W tytule tej wypowiedzi pozwoliłem sobie umieścić cytat z Ignacego Krasickiego, który wręcz idealnie tutaj pasuje. Drugi sezon zaczął się w miarę dobrze, ale jego zakończenie jest poniżej wszelkiej krytyki. Żal to jedyne znane mi cenzuralne słowo, którym mogę opisać ostatni odcinek tej serii. Nie wiem czemu każdy odcinek wychodzi im tak, że wyrządza możliwie największe szkody w kanonie i psychice fanów. Mają całą galerię postaci, a oni zawsze wybierają tych, których pojawienie się w serialu jest sprzeczne z innymi źródłami. Jest tylu mistrzów Jedi, a oni biorą akurat tego, który już nie żyje. Jednak nie tylko o to mam żal do twórców. Skoro sięgają już po znane postacie to niech nie robią z nich ofiary losu. Chcą zrobić wrażenie na fanach, ale tylko powodują, że krew się w nich gotuje. Czy oni naprawdę myślą, że widzowie chcą patrzeć jak niszczy się idoli ich dzieciństwa? Uparli się na trylogię z Bobą to niech nie robią z niego ostatniego frajera. Tak wygląda największy łowca nagród w Galaktyce? Wystraszony chłopczyk, którego nikt nie kocha? A Bosska po co tam wstawiali? Przecież on był tam zbędny. Robił tylko za chłopca na posyłki. Zasłużony najemnik został parobkiem u Aurry. To tyle moich smutnych przemyśleń słowem wstępu, teraz skupię się na samym odcinku.
Zaczyna się on sceną na Slave I. Młody Fett poszedł do zakładników wykrzyczeć im swoją złość. Następnie wkracza Aurra, która każe Bobie zabić zakładników. W tym momencie nasz ulubieniec kompletnie sie rozkleja. I to ma byc Mando on powinien warkoczyki lalkom wiązać, a nie bawić się w zemstę. Panna Sing potem leje wesoło admirała. Oczywiście zgodnie z zasadą decorum dzieje się to poza kadrem. To jest właśnie ten mrok, który nam obiecali. Zabawa w brutalność, nic innego przecież nie mogą dać w bajce dla dzieci. Kolejne ujęcie i jesteśmy w apartamentach Jedi, gdzie Mace z Anakinem budzą się po pidżama party. Swoją drogą najpierw przyjaźń, potem małe randez vous. Czyżby kolejne podteksty homoseksualne w Gwiezdnych Wojnach? Windu dużo stracił przez ten serial, stał się miękki jak papier rumiankowy Regina. Rycerzyk chce zapolować na Bobę, a ten każe mu odpuścić. No bez jaj. Niestety pojawia się hologram z Aurrą, która żądzą, by Mace się z nimi spotkał. Jules stwierdza, że kończy z tą branżą i dlatego w zastępstwie musi lecieć Plo Koon z Ahsoką. Ich plan był doprawdy zabawny, udali się do pierwszej lepszej kantyny na nizinach Coruscant. Tam są miliony barów, a oni i tak trafili do tego właściwego, za pierwszym razem. Swoją drogą po kiego grzyba była tam kontrola celna? Przecież i tak zbierają się tam najgorsze szumowiny z całej Galaktyki? Kiedy wy będziecie szukać odpowiedzi na to pytanie, ja udam się sprawdzić co słychać u ekipy remontowo-budowlanej łowców nagród. Castas wymiękł, dlatego Aurra stwierdziła, że alokują się na Florrum, bo miała nadzieję, że Hondo zajmie jego miejsce w paczce. Na powierzchni planety Panna Sing wita starego przyjaciela sowitym pocałunkiem. Potem udają się do baru, gdzie spożywają napoje wyskokowe. Boba też chciał, ale Aurra mu nie pozwoliła. Tak na marginesie, w ogóle mi się nie podoba to, że niańczy ona młodego Fetta. W kantynie Castas rozmawia przez hologram z jakimś Nautolaninem. Chyba trzeba być ostatnią ofermą, by obgadywać Aurrę przebywającą w tym samym pokoju. Nie dość, że widziała ich to jeszