Powrócił. Znów szedł tym korytarzem. Wypolerowana podłoga i niskie grodzie, charakterystyczne dla rendiliańskiego wzornictwa. Był zaokrętowany na Protektorze już od prawie tygodnia, a dopiero pierwszy raz przemierzał ten poziom. Przez całe siedem dni chadzał tylko między mesą i własną kajutą. Nie został wezwany do żadnego z wyższych oficerów. Nie wysłali go nawet na rutynowy patrol. Prawdę mówiąc wcale go to nie dziwiło. Admirał nie był głupcem. Najwyraźniej doskonale wiedział po co go tu przeniesiono i starał trzymać jak najdalej od wszelkich informacji, zachowując jednocześnie niezbędne pozory, by nie dać bezpiece pretekstu do interwencji. A to właśnie było jego zadanie. Znaleźć dowód.
Maarek Stele nie był bowiem zwykłym kapitanem Imperialnych Sił Myśliwskich. Admirał Mordon, który odkrył jego wyjątkowy potencjał, przedstawił go Jemu, Magowi Imperatora. To On wziął go pod swoją opiekę po tajemniczej śmierci Mordona. To On wprowadził go w szeregi Sekretnego Zakonu. To on troszczył się o niego i nauczał go. Zrobił dla niego więcej niż ojciec. Był dla niego jak ojciec... Nie. Nie wolno mu nawet tak myśleć. Cholerni Bordalczycy. To wszystko przez nich. Gdyby nie ta cała wojna domowa wiódł by teraz spokojny studencki żywot na Kuanie. A tak... Ojciec zaginiony. Matka sama w domu na Kuanie z jakąś nędzną robotą w magistracie. A on, oficer bez akademii. Mag nie pozwala mu się kontaktować z matką, a on go do ojca równa. Co oni z nim zrobili... Ale mógł latać. Do tego przecież był stworzony. I mógł służyć Imperatorowi.
Rozważania przerwały mu ciężkie wrota. Dotarł do małej sali odpraw. To tu go wezwano. Po tygodniu nieróbstwa wreszcie miał opuścić klaustrofobiczne wnętrza Protektora. Niby powinien się cieszyć, a mimo to czuł się jakby szedł na stracenie.
Otworzył gródź, zbliżając identyfikator do panelu kontrolnego i wszedł do środka.
- Jest i nasz as. Spóźniłeś się Stele.
Na drugim końcu pomieszczenia, koło wielkiego holoprojektora, stał oficer w stopniu porucznika. Maarek go nie znał. Z pewnością nie służył na Protektorze podczas Sepańskiej Wojny Domowej.
- Przepraszam, Sir - odpowiedział regulaminowo pilot, mimo że z pewnością zmieścił się w normach czasu stawienia się na odprawę.
Zszedł na dno niecki, jaką tworzyły fotele, i usiadł w najniższym rzędzie. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegł nikogo więcej. Dopiero po dłuższej chwili dojrzał dwóch innych pilotów, siedzących w ostatnim rzędzie pod ścianą. Może słabe oświetlenie potęgowało efekt ale nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Krótko ostrzyżone głowy i naprężony miejscami kombinezon, pasowały bardziej do Kuańskich gangsterów, niż imperialnych oficerów. Jak tak dalej pójdzie, to do akademii będą przyjmować Gammorean. Ich też wcześniej nie widział.
- Mamy dla ciebie coś godnego twych wyjątkowych umiejętności - zaczął oficer, uruchamiając holoprojektor. - Nasz wywiad odkrył rebeliancki punkt zaopatrzeniowy.
W przestrzeni roziskrzyły się cztery zielone prostopadłościany otoczone mrowiem białych punktów.
- Będziesz leciał TIE Interceptorem, oznaczonym jako Gamma 1. Zniszczysz miny, po czym zeskanujesz zawartość kontenerów. Gammy 2 i 3 - tu wskazał na goryli pod ścianą - będą obserwować i uczyć się, jak wybitny pilot oczyszcza pole minowe w statku bez tarcz! - na hologramie pojawił się również wielki czerwony klin niszczyciela i trzy malutkie TIE, wylatujące z hangaru. - Do maszyn!
Spojrzenie oficera jasno mówiło, że wszelkie dyskusje są bezcelowe. Ta misja to samobójstwo. Najwyraźniej Admirał Harkov nie zamierzał tolerować jego obecności na pokładzie. „Poległy w walce z elementem terrorystycznym” brzmi znacznie wiarygodniej w raporcie, niż „zaginiony w nieznanych okolicznościach”. O nie. Nie da Harkovowi tej satysfakcji. Nie będzie gnił w karcerze za niewykonanie rozkazu. Ginąć też mu się nie uśmiecha. Wykona zadanie. Szkoda, że nie zobaczy twarzy admirała, gdy po minach zostanie tylko garść odłamków.
