Chyba najnudniejszy odcinek w całej historii serialu. Było już kilka nieciekawych, durnych czy też sztampowych, ale one były jeszcze do przełknięcia. Zawsze była jakaś, minimalna, ale zawsze, akcja. Tutaj niestety kompletnie nic. Z ekranu wiało od samego początku aż do samego końca nudą. Nie działo się kompletnie nic. Dobrze, że to trwało tylko dwadzieścia minut, bo dłużej bym nie wytrzymał. Zaczątek fabuły był wręcz żałosny. Jacyś wężopodobni kosmici przemycili na Mandalorę chemikalia pozwalające na zdwojoną produkcję... herbaty. Parsknąłem śmiechem jak to usłyszałem. Traf chciał, że akurat z wizytą dyplomatyczną czytaj "nie wiadomo po co" przybyła Padme. Pogadała sobie o neutralności, pokoju i demokracji z Satiną i tak właściwie mogłaby wracać, ale nie. Wybrały się z księżną na mały rekonesans. Odwiedziły szpital i to co tam ujrzały zszokowało je. Tam byli chorzy! Ale jak to możliwe!? To samo pytanie zadały sobie bohaterki tego odcinka. Wszystkimi pacjentami były uczniowie tej samej szkoły skarżący się na bóle brzucha i gorączkę. Nie trzeba być doktorem House`m by zdiagnozować zatrucie pokarmowe. Czy na tym zakończy się odcinek? Nie. Przecież trzeba to sprawdzić. Nieświeży filet? Nic z tych rzeczy, to pewnie zamach Watahy Śmierci. Tak więc Satine i Padme wszczęły śledztwo. Jakieś to żałosne. Jakby nie mieli sanepidu czy innego ustrojstwa tego typu, tylko władczyni musi wraz z ambasadorką badać czym się dzieciaki struły. W ogóle ustrój na Mandalorze dziwnie wygląda. Niby to Kryze jest księżną, ale jakoś tego nie widać. Dwukrotnie wylądowała u premiera na dywaniku, ministrowie podważają jej decyzje, a strażnicy nie chcą jej słuchać. Wracając do śledztwa to jak zwykle odbyło się w ekspresowym tempie. Dwie minuty rozmowy z dyrektorem, minuta w laboratorium i już wiadomo co spowodowało rozstrój żołądkowy u dzieciaków. Następnie trzeba było porozmawiać z woźnym, który oczywiście musi zacząć wiać. Co z tego, że nikt go nie podejrzewał? Musi wiać, bo harmonogram odcinka jest napięty i jak mieliby go przesłuchiwać to trzeba by zrezygnować z kolacji u Satiny, która nie wniosła nic oprócz nowego stroju Padme. Już wszystko wiemy no to nalot na magazyn. Tutaj rzeczywiście jeden gwardzista pokazał, że umie machać piką. Inny z kolei udowodnił, że ma ponadprzeciętną krzepę. Dwóch Gotali trzeba było do uniesienia jednej beczki, a ten sobie na lajcie przesunął cały kontener. Skoro już o Gotalach mowa to chyba twórcy TCW nigdy nie nauczą się cwaniactwa produkcyjnego. Zamiast stworzyć kilka modeli przedstawicieli ras, w których każdy osobnik wygląda tak samo np. Chadra-Fanie, Gandowie, Ishi Tibowie, Sullustanie, Yarkora czy Ongree i wplatać je w odcinki to oni wolą wziąć jedną rasę i zrobić całą wariację na jej temat. Tam było tutaj z Gotalami, a w poprzednim odcinku z Weequayami i Twi`lekami. Świetnie, mają te modele, ale są też inne, które można było użyć. Potem dziwnie to wygląda jak w pałacu Jabby są sami Twi`lecy, a kantyna na Tatooine jest okupowana przez Weequayskich klonów. Tutaj z Gotalami nawet się nie wysilili, by dać im inną teksturę. Wszyscy byli identyczni. Wracając do odcinka. Padme postrzelała trochę i to już wszystko. No prawie. Satine kazała spalić magazyn. Twórcy chyba chcą ją stylizować na wariatkę i wychodzi im to nawet. Pal sześć dowody, ma być tak jak każę, bo strzelę focha. Może pomyśleli, że trzeba jakoś wytłumaczyć tymczasowość jej rządów wspomnianą bodajże w TEA, ale nie jestem pewiem czy twórcy TCW są aż tak sprytni. Po prostu przypadkowa zbieżność. No i na koniec nawiązanie do fabuły kolejnego odcinka i to nareszcie wszystko.
Ocena: 2-/10