Uwaga! W poniższej notce mogą znajdować się spoilery dotyczące serialu "The Clone Wars", gry "The Force Unleahsed", oraz komiksu: "Wskrzeszony".
„Czy Darth Maul i Asajj Ventress to kuzyni tej samej rasy?” - spyta ktoś za kilka tygodni. „Absurd! Bzdura! Skandal! Skandaral!” – odpowie większość fanów, przyzwyczajonych do pomysłu wojowniczej rasy Rattakan, oraz rzecz jasna Zabraków. Z kolei ja chyba raczej nie będę się specjalnie oburzał takimi nowinami, choć taka - w tej chwili jedynie domniemana - zmiana jest rewolucyjna, jednak nie zniechęca mnie ani trochę od Star Wars. O co naprawdę chodzi i dlaczego tak się dzieję napiszę pod koniec notki, a teraz dodać mogę tylko, że choć dane te podane są ponoć przez samego George’a Lucasa, ale to nie jego nazwisko sprawia, że z podanymi nowymi faktami mogę się zgodzić. Wbrew pozorom, wcale nie uważam, że wszystko czego Lucas (Darth Grom ma chyba rację, to ciągłe „$” dodawane do jego nazwiska to zwykła zazdrość) się dotknie i co zrobi jest wybitne, i należy je łykać bez zastanowienia, niczym młody pelikan. Ale spodoba mi się raczej ta wizja, ponieważ tak sobie potrafię dostosować kanon. Do własnych interesów, do własnej przyjemności. Bo to moje Gwiezdne Wojny (jak pisywać lubi droid Lorienjo). Ponieważ dla mnie kanon SW to moja osobista sprawa, moja własna wersja historii Gwiezdnych Wojen. Sam sobie wybieram co jest istotne, a co nie, i przede wszystkim w jaki sposób to się zdarzyło. Oficjalny kanon nie interesuje mnie przede wszystkim dlatego, że jest zbyt wielki, żeby dobrze na niego patrzeć, za dużo powstało rzeczy, żeby można wszystko przyjmować jednoznacznie, jak by to chcieli wookieepedyści. Z resztą mam wrażenie, że to właśnie po powstaniu Wookieepedii pojawili się w fandomie fani fanatycznie przywiązani do jednolitego wyglądu EU i idealnie spisanej historii postaci SW. Wcześniej nie było fizycznej możliwości, żeby ktoś spisał całą historię galaktyki w jednym miejscu. Star Wars były jak legendy, ciągle przeinaczane i z różnymi dziwnymi nieznanymi źródłami, nigdy nie przypominały encyklopedii. Gwiezdne Wojny to nie jest encyklopedia. Oczywiście był Bob Vitas z CUSWE, i byli fani znajdujący nieścisłości w kanonie, ale nie było ich tak wielu jak teraz. Ale wracając do mojej wizji kanonu. Ja ignoruję ten kanon oficjalny w tym sensie, że dopóki nie będą wprowadzać tam rażących zaprzeczeń do poprzednich historii, rażących zmian w uniwersum i podróży w czasie, to mogę ignorować różne małe głupotki, jak sklonowany Imperator, idiotyczna intryga w "The Force Unleashed", wedle której to Imperator stał jednocześnie za Rebelią, Imperium i wszystkim innym, albo żenujące prowadzenie postaci Luke`a Skywalkera w późniejszych książkach. Ale przede wszystkim nie interesuje mnie czy w SW coś jest kanoniczne, czy nie, tylko czy jest ciekawe, czy nie. To tak jak z kontrowersyjnym "odrodzeniem się" Eetha Kotha w "The Clone Wars". Wcale mi nie przeszkadza, że wrócił; jego nieobecność w AOTC spowodowana jest przecież brakiem odpowiedniego aktora, który grał go wcześniej w TPM, a jego "kanoniczna" śmierć pojawia się tylko w jednym, w dodatku dość nietypowym źródle, w albumie "Inside the Worlds of Star Wars: Attack of the Clones". Ja dla mnie anulowanie tej krótkiej encyklopedycznej wzmianki i pokazanie tej postaci w zupełnie innym świetle, po raz pierwszy nieco bliżej i z mówionymi kwestiami, nie jest pomysłem niszczącym SW, a w znakomity sposób je rozwijającym. Albo tak, jak z komiksem "Wskrzeszony" z zeszłorocznego Star Wars Komiks, który tak naprawdę jest tylko geekowską zabawą, odpowiedzią na strasznie fanowskie pytanie, o to jak rozstrzygnąłby się pojedynek między Darthem Vaderem i Darthem Maulem. Dla mnie nie ma absolutnie żadnej różnicy czy fabułka ta jest, czy nie jest kanoniczna, szczególnie kiedy nie ma wielkiego wpływu na historię galaktyki, w dodatku zupełnie nie zmienia pokazywanych postaci. Ot dobra starwarsowa zabawa.