Zasalutował oficerowi i opuścił sale odpraw.
Członkostwo w Sekretnym Zakonie nakładała na niego pewne dodatkowe obowiązki. Był oczami i uszami Imperatora. Przy każdej nadarzającej się okazji przydzielano mu zadania wywiadowcze. Oczywiście musiał je wykonywać niepostrzeżenie i jakby przypadkiem, by nie zdradzić swej funkcji przed sztabem marynarki. Niekiedy wplątywało to go w konflikty z co bardziej konserwatywnymi oficerami, a czasami i w sam środek korupcyjnych afer na najwyższych szczeblach. W takich sytuacjach musiał się wycofywać. Jego funkcja wymagała pozostania w cieniu. W przypadku zdemaskowania, nie miał nawet co liczyć na przeniesienie do kwatery Biura Bezpieczeństwa. Spalony agent był nieprzydatny, a groźny dla wszystkich stron konfliktu.
W pomieszczeniu było całkiem ciemno. Zaraz po zakwaterowaniu Maarek sprawdził czystość swojego „pokoju transmisyjnego”. W zasadzie był to tylko stary schowek. Ekranowany i wyposażony w najlepsze imperialne urządzenia zagłuszające. Zorganizowano go wiele miesięcy wcześniej, gdy zaczynał swoją służbę na Protektorze i najwyraźniej podczas jego nieobecności nikt tu nie trafił.
Maarek wyciągnął z zasobnika podręczny holoprojektor i podłączył go do terminalu ukrytego pod grubą warstwą kurzu. Rozkazy przesyłano zaszyfrowane i wplecione w rutynowe raporty przez główny nadajnik nadprzestrzenny okrętu. Metody imperialnego kontrwywiadu.
Mimo, że opuścił salę odpraw zaledwie przed kilkoma minutami, wiadomość już na niego czekała. Czasem zastanawiał się, czy aby nie są one wysyłane jeszcze podczas odprawy. Transmisja była jednostronna, lecz mimo to przyklęknął na jedno kolano.
- Jak mogę się przysłużyć Imperatorowi? - przemówił do projektora. On i tak zawsze wiedział, czy okazano mu należny szacunek.
Przed nim zadrżało błękitne popiersie postaci w kapturze. Usta przysłaniał jej gruby szal, a klatkę piersiową zdobiły elementy matowego pancerza. Jedyną odsłoniętą część ciała stanowiły oczy. Głębokie i przenikliwe. Zawsze patrzyły prosto w niego, jakby wiedziały w jakiej perspektywie do projektora się ustawi.
- Wykonuj rozkazy dowództwa, lecz pozostawaj czujny. Ta misja naraża cię na zbędne ryzyko. Wierzymy, że możesz być w niebezpieczeństwie. Jeśli coś się wydarzy, nie wahaj się wezwać wsparcia. Podjęliśmy pewne specjalne przygotowania.
Postać zamigotała mocniej i rozpłynęła się w przestrzeni. Kanciapę znów wypełniła nieprzenikniona ciemność.
A więc wiedział, co tu się dzieje. Wiedział, a mimo to palcem nie ruszył, by ratować swojego agenta. Nie miał się co oszukiwać. Był tylko narzędziem.
Maarek zebrał całą swoją aparaturę, sprawdził skanerem stan korytarza i otworzył zapomniane przez resztę załogi drzwi. Trzeba było się śpieszyć. Te dodatkowe odprawy mogły wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie oficerów, gdyby trwały zbyt długo. Puścił się więc biegiem do turbowindy prowadzącej prosto do hangaru.
Gdy przekroczył wrota hangaru, doznał lekkiego szoku. Ciężko było dostrzec fragment pustej podłogi. Środek pokładu zajmowały dwa promy typu Lambda. Przeznaczone dla nich wnęki po obu stronach hangaru, były pełne przeróżnych kontenerów. Na wielu z nich dostrzegał logo Sienar Fleet Systems. Gdy uniósł głowę, ujrzał ich świeżo wypakowaną zawartość. 24 nowiutkie myśliwce TIE/ad. Maarek znał je do tej pory tylko z symulatorów, ale już zdążył je pokochać. Prędkość rzędu 15 jednostek, potężne uzbrojenie i generator tarcz nie dały się nie lubić. Gdyby jeszcze pozwolili mu do takiego wsiąść... Niestety nie dziś - pomyślał i rozejrzał się szerzej, by zobaczyć prowizoryczne klamry dokujące z kilkunastoma starszymi maszynami. Wiele z nich nosiło ślady lekkich uszkodzeń z poprzednich kampanii.
