę. - Niech z każdym oddziałem będą Skijoni, wyczują tamtych. Calden, Josh, wy idziecie ze mną. - Zaczął się kierować w stronę miasta. Przyjaciele spojrzeli po sobie, ich miny były przerażone. Ruszyli za generałem.

          Ośrodek badawczy „ BioMed”, godzina 18:56 czasu lokalnego

          Weszli do środka. Cuchnęło tu zwłokami i innymi bio - odpadami. Calden myślał, że zemdleje. Plecami do nich stał zgarbiony i niski mężczyzna. Miał biały fartuch. Jak każdy w tym dennym miejscu, pomyślał Calden. Mardon podszedł do mężczyzny i przywitał go. Chłopaki stały obok i czekali. Mężczyzna podszedł do nich; jego fartuch od przodu pokrywały czerwonofioletowe plamy.
          - Witam, jestem doktor Laxon. - powiedział szorstkim i lekko zachrypniętym głosem. - Ty to pewnie Calden, a ty Josh. - przyjaciele przytaknęli. Mężczyzna uważnie się im przyglądał, aż generał go nie szturchnął. - Ach, no tak. Chodźcie za mną. - wskazał ręką na drzwi po jego lewej stronie i ruszył w ich kierunku. Wszyscy poszli za nim.
          Znajdowali się w jeszcze mniejszym pomieszczeniu, w którym śmierdziało jeszcze bardziej. Doktor podszedł do jednej z szafek i zaczął szperać w dokumentach. Znalazł to czego szukał i przeszedł na drugą stronę pokoiku. Otworzył coś co wyglądało na sejf i chwilę odczekał. Z „Sejfu” wydobywała się para. Po dłuższej chwili wyciągnął nosze z metapleksu. Zaśmierdziało jeszcze gorzej, a Calden i Josh myśleli, że się porzygają. Teraz wiadome było źródło smrodu. Na noszach leżał Skijon z rozciętym brzuchem i narządami wywalonymi na zewnątrz.
          - To ten sam Skijon, który cię ukąsił – Lexan powiedział to ze wzrokiem wlepionym w Josha. - Masz szczęście, że żyjesz.
          - Jak to? - zapytał Josh ze zdziwieniem na twarzy.
          - To pierwszy i jedyny taki przypadek. Skijoni zawsze byli pokojowo nastawieni do ludzi. Nigdy wcześniej nie zdarzały się takie przypadki.
          - Ekhm – Mardon odkaszlnął. - Możesz im powiedzieć, to zaufani ludzie.
          - No dobrze – westchnął doktor. - A więc udało mi się wyszukać w dokumentach sprzed drugiego roku zerowego, że...
          - Przepraszam, sprzed czego? - zapytał zdziwiony Josh.
          - Drugiego roku zerowego – powiedział Calden.- Takich roków zerowych jak do tej pory było cztery licząc z tym i …
          - Wywody naukowe później – przerwał mu generał – kontynuuj Laxon
          - Więc 125 lat przed drugim rokiem zerowym wszyscy Skijoni byli traktowani jako zagrożenie dla Galaktyki. Byli jedną z potęg tamtych czasów, krótko mówiąc mogli zniszczyć jedną planetę w kilka sekund. - przyjaciołom opadły szczęki. Wiedzieli, że w szkołach nie uczyli wszystkiego, ale żeby zatajać takie informacje. - Byli przezywani „kosmicznymi wampirami” lub „krwiożercami”. Żywili się krwią ludzką a tych, którymi nie mogli się pożywić zabijali. Wgryzali się w szyję i wysysali krew, a kiedy byli napici ssali tak długo, aż żyły ofiary nie pękły. - Josh przypomniał sobie pulsowanie swoich żył. - Niestety dla nich, ludzie przestali im wystarczać i zaczęli żywić się samymi sobą. Rozpętała się Krwiożercza Wojna. To właśnie to zdarzenie odmieniło znaną wtedy cześć Galaktyki.
          - Ramię Zeta – powiedział Josh patrząc w jeden punkt. Jego oczy wyglądały jakby był w innym świecie.
          - Co? - zapytał Laxon.
