Zwalczania korupcji z chrzczoną herbatką w tle część druga i na szczęście ostatnia. Muszę powiedzieć, że twórcy dokonali niemożliwego, bo nawet wygłupy Jar Jarza mnie tak nie wymęczyły jak walka z łapówkarstwem odmienionym przez wszystkie przypadki. Oglądając poprzedni odcinek myślałem, że nie da się wymyślić nic bardziej dennego niż księżna wyręczająca sanepid jako przykład zmagań z wyniszczającym procesem korupcji. Niestety... Dave miał lepszą wyobraźnię. Grupka kadetów, która włamuje się do magazynu policyjnego w poszukiwaniu jedzenia. No bez jaj, nawet najbardziej zdesperowani studenci znają granicę. Obejście zabezpieczeń okazuje się dziecinnie proste. Wystarczy nastoletnia hakerka z cyfrowymi okularami, cztery kliknięcia i jesteśmy w środku. Zaraz, zaraz... postać młodej specjalistki od komputerów wydaje mi sie dziwnie znajoma, ciekawe czemu? Może dlatego, że okupuje kino familijne od czasów Parku Jurajskiego? Tak, to może być ten powód. A to co dzieciaki zobaczyły w magazynie było równie przerażające co widok chorych w szpitalu z poprzedniego odcinka. Otóż grupka policjantów rozmawiała z trójką dostawców i jedną niezidentyfikowaną personą. Oni na pewno przyjmują łapówkę!Bo co innego mogą robić? Chociażby przyjmować kolejną dostawę? Wróć! Tego nie było. Trzeba teraz z tym iść do władz. I teraz zaczyna się nam klasyczne "dzieciaki kontra przestępcy" znane nam od czasów Kevina samego w domu. Niestety dostarczenie obciążających nagrań okazuje się nie takie proste. Swoją drogą sądy na Mandalorze mnie przerażają skoro wystarczy im nagranie grupki policjantów rozmawiających z przewoźnikami bądź potwierdzenie, że w tych zgliszczach była zatruta herbatka. Przerażające zjawisko, zwłaszcza na pokojowej i demokratycznej planecie. Tylko wystąpiły pewne utrudnienia i przekazanie władzom koronnych dowodów się skomplikowało. Mało brakowało, a nasi mali detektywi zostaliby zapuszkowani za niewinność. A włamanie do obiektu chronionego to pies? E tam, chcieli dobrze. Jakie dobrze? Chcieli okraść policję z ciepłych bułeczek. Byli zdesperowani. Wracając do tematu. Na szczęście pojawiła się Ahsoka, która skopała tyłki stróżom prawa w iście matriksowym stylu. Co do jej roli w tym odcinku to została przysłana przez Zakon. Pod przykrywką nudnych jak exposé premiera wykładów miała się rozejrzeć za <trzask błyskawic> korupcją! Tak właściwie to nie wiem o czym ona mówiła. To było tak wciągające, że równie dobrze mogła mówić o wpływie wojny na ceny półtusz wieprzowych, nawet był tego nie zauważył. Była dla mnie tylko gadającą głową. W ogóle to, że będzie wykładać kafelki gdziekolwiek uznałem za żart. Co ona niby ma do powiedzenia? O tym jaką frajdę może przynieść bratobójcza walka? Nie ważne, nie słuchałem. Zniszczyło mnie to jak doszli do tego kto był tajemniczą personą. Wystarczyło, że Ahsoka wyciągnęła podręczny komputer z pakietem detektywistycznym. Się śmiejecie, ale za dwieście lat to go będziemy trzymać w naszych torbach zamiast proszku do prania. Ale wracając do tematu. Włączamy opcję identyfikacji i zza kaptura wyłania się ryjek winnego. Dobrze, że wywiad Republiki nie znał tej opcji, bo Palpatine wpadłby jeszcze przed wybuchem Wojny Klonów. Jeśli dodać do tych możliwości komputerów detektywistycznych błyskawiczne badanie DNA, jeszcze szybsze sprawdzanie składu herbat i połączenie z galaktyczną bazą danych o przestępcach to tak właściwie policja nie jest już nam potrzebna. Zastanawiam się czym jeszcze nas ten gadżet zaskoczy? A może Ahsoka wejdzie do Senatu i włączy tryb wyszukiwania Sithów? W tym serialu wszystko jest możliwe. Co do tożsamości winnego jak zwykle była oczywista. Od początku dziwnie się zachowywał, co więcej nawet nasz Anakin jakoś krzywo na niego patrzał. Chłodne powitanie i już byłem pewiem, że to on. Co ciekawe ta cała korupcja miała służyć dobru Mandalory. Zostali zatruci dla własnego dobra? Ciekawe... Co do korupcji to tylko o niej gadali. Korupcja to, korupcja tamto. Żadnych konkretów. Nikt nikomu nie wręczył łapówki, nikt nikogo nie skorumpował. Po prostu jest i tyle.
Ocena: 2/10