Maarek nie byłby dobry w swoim fachu, gdyby nie dostrzegł tej nieprawidłowości. Co one tu robiły? Harkov dostał pełen kontyngent najnowszych zabawek prosto ze stoczni. Całe dwie eskadry, czyli tyle, ile mieścił niszczyciel Victory. Dlaczego więc zachował stare maszyny? Powinien je przekazać do jakiegoś prowincjonalnego garnizonu, gdzie dożyłyby końca swych dni. I dlaczego mu na to pozwolono?
- Kapitanie Stele - podszedł do niego technik - pana maszyna czeka w gnieździe trzydziestym .
- Doskonale, dziękuję. Możesz odejść.
- Tak jest, sir. - odpowiedział z salutem, po czym szybko zniknął.
Prowizoryczne lądowiska nie miały nawet windy. Maarek musiał założyć hełm na głowę, by być w stanie wejść po drabince. Wkrótce stanął za swoim Interceptorem. Był w całkiem przyzwoitym stanie. Zarówno on, jak i pozostałe dwie maszyny tego typu w gniazdach obok. Dwóch osiłków z sali odpraw już tu było. Gdy się pojawił, szybko zniknęli we wnętrzach swych myśliwców. Maarek podążył ich śladem. Obsunął się do wnętrza swojego Interceptora, rozpoczął sekwencje rozruchową generatora i przeszedł do uszczelniania skafandra.
Myśliwce z serii TIE nie posiadały pokładowych systemów podtrzymywania życia. To ważne zadanie spoczywało na urządzeniu na klatce piersiowej pilota. Gdy Maarek pierwszy raz przywdział taki skafander, czuł się trochę nieswojo, ale już dawno zdążył się przyzwyczaić do tych drobnych niedogodności. Od kiedy w imperialnych maszynach zaczęto montować katapulty, hermetyczny skafander okazał się nieoceniony. A ci zadufani buntownicy wciąż latają bez masek dla swej wątpliwej wygody. Idioci...
Po zakończeniu całej procedury, Stele zerknął na monit systemów pokładowych, po czym uruchomił komunikator.
- Gamma 1, wszystko zielone, gotów do startu.
Gdy dwójka i trójka również się zameldowały, przemówił kontroler.
- Zrozumiałem eskadro Gamma. Wyłączam osłonę hangaru. Możecie rozpocząć sekwencję startową.
- Przyjąłem. - potwierdził Stele. - Panowie, odpalić repulsory, rozgrzać silniki.
Po przełączeniu kilku kontrolek, za plecami Mareeka rozległo się znane buczenie. Podwójny silnik jonowy budził się do życia.
- Eskadro Gamma, zwalniam klamry dokujące. Jesteście wolni. Powodzenia.
Prowizoryczne lądowiska nie miały również promieni ściągających ułatwiających lądowanie. Maarek i jego dwóch skrzydłowych delikatnie przesunęli maszyny na repulsorach na środek hangaru, po czym skierowali się w stronę połyskującej białym blaskiem osłony magnetycznej. Po przekroczeniu jej, delikatnie skorygowali kurs i w równym szyku zaczęli oddalać się od majestatycznego klina, jakim był VSD Protektor.
- No dobrze, Gamma 1, pokaż nam, jak wielki pilot czyści pole minowe!
Nie słyszał tego głosu od dawna, ale mimo zakłóceń transmisji, nie mógł się pomylić. To był Harkov. Chciał się z niego osobiście ponabijać? Proszę bardzo. Jeszcze zobaczy na co go stać.
- Gammy 2 i 3, to wasza szansa, by uczuć się od eksperta! - kontynuował admirał.
Kilka klików przed dziobem widział swój cel. Cztery modularne kontenery typu D, otoczone sferą osiemnastu min laserowych typu A Arakyda. Każda z nich, oprócz ładunku wybuchowego, wyposażona była w cztery lekkie działka laserowe, strzelające do każdego wrogiego obiektu, który wleciał w linie strzału. Pchanie się w tam w czymś tak delikatnym, jak TIE Interceptor, niezaprzeczalnie było samobójstwem. Samobójstwem dla każdego zwykłego człowieka. Maarek nie był jednak zwykłym człowiekiem.
Zwiększył dopływ tlenu do maski i rozprostował palce w grubych rękawicach. Z każdym kolejnym wdechem, sytuacja się klarowała. Chaotyczna sieć wiązek krwistoczerwonej energii przyjmowała przewidywalne wektory. Wiedział co ma zrobić. Wiedział, że nic mu się nie stanie. Gdy nastał odpowiedni moment, przekręcił przepustnicę do oporu i ruszył w bój.
2.0, 1.8... liczby na głównym monitorze malały drastycznie. Gdy tylko osiągnęły wartość 1.5 pilot przydusił spust. Pojedyncza blasterowa błyskawica wystrzeliła z jednego z działek Interceptora. Po ułamku sekundy osiągnęła cel. Półtora kilometra przed dziobem myśliwca rozkwitła silna eksplozja. Po chwili dołączyły do niej jeszcze dwie. Z osiemnastu zostało już tylko piętnaście. Nie jest źle, jak na początek... Zmniejszył dopływ mocy do jednostki napędowej i wykonał ostry nawrót.
- Kontynuuj, Gamma 1, mamy wątpliwości co do twojej lojalności. - Harkov znów odezwał się w komunikatorze. Maarek milczał. Nie mógł pozwolić wytrącić się z równowagi. Oznaczałoby to dla niego nieuniknioną śmierć.
Przygotował się do kolejnego podejścia. W każdym zamierzał zniszczyć rząd trzech min. Dzięki temu niwelował ryzyko wpadnięcia w ogień krzyżowy. Znów trzy razy musnął spust. Niestety tym razem uświadczył raptem dwóch eksplozji. Zamiast tego ze środka ognistej kuli przed dziobem uraczyła go karmazynowa błyskawica. Świat zwolnił a oczy rozszerzyły się prawie do rozmiarów wizjerów hełmu. Maarek instynktownie przyciągnął wolant do siebie. Czule reagujący na zachowania pilota myśliwiec momentalnie zarwał dziób do góry. Jednak nawet TIE Interceptor nie prześcignie blasterowego bełtu. Po ułamku sekundy, choć dla Stele`a był to dość długi okres czasu, dał się słyszeć nieprzyjemny odgłos rwanego metalu. Na szczęście strzał tylko musnął pancerną płytę osłaniającą dół myśliwca.
Maarek odkręcił kciukiem przepustnicę i cicho klnąc wyszedł poza zasięg min. Harkov nie mógł przepuścić mu takiego błędu.
- Gamma 1, myślisz, że warto by wezwać wsparcie?
Tą uwagę również przemilczał. Zwiększył dopływ mocy do uzbrojenia po czym sprzęgł wszystkie cztery działka razem. Trzeba było przyspieszyć. Kolejne trafienie z pewnością byłoby bardziej bolesne. Min zostało trzynaście. Mimo że nie wierzył w takie głupie przesądy, szybko postanowił zmienić tą liczbę.
Wykonując z góry zaplanowane uniki, zbliżył się ponownie do pola. Kontenery dawały mu znikomą ochronę przed dolną półsferą, dzięki czemu jakoś zdołał przyjąć idealną pozycję do strzału. Pełna salwa zielonych igieł pomknęła przez przestrzeń. Długo nie była poczwórna. Jeden z bełtów zniknął w kontakcie z miną. Plazma przekazała swą energię ładunkowi wybuchowej substancji, która w gwałtownej reakcji zwiększyła swą objętość, rozsadzając minę na miliardy szczątków, rozlatujących się we wszystkich kierunkach. Dwie kolejne wiązki w tym czasie również zdążyły osiągnąć swoje cele, detonując po minie. Ostatnia pomknęła w ciemną przestrzeń, by wiele klików dalej wytracić energię i zmienić się w ledwo wykrywalny obłok zjonizowanego gazu.
Maarek, oślepiony serią ostrych eksplozji, skręcił ostro na bakburtę, oddając kolejną salwę, bez problemu niszczącą miną, która poprzednio przysmażyła mu tyłek.
- To doskonały moment na wezwanie wsparcia! - ponownie rozbrzmiało w komunikatorze. Z hangaru Protektora wyleciał klucz trzech TIE Advanced. Maarek tego nie dostrzegł. Dla niego liczyło się teraz tylko dziewięć min dolnej półsfery. Wyszedł z ciasnej pętli, przestawił działka na ogień pojedynczy i raz jeszcze posłał kilka wysokoenergetycznych błyskawic w przestrzeń. Teraz interesowało go już tylko sześć min. Zagrożenie malało. Sieć wektorów w jego umyśle stawała się coraz mniejsza i prostsza w interpretacji. Głos w komunikatorze nie ustawał.
- Imperator jest bardzo daleko. Tu panuje Harkov! - głos admirała ociekał drwiną.
Kolejny nalot, o kolejne trzy miny mniej. Odczucie zagrożenia jednak nie słabło. Coś miało się wydarzyć...
Ostatnie trzy miny zamieniły się w pył. Ekran skanera znaczyły już tylko cztery zielone punkty, symbolizujące kontenery ...i coraz więcej czerwonych, wylatujących z Protektora.
- Dość tej błazenady! - tym razem głos Harkova kipiał wściekłością. - Stele jest szpiclem Imperatora! Gammy 2 i 3, rozwalić Gammę 1! Teraz!
Serce Maareka na chwilę przystanęło, by zaraz przyspieszyć pobudzone kolejnym zastrzykiem adrenaliny. Minęło dobre kilka sekund, nim mózg przetworzył ten niespodziewany komunikat. Harkov naprawdę chciał go zabić. Skoro nie udało się upozorować wypadku, zrobi to otwarcie. A jak on mógł się mu przeciwstawić? Samotny w myśliwcu przeciw potędze gwiezdnego niszczyciela? Nie myślał o takich drobnostkach. Czarne chmury przyćmiły jasny umysł. Teraz był tylko kłębkiem wściekłości i żądzy mordu w śmiercionośnej maszynie.
Jeden z tych zdrajców, „kadet” oznaczony jako Gamma 3, właśnie przemykał mu przed celownikiem. Nim go dostrzegł, palec sam zacisnął się na spuście. Trafiony TIE nie miał najmniejszych szans. Salwa urwała jeden z płatów, przebiła kabinę i uszkodziła silnik. Szczątki myśliwca wkrótce zniknęły w błękitnej eksplozji.
- Gamma 1, łamiesz zasady naszej gry!
Więc Harkov wciąż chciał się nim bawić? O nie. Nikt nie będzie urządzał sobie cyrku z jego egzekucji.
Nie potrzebował komputera, by odnaleźć pozycję Gammy 2. Ręce same tańczyły po przyrządach a mózg nie stawiał oporu. Maarek był całkowicie pogrążony w transie. Moc nie pozwalała mu zginąć. Nie pozwalała również przeżyć żadnemu z jego wrogów. Mimo identycznych maszyn, nie miał żadnego problemu z utrzymaniem się na ogonie Gammy 2. Przewidywał każdy manewr czy zwód. Nie było ucieczki przed gniewem Ciemnej Strony. Pierwsza salwa była zarazem ostatnią. Gamma 2 podzielił losy swojego skrzydłowego.
Wokół Maareka zrobił się trochę spokojniej. Wściekłość przemijała. Wpływ hormonów również malał. Zaczynało objawiać się zmęczenie. Umysł ponownie doszedł do głosu. Spojrzał na ekran skanera i uświadomił sobie wreszcie beznadziejność swojego położenia. Był sam, w myśliwcu bez hipernapędu, w nieznanym zakątku głębokiej przestrzeni. Kilkanaście klików od niego unosił się niszczyciel, a w połowie tej odległości było już pół eskadry TIE na kursie przechwytującym. Z pewnością dokończyliby to, czemu nie podołała eskadra Gamma.
Wcisnął przycisk sygnału awaryjnego. Tylko po to, by po chwili odebrać komunikat o zablokowaniu transmisji. Jego nadajnik był zbyt słaby, by sygnał dotarł do kogokolwiek. Transmiter Protektora oczywiście go odrzucił. Zatuszowanie tej egzekucji byłoby wystarczająco ciężkie. Harkov nie potrzebował dodatkowych widzów.
Stele mógł już tylko uciekać, licząc na cud. Przesłał całą dostępną moc do silników i skierował się z powrotem w stronę rebelianckiego składu. Dystans między nim a zbliżającymi się Avengerami malał trochę wolniej. Osłona kontenerów mogła dać mu kilka dodatkowych sekund życia...
Ogarniała go coraz większa panika. Cudowny stan, w którym był niepokonany, stał się tylko mglistym wspomnieniem. Liczby na ekranie, oznaczające dystans do pierwszego klucza wrogich TIE, malały nieubłaganie.
Wtem na skanerze pojawiła się kolejna czerwona plamka. Zaraz po tym komputer doniósł o wejściu do układu kolejnego okrętu - fregaty Nebulon B 2. Wyskoczyła daleko z lewej. Po kilku sekundach startowały z niej już pierwsze myśliwce.
