Bo zauważyłem, że niestety większość basistów to typ upodlonych kolesi stojących na trzecim planie robiących za tło.
Znamy też basistów, którzy wytwarzają sobie taki image, że grać właściwie nie muszą, ważne, że są członkami Konkretnego_Zespołu i mogą mieć swój sygnowany przez firmę XYZ-Instruments.
Znam też osobiście kolesi z przerostem ambicji, którzy muszą koniecznie zagrywać wysoce skomplikowane partie z tercjami, oktawami, walking bassem, z dodatkami slapu i tappingu na swoich ośmiostrunowych basach, nie dlatego, że takie umiejętności są im potrzebne, tylko dlatego, że muszą coś komuś udowadniać.
A basiści po prostu wielcy to tacy, którzy mimo bycia właściwie tłem, mają w sobie to coś albo i faktycznie potrafią wymiatać, ale tak, by stać się symbolem swego zespołu.
Ja osobiście nigdy nie ukrywałem, że na basie gram, bo zainspirował mnie Dee Dee Ramone, bynajmniej nie wirtuoz, ale robiący swoją robotę porządnie, postać uwielbiana przez fanów i niesamowicie barwna.
A, jeszcze jedno, co do niezauważania basistów, stara prawda: po wywaleniu partii basowych dopiero zauważa się, jak wiele muzyka im zawdzięcza.