          - Ramię Zeta – powtórzył Josh. - Spustoszyli Ramię Zeta.
          - Tak – potwierdził doktor. - Kontynuując wojna trwałą prawie 100 lat. Zginęła prawie ¼ populacji Skijonów. Ludzie postanowili wykorzystać ten konflikt i sprzymierzyli się z klanem Demonów. Z pomocą jedynej rasy zdolnej wygrać ze Skijonami, Republikanami, wymyślili szczepionkę która miałaby usunąć z DNA Skijonów gen odpowiedzialny z ich chęć do picia krwi. Klan Demonów, którzy mieli już dość wojny zgodzili się na szczepionkę. Ludziom się udało i podstępem zarazili większość Skijonów z innych klanów, a tych którzy nie chcieli jej przyjąć wypędzili w Odległe Rejony, gdzie prawdopodobnie nie istniało życie. Skijoni skończyli z wojną i utworzyli spójne państwo zwane Pod Imperium. Koniec – Laxon skończył mówić jednak Josh dalej patrzył niewidzącym wzrokiem. Dobrze znał tę historię, z opowiadań na dobranoc.
          - Josh, co czułeś przy ugryzieniu – zapytał Mardon. - Josh.
          - Słucham? - spytał Josh, wracając do rzeczywistości.
          - Co czułeś przy ugryzieniu – powtórzył Mardon – Wiem, że to może być niezręczne, ale musimy wiedzieć.
          - Czułem, czułem – chłopak zastanawiał się dłuższą chwilę. - Czułem jak uchodzi ze mnie nie tylko krew, ale też życie, czułem pulsujące żyły.
          - Tego się obawiałem – odparł Laxon, nim generał zdążył coś powiedzieć. Zaczął biegać po pokoju w tą i z powrotem, aż w końcu z niego wybiegł. Trójka mężczyzn spojrzała po sobie ze zdziwieniem. Calden podszedł do zwłok Skijona, ale nim zdążył ich dotknąć do pokoju wpadł doktor:
          - Nie ruszać! - krzyknął. Calden aż podskoczył. Doktor podszedł do ciała Skojona i zaczął grzebać w wyciętej dziurze. Josh spostrzegł coś co go zaniepokoiło; ten Skijon nie wyglądał jak inne. Był o wiele masywniejszy, z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami. Był w kolorze fioletowym z lekkim odcieniem ludzkiego koloru skóry. Jego twarz był podobna, ale inna. Oczy bardziej zwężone całe czarne, a szczęki jakby przystosowane do gryzienia.
          - Tego się obawiałem – powiedział Laxon. Josh zorientował się, że doktor ogląda coś pod mikroskopem. - A jednak. - doktor mówił sam do siebie.
          Obrócił się do trójki stojącej za nim, w rękach trzymał jakieś dwie cienkie nitki, około pół triona długości każda. Doktor podszedł do biurka, położył nici na blacie, obmył dłonie i obrócił się do mężczyzn ze strachem na twarzy.
          - Stało się to co najgorsze – powiedział. Teraz na pewno miał chrypę. - To nie są Skijoni ze znanej Galaktyki.
          - Że co? - zapytali wszyscy trzej mężczyźni naraz.
          - Tak Skijoni wyglądali przed zażyciem szczepionki. To są Skijoni, którzy zostali wypędzeni, którzy nie zażyli szczepionki a teraz powrócili po swoją własność.
          - Dość tego – Mardon gwałtownie mu przerwał. - Już późno i moi żołnierze muszą iść spać. Calden i Josh, weźmiecie soją drużynę i zmienicie warty. No już.
          - Tak jest – odparli przyjaciele i odeszli.
          - A więc jednak on nie kłamał. - powiedział Mardon po wyjściu chłopaków.
          - Tak. Naprawdę potrafił używać tych mocy. - odparł Laxon.
          - muszę iść, a ty na razie maż nikomu nie mówić o tym odkryciu. Zrozumiałeś?
          - Tak – doktor przytaknął, a generał wyszedł z pomieszczenia. Mężczyzna został sam.