No ładnie. Teraz było już dziewięciu na jednego. Wiele to nie zmieniało. Mimo braku droida astromechanicznego, który zasypywałby go tak idiotycznymi danymi, Maarek wiedział, ze jego szanse na przeżycie są bliskie zera.
Od dłuższego czasu milczący komunikator, ponownie obudził się do życia. Tym razem nie przemawiał Harkov. Ten głos był głęboki i spokojny. Maarek znał ten głos. Był to głos jego mistrza.
- Osprey do Gammy 1. Zostałeś wystawiony! Przybyliśmy cię uratować.
Pojawiła się nadzieja. Nie mógł jej zmarnować. Zdławił przepustnicę, zawrócił i natychmiast przeszedł w ciasną beczkę. Siedzące mu na ogonie Avengery, były tak zaskoczone nagłym manewrem, że szybko minęły go oddając kilka haniebnie niecelnych strzałów. Maarek ponownie przyspieszył do maksymalnej prędkości i skierował się w stronę oczekującej fregaty.
Miał chwilę wytchnienia, nim wrogie TIE zawróciły. Wykorzystał ją na rozeznanie się w nowej sytuacji. Daleko przed nim fregata Ospray ustawiał się hangarem w jego stronę. Dystans ten pokonywał już przyjazny klucz TIE Interceptorów z eskadry Theta. W podobnej odległości od niego i od Ospreya Gwiezdny Niszczyciel typu Victory, Protector, przechodził na pozycję do przechwycenia nowo przybyłej fregaty. Z jego hangaru powoli startowały pojedyncze bombowce. Jakieś niedobitki poprzedniego kontyngentu myśliwskiego. A za rufą Stele`a roiło się od Avengerów. Ścigająca go szóstka rozdzieliła się na dwie grupy i przystąpiła do flankowania, by wziąć go w ognień krzyżowy.
Maarek odbił ciasną pętlą w dół. Wrogie TIE ponownie zbiły się w jedną grupę. Wytrąciły go jednak z kursu. Leciał teraz równolegle do Ospreya. Jeśli się nie pospieszy, któryś go dorwie albo Protektor zmusi fregatę do ucieczki.
- Theta 1 do Gammy 1, trzymaj kurs. - ponownie rozbrzmiał komunikator. Prawdę mówiąc, to nie miał wielkiego wyboru. Nawrót w stronę Nebulona wprowadził by go prosto pod lufy Avengerów.
Ścigający go piloci byli zbyt skupieni na swoim celu, by w porę dostrzec na co się zanosi. Osprey, fregata Imperialnego Biura Bezpieczeństwa, był lepiej wyposażony, niż przeciętny okręt floty. Jego pokładowy kontyngent myśliwski był wysoce zmodyfikowany. Biorące udział w walce Interceptory przenosiły po kilka lekkich rakiet udarowych. Teraz postanowiły zrobić z nich użytek. Avengery posiadały co prawda najnowsze systemy ostrzegania, ale nie wszystkie zdołały uniknąć trafienia. Jedna z rakiet rozbłysła potężną eksplozją na tarczy któregoś z wrogich TIE. Nie zdołała co prawda jej przeciążyć, ale atak wprowadził wystarczający zamęt, by Stele mógł powrócić na dawny kurs. Dotychczas ściągające go myśliwce wykonywały najdziwniejsze akrobacje, starając się zgubić pociski.
Od Ospreya dzieliło go już raptem kilka klików pustej przestrzeni. To mogło się udać. Jeszcze tylko kilkadziesiąt sekund...
Znów odezwał się brzęczyk oznaczający pojawienie się kolejnego okrętu. Maarek nie musiał patrzeć na wskazania skanerów. Pustkę kosmosu przesłonił mu wielki szary kształt. Nim minął go, zwalniając z pseudoruchu, rozpoznał kalamariański styl. Nie raz potykał się już z tymi obłymi krążownikami. Ten nie należał do największych, ale i tak zaczynało się tu robić zdecydowanie zbyt tłoczno.
- Rebeliancki krążownik wszedł do układu! - zakomunikowała kontrola z Ospreya. - Jak Harkov zareaguje?
Jeśli rebelianci zaatakowaliby Protectora, okazaliby się wybawieniem. W powstałym zamieszaniu Maarek i reszta lojalistów bez problemu opuściliby układ.
- Harkov wysłał prom na spotkanie z rebelianckim krążownikiem! - donosiła kontrola.
Stele zbliżał się już do Ospreya. Pole osłaniające hangar na burcie fregaty, świeciło zachęcającym blaskiem. Sekundy dzieliły go od bezpiecznego lądowania.