Tu dochodzi z resztą fantastyczna kwestia interpretowania źródeł, wedle której wszystkie wydarzenia przedstawiane w EU wydarzyły się...ale niekoniecznie w taki sposób jak to nam pokazano. Z resztą imperialiści z HoloNetu już dawno temu zapewniali mnie, że filmy sagi to nie szczery przekaz, a jedynie rebeliancka propaganda. Dokładnie tak samo można traktować "The Clone Wars" i pogodzić ich wizję Wojen Klonów z wizją komandosów Traviss. Bitwy o Ruusan przedstawiane różnie w różnych źródłach są innym doskonałym tego przykładem.
Co nie znaczy, że w ogóle nie zależy mi na kanonie. Nie chciałbym jego totalnego zniszczenia, czy nie daj Mocy restartu – to byłaby katastrofa. Ale ciężko mi zrozumieć fanatyczne traktowanie kanonu, który przecież musi się zmieniać pod wpływem nowych źródeł i wszechpanowania Lucasa. Z kanonem jest jak z językiem: jeżeli przestanie się zmieniać, to znaczy, że jest martwy. Co więcej fani powinni cieszyć się na zmiany w kanonie, a ci fani encyklopedyczni powinni cieszyć się najbardziej – dzięki temu mają co robić, mogą uzupełniać braki w historiach postaci, odkrywać kolejne nowe rozdziały w kronice galaktyki. Rolą George’a Lucasa jest zabawa w uniwersum, rolą reszty autorów jest wymyślanie dobrych fabuł i postaci w uniwersum, a rolą fana jest godzenie ze sobą wszystkich tych elementów, dopowiadanie sobie, wspólne ustalanie jednej wizji, snucie domysłów i marzeń na temat odległej galaktyki.
Wracając do sprawy powinowactwa Dartha Maula i Asajj Ventress. Wszystko sprowadza się do podkastowej audycji Forcecast i ich analizy wypowiedzi Lucasa na Celebration V, kiedy wspominał, że Asajj jest powiązana rodzinnie z mieszkankami Dathomiry, z której pochodzi też Darth Maul i jego żółtawy braciszek Savage (tak swoją drogą - naprawę podoba mi się pomysł na tą postać, ale to idiotyczne imię wciąż mnie drażni). Rzecz w tym, że panowie z forskastu dopowiedzieli sobie, że skoro Asajj i Maul pochodzą z tej samej planety, to muszą być tej samej rasy, a więc albo nie istnieją Zabraki i Rattakanie, albo w wersji męskiej wyglądają tak jak Maul, w wersji żeńskiej tak jak Ventress. Z początku pomyślałem sobie, że to strasznie głupie domniemanie, że nawet w TCW pokazali już Zabraczkę i nie ma sensu się denerwować...a potem przypomniałem sobie, co wiemy o Asajj Ventress i stwierdzam, że jeden komiks z jej originem nie musi wcale mówić całej prawdy o jej początkach. Bo przecież może być Ventress dziwaczną wiedźmą z Dathomiry, przecież zdarzały się tam kobiety różnych ras; może mieć przeszłość z wiedźmami i jednocześnie żyć na Rattace...a być może Ventress to zabracka mutantka, ze sztucznie jasną skórą i zniekształconymi rogami. Cokolwiek to nie będzie, myślę, że nadszedł czas, żeby Ventress stała się kimś więcej niż szaloną łysą zabójczynią, jeżeli jej historię dopowiada Lucas, niech i tak będzie. Cokolwiek to będzie to rozwinie tą postać, da więcej informacji na jej temat, pozwoli też nieco inaczej na nią spojrzeć.
No i da nam więcej tematów do dyskusji.