          * * *

          LINK
          • Hmm...

            Mastergrader 2010-11-26 21:59:00

            Mastergrader

            avek

            Rejestracja: 2010-03-13

            Ostatnia wizyta: 2019-11-17

            Skąd: Kraków

            lakonicznie powiem dobrze. I mam nadzieję cały rozdział będzie dłuższy. Nie mówię, że ja bym umiał więcej ( http://www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=448200 hy, hy), ale u innych widziałem trochę więcej.

            LINK
            • Rzodział II

              Bossk 2010-11-29 18:04:00

              Bossk

              avek

              Rejestracja: 2010-11-23

              Ostatnia wizyta: 2011-04-11

              Skąd:

              a raczej jego końcówka. Też nie szczyci się długością, ale mam nadzieję, że treść się spodoba. Pobawmy się w zgadywankę,. Ja podam kawałek tytułu rozdziału III(ten też długi nie będzie, ale to ostatni taki krótki). A więc "Twój przyjaciel, ...... . Od razu mówię, że liczba kropek odpowiada liczbie słów. Miłego czytania i oceniajcie.

              ***

              Byli kilka kroków przed obozem, kiedy Calden zatrzymał się.
              - Słuchaj Josh – zaczął poważnym tonem. - Nie możesz nikomu powiedzieć o tym...
              - Ty też słuchaj – przerwał mu chłopak. - Nie jestem idiotą, żeby wyjawiać sekrety pierwszemu lepszemu przechodniowi. - Skończył mówić i odszedł do obozu. Calden tylko pokiwał głową i pobiegł za nim.
              - Zmieniam się wartami? - zapytał się jeden z żołnierzy. Josh przytaknął. Cała drużyna odeszła a chłopacy zostali sami. Czekali na swoją drużynę. Kolejny wrzask uniósł się w powietrzu. Zaczął wschodzić księżyc, a raczej jeden z wielu księżyców. Robił się zimno, za zimno, pomyślał Calden. W końcu przyszła ich drużyna składająca się z dziesięciorga ludzi, nie wliczając Josha i Caldena. Wraz z drużyną przyszedł jeden Skijon.
              Rozbiło się coraz zimniej. Josh opatulił się kocem, już drugim z rzędu. Kolejny skowyt przeszył powietrze. Jeden z żołnierzy, Ralden, nie mogąc wytrzymać w końcu spytał:
              - Co oni tam robią, do lasts – rol?
              - Pożywiają się – odparł Skijon ze stoickim spokojem. Jego głos był mroczny i mocno zachrypnięty.
              - Co proszę? - powtórzył Ralden.
              - To co słyszałeś – odparł lekceważąco Skijon i odszedł od mężczyzn. Josh nie mógł dostrzec twarzy żołnierzy, ale sadził że mają na nich wymalowane słowo strach. Kolejny wrzask. Josh nie mogąc tego dalej słuchać nakrył się kocem, aż po głowę i zasnął.
              Wzeszedł drugi księżyc, który rozświetlił okolice wokół obozu. Calden widząc, że jego przyjaciel zasnął postanowił pójść na zwiady.
              - Mal`d, Salic i Merden`s idziecie ze mną. - trzech żołnierzy wstało. - Ralden zostaniesz z resztą. - Chłopak kiwnął głową i zaczął grzebać przy ognisku.
              Oddalili się od obozu już o jakieś 4 mitriony od obozu, wchodząc w gęsty las. Było tu jeszcze zimniej niż tam. Wszyscy szli równym tempem. Było tak cicho, że było słychać ciężki oddech każdego z nich.
              - Gdzie jesteście? - odezwał się głos w komunikatorze Caldena.
              - Na zwiadzie – odparł.
              - Zwariowałeś? Jeżeli wasz wykryją...
              - Josh, daj spokój. - Calden przerwał koledzę. - Nie jestem idiotą. Damy sobie radę. Bez odbioru. - Młody chłopak rozłączył się i spojrzał na pozostałych. - Idziemy.
              Minęło około pół godziny, kiedy coś wreszcie znaleźli. Przed nimi leżała sterta ciał. Ciał z dziurami w szyji.
              - O durl – wykrztusił Salic. - A więc to oni krzyczeli.
              - Najwyraźniej – Calden był cały blady. Czuł jak serce ściska mu strach i nienawiść jednocześnie.