- Gamma 1, masz nowe rozkazy. Przeskanuj prom Lambda. Eskadra Delta będzie cię osłaniać.
Stele nie zawrócił. Raptem lekko skorygował kurs, przelatując pod cienkim śródokręciem fregaty. Ścigające go Avengery, i tak już przetrzebione, weszły w zasięg artylerzystów Ospreya. Nie słyszał co prawda kanonady dział laserowych, ale jej skutki były doskonale widoczne na skanerach. Dwa wrogie TIE dosłownie rozleciały się na kawałki. Kolejny wykonywał wymyślne akrobacje, próbując zgubić pocisk wystrzelony z fregaty. Reszta pierzchała w popłochu w stronę Protectora.
Nie niepokojony przez nikogo, Maarek zawrócił maszynę, minął Ospreya i na pełnym ciągu pomknął w kierunku imperialnego promu. Ten szybko pokonywał dystans między dwoma okrętami. Jakimś cudem Maarekowi udało się do niego zbliżyć, nim wszedł pod osłonę dział rebelianckiego krążownika. Włączył skaner aktywny i minął go w odległości nieco ponad stu metrów. Nie do niego należała interpretacja danych. Niezwłocznie przesłał zdobyte informacje na Ospreya. Nie musiał długo czekać na analizę. Po raptem kilkunastu sekundach usłyszał na otwartym kanale głos łącznościowca.
- Pierwszy oficer Harkova jest w drodze na rebeliancki okręt. On siedzi w samym środku tej bandy spiskowców i zdrajców!
Maarek nie mógł jednak nic na to poradzić. Kondensatory dział laserowych jego Interceptora były wyładowane od dobrych kilku minut, a kilka Avengerów ponownie się nim zainteresowało. Dodatkowo rebelianci chyba wreszcie pojęli zaistniałą sytuację i wysyłali do walki własne myśliwce. Mieszana eskadra wszelakiego złomu formowała szyk wokół kalamariańskiego krążownika.
- Tu Osprey, dwie grupy bombowców kierują się w naszą stronę. Eskadra Theta będzie cie osłaniać przy podejściu do hangaru, ale pospiesz się Gamma 1!
Maarekowi nie trzeba było powtarzać. Nawrócił i obrał kurs prosto na fregatę. Z rozładowanymi działkami, mógł tylko obserwować i liczyć malejący dystans do ściągających go Avengerów. Poniżej swojej maszyny dostrzegł dwa Y-Wingi. Ich eskorta została już związana przez niedobitki grupy Delta. Nie mógł nic zrobić. Patrzył, jak odpalają kolejne salwy torped protonowych w kierunku Ospreya. Kilka klików na prawo to samo robiły pojedyncze bombowce z eskadry Beta. Imperialni artylerzyści dawali z siebie wszystko, ale i tak większość torped przedzierała się przez zaporę. Na tarczy fregaty co chwile rozkwitały błękitne bąble eksplozji.
- Osprey do wszystkich, wynosimy się stąd. Myśliwce, wracać do hangaru! - wykrzykiwał kontroler.
Podążało za nim raptem kilka Interceptorów. Niedobitki grup Theta i Delta. Tylu pilotów poświeciło dziś życie, by ratować jego jednego... Myśliwce Harkova i rebelianci trzymali się poza zasięgiem dział Ospreya. Co jakiś czas odpalali pojedynczą torpedę. Fregata Biura Bezpieczeństwa odpowiadała tym samym, aż do wyczerpania pocisków udarowych. Odwróciła się w tym czasie drugą burtą. Po przekierowaniu całej energii do świeżo wystawionej na ostrzał bakburtowej osłony, mogła ona wytrzymać jeszcze kilka trafień. Tym samym dała osłonę myśliwcom podchodzącym do hangaru na sterburcie.
Osprey na szczęście miał sprawne generatory hangarowych promieni ściągających. Wystarczyły dwa podejścia, by wszystkie myśliwce znalazły się w klamrach dokujących. Gdy ostatni TIE przekroczył magnetyczne pole osłaniające hangar, fregata gwałtownie przyspieszyła i zniknęła w nadprzestrzeni.
Maarek cały się trząsł, gdy technik pomagał mu wysiąść z myśliwca. Zdjął hełm i głęboko odetchnął powietrzem hangaru. Cały był mokry od potu. Posklejane pukle czarnych włosów opadały mu na czoło. Po przejściu kilku kroków, padł bezwładny w objęcia technika.
