Tu jak sama nazwa wskazuje, będę wklejał moje opowiadanka. Bardzo proszę o ocenę. Opowiadanka z mojego kosmicznego uniwersum
Oto pierwsze z nich. Oceniać!!!
PRZYGODA W ARAKARZE
Było ciepłe popołudnie. Słońce grzało tak jakby chciało upiec całą wioskę. Tubylcy byli przyzwyczajeni, jednak on nie. Środkiem drogi szedł ciemnowłosy mężczyzna, szczupły i niewysoki. Miał na sobie zbroję typu Sal II i hełm zakrywający twarz. W takiej małej wiosce jak Arakara ktoś taki był niecodziennym widokiem. Wszyscy mieszkańcy schodzili mu z drogi.
Mężczyzna stanął przed kantyną i przyjrzał się nazwie: „Piaskowa Otchłań”. Otworzył drzwi i zdecydowanym krokiem wszedł do środka. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Kantyna była zapchana ludźmi i innymi rasami. Podszedł do baru i powiedział do barmana:
-Dwa razy lito i raz latso czerwone – barman spojrzał na niego spod łba i odpowiedział niskim głosem:
- Lito z sosem czy bez?
- Z sosem. Słyszałem, że to specjalność zakładu – odparł mężczyzna.
Barman jeszcze raz spojrzał na niego i podał mu karteczkę. Mężczyzna rozwinął ją i przeczytał napis:
„ Dziś w Arakarze, przy banku o pierwszej w nocy. Bądź sam”
Mężczyzna podziękował, rzucił kilka kredytów na ladę i wyszedł trzaskając drzwiami. Tym razem wszyscy się obejrzeli.
* * *
Była noc. Na Arakarze w nocy temperatura spadała do 12 stopni Lewina. Dla
mieszkańców to było zimno, dla Olinda nie. Czekał od pięciu minut, sam w ciemnościach. Młody, krzepki mężczyzna był ubrany w lekki pancerz L klasy III. Stał pod Arakańskim Bankiem Centralnym. Spojrzał na zegarek, dochodziła pierwsza. Obrócił się i postukał w szybę. Stal szklana, pomyślał. Obrócił się, a przed nim stał mężczyzna celujący w jego twarz.
- Jak miał na imię dowódca na Malirze? - spytał go mężczyzna.
- Azglohg – odparł Olind. Mężczyzna opuścił broń.
- Ile już czekasz? - zapytał mężczyzna w zbroi Sal II
- Pięć minut – odparł z pogardą. - Kto to? - wskazał ręką na osobę za mężczyzną.
- Stary znajomy, Lando Merriad.
- Josh, miałeś przyjść sam – powiedział Olind z wyrzutami w głosie.
- Zaufaj mi, to dobry haker.
Olind tylko westchnął, wywalił oczy do nieba i pokazał kierunek w którym mają iść. Szli pól godziny. Śmigacz Olind zaparkował daleko, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wsiedli i ruszyli.
Po kwadransie drogi byli na miejscu. Wysiedli ze śmigacza i podeszli pod duży budynek. Na szyldzie widniał napis: Centralne Biuro Komunikacyjne. Jednak troje mężczyzn nie było idiotami. Wiedzieli, że właśnie dziś to tu mają być przechowywane wszystkie kredyty z Maro. Olind nakazał ciszę. Podszedł do drzwi i zapukał. Chwilę potem na jego rękach leżał nieprzytomny strażnik. Weszli do środka i sprzątnęli pozostałych strażników. Weszli na samą górę, Lando zajął się hakowaniem systemu. Pięć minut nie minęło i otworzyły się drzwi do skarbca Zakładów Komunikacyjnych.
Schodzili po schodach. Wszystkie kredyty prze teleportowali wiązką do starego magazynu. W sali głównej czekała na nich niemiła niespodzianka, policja tubylcza. Rozgorzała strzelanina. Olind i Josh frunęli pod osłonę, a Lando został zabrany wiązką.
- Mad`l. To ten mały Mad`l nas tak urządził.. - resztę jego przekleństw zastąpiły wystrzały z blasterów i karabinów tubylców.
Olind chciał przebiec za drugą osłonę, ale tubylcy byli szybsi. Nie pomogła mu nawet zbroja. Sekundę później leżał przeszyty pociskami. Jego ciało płonęło. Josh poczuł jak smutek ściska jego serce. Z okrzykiem wybiegł zza osłony. Nim jego ciało przeszyło kilkadziesiąt pocisków, rzucił granat i zabrał ze sobą połowę tubylców. Tak zginął najsławniejszy łowca nagród w Galaktyce.
* * *
Lando pojawił się w magazynie, wśród swoich kredytów. Podczas hakowania drzwi, wysłał sygnał do policji i ulotnił się jak najszybciej. Po0kilku dniach Lando wyruszył szukać sobie armii i floty. Po prawie półtorej roku został najpotężniejszym człowiekiem w Układzie Maraliackim. Zginął w wieku 45 lat próbując zdobyć Układ Republikański. Zgubiło go pragnienie rządzenia tymi, którzy nigdy nie byli pod niczyją władzą.