              - Ktoś się zbliża – powiadomił kolegów Mal`d. Calden pokazał, żeby wszyscy się schowali, a sam zanurkował pod krzaki. Nieproszonym gościem było dwóch Skijonów. Nieśli kolejne ciało. Jednak to nie miało głowy.
              Salic poczuł w sercu nagłą odwagę i chęć wyskoczenia zza krzaków i ukarania Skijonów. Spojrzał w stronę Merden`sa. Chłopak zaczął przeładowywać broń. Kiedy Salic zrozumiał co się święci było za późno, Marden`s wyskoczył i z okrzykiem zaczął strzelać w dwie postacie. Rozpętała się walka.
              Marden`s już leżał na ziemi przygnieciony przez jednego ze Skijonów. Przyssał się do niego. Calden widząc to zareagował najszybciej jak mógł. Niestety było za późno. Młody chłopak, który wywołał całe to zamieszanie leżał bez życia. Miał może nie więcej niż 20 lat, albo nawet mniej. Caldenowi udało się postrzelić jedno ze stworzeń.
              - Uciekać. Już – krzyknął do żołnierzy. Zaczęli biec w kierunku miasta. Drugie stworzenie wpadło w furię i rzuciło się w pogoń za uciekającymi. Calden sądził, że zdąży jednak stwór był szybszy. Dopadł go i ku jego zdziwieniu zostawił goniąc resztę. Może nie jest głodny, pomyślał chłopak z nadzieją. Gdyby nie był zabrałby mnie do obozu. Calden zamknął na chwilę oczy, a po ich otwarciu wiedział czemu go zostawił. Wokół zaczęło się roić od wysokich postaci z żółtymi oczami.
              Ognisko zaczęło dogasać. Robiło się coraz zimniej. Ralden cały czas dorzucał drewna do ogniska, ale nawet to nic nie dawało. Po prostu go to odprężało. Chłopak miał 25 lat i nie pochodził stąd , lecz z planety Xaxon. W wieku dziesięciu lat razem z matką został przesiedlony, z powodu wysłania ojca na front. Wezwało go samo Wielkie Imperium. Nigdy więcej go nie widział. Kiedy jego wezwano a służbę, odmówił. Mam przecież rodzinę i nie mogę ich zostawić, pomyślał. Teraz wiedział, że dobrze zrobił. Nie chciał jak jego ojciec zostawić...
              Huki wystrzałów obudziły Josha. Złapał za leżący najbliżej blaster i podniósł się. Zaspanymi oczami, ledwo widząc, rozejrzał się wokoło. Po drugiej stronie ogniska leżał Ralden, dostał w głowę. Z rany obwicie ciekłą krew, zabarwiła już ziemię. Przeszedł kawałek w stronę lasu, kiedy ktoś go zawołał. Obejrzał się, od strony miasta szli żołnierze z jego druzyny. Zaczął kruczyć w ich stronę.
              - Gdzie wy do durl byliście? - zapytał po dojściu do nich.
              - Poszliśmy coś zjeść – wyjaśnił starszy mężczyzna.
              - Przez to wasze jedzenie, Ralden nie żyje – krzyknął na nich. Po ich minie rozpoznał, że to ich zabolało. Josh wrócił do ogniska, reszta też. Usiedli skuleni i nie mówili nic przez dobre pół godziny. Tą nieludzką ciszę przerwał głos w komunikatorze Josha:
              - Josh, Josh – wyraz powtórzył się kilka razy.
              - Jestem, kto mówi – spytał Josh.
              - Calden. Oni, dopadli nas. - zaczął kaszleć. - Jeden nie żyje, reszta uciekła, powinni już być w obozie. Mnie załapali i ciągną do odbozu.
              - Nikt nie wrócił – odparł jego przyjaciel.
              - Ja... powiedz mojej rodzinie, że ich kocham. Żegnaj – powiedział. Usłyszeli lekkie szczęknięcie i już wiedzieli co chłopak chce zrobić.
              - Calden, nie... - Josh chciał krzyczeć, żeby przestał i się nie wygłupiał, że po niego wrócą. Było za późno. Posłyszeli ogromny trzask, co znaczyło, że komunikator nie działa. Wszyscy spojrzeli po sobie i wiedzieli jakie uczucie gości w sercu każdego z nich. Żądza zemsty.

              LINK
  • Rald, a Radl

    BoT 2010-12-28 21:46:00

    BoT

    avek

    Rejestracja: 2010-12-07

    Ostatnia wizyta: 2011-01-29

    Skąd: Niepołomice

    Czy są to dwie osobne postaci? Dwóch kapitanów na statku? Czy może jeden z rozdwojeniem jaźni? ;D

    LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..