- Dobrze się spisałeś Adepcie - stał nad nim On. Jak zwykle całą postać szczelnie owijała czarna szata, ściśnięta na klatce piersiowej prostym napierśnikiem.
Rozejrzał się wokół. Leżał na łóżku w sekcji medycznej. Za iluminatorem widać było jakąś zieloną planetę. Musiało minąć wiele godzin od czasu, gdy stracił przytomność. Jego mistrz wciąż mówił.
- Teraz mamy niepodważalne dowody na zbrodnie Admirała Harkova. Sam Lord Vader przybędzie by się z nim osobiście rozprawić. Twoja wiedza, zdobyta podczas służby na jego okręcie, okazałaby się wielce pomocna w ustaleniu, gdzie Harkov mógłby się teraz udać. Harkov wie, że karą za jego zbrodnie będzie śmierć, musi więc planować przejście na stronę rebeliantów. Sojusz jest dla niego jedyną nadzieją na ucieczkę przed sprawiedliwością. Ta zdrada może zadziałać jeszcze na naszą korzyść, jeśli doprowadzi nas do resztek rebelianckiej floty. Za kilka dni przejdziesz pod dowództwo Lorda Vadera, by wspólnie sprawić należyty koniec zdrajcy.
- Nie. Nie, mam dość. Wiedziałeś co Harkov zamierza a i tak wysłałeś mnie na Protektora! Wcale nie zależy wam na moim życiu! Jestem tylko sprawnym narzędziem... - Maarek nieświadomie zaczął krzyczeć. Wylewał z siebie całą skrywaną do Mistrza urazę.
- Jak i my wszyscy. Jesteśmy tylko skromnymi sługami Imperatora - ton głosu zamaskowanego maga wcale się nie zmienił. Wciąż był głęboki i spokojny. Jakby wybuch gniewu ucznia wcale go nie zdziwił. - Pamiętasz Admirała Mordona?
Maarek przytaknął.
- Wiesz dlaczego zginął?
Miał pewne podejrzenia. W zaszyfrowanej wiadomości jaka dotarła do niego w dniu śmierci admirała były pewne wskazówki. Nie odezwał się jednak ani słowem, zadziwiony reakcją Mistrza.
- Odkrył to samo, co i my. Jego prywatne śledztwo przynosiło efekty. Harkov stwierdził, że Mordon staje się niebezpieczny. Kazał go zamordować, tak jak i ciebie. Ty jednak leżysz tu żywy. Moc jest w tobie. Masz potencjał. Możesz zaprowadzić ład i porządek w Galaktyce. Zemścij się. Jeśli nie z własnej woli, zrób to dla swojego zmarłego mentora.
Ale Stele`a opuściły już wszelkie wątpliwości. Z głosu jego mistrza wydobywała się tajemnicza siła, której nie sposób było się oprzeć. Mag położył dłoń na jego ramieniu. Jasne światła bloku medycznego zgasły. Był teraz tylko on i jego świeżo rozbudzony gniew.
- Dobrze przysłuż się Imperatorowi - słowa Mistrza teraz dochodziły z wnętrza jego głowy. Świat zewnętrzny już nie istniał. Był tylko on i mrok z którego czerpał siłę.
Maarek Stele zatracił się w sztucznym śnie, by obudzić się zdeterminowanym i gotowym do służby. Ku chwale Imperium!
O ile przebrnęliście przez całość, albo przewinęli na koniec posta, przyszła pora na komentarz.
Jest to pierwszy fanfic jaki napisałem. Pierwsze opowiadanie pisane nie do szkoły. Pierwsze opowiadanie pisane od dobrych 6 lat. Jest nowelizacją misji 5x1 TIE Fightera. Starałem się trzymać faktów, jak tylko się dało. Pewne niezgodności mogły wyniknąć z nieznajomości rozszerzonej wersji "Stele Chronicles", zawartej w instrukcji do średnio-nowej edycji gry. (zapłacę nawet za skany tej książeczki!) Dialogi w większości są moim mniej lub bardziej udanym tłumaczeniem tekstów z gry. Niekiedy można coś było wyrazić lepiej, ale tu pretensje należą zgłaszać Lawrence`owi Hollandowi, który je wymyślał/zatwierdzał. Oczywiście krytyka jest mile widziana, ale bez względu na nią nie planuje nic więcej pisać. Nie nadaję się do tego. Zabiera mi to strasznie dużo czasu i nie daje oczekiwanej satysfakcji. To opowiadanko powstawało dobre dwa miesiące ( w tym z 10h pisania i czytania tekstów źródłowych co najmniej...) a mam wrażenie, że poziom spada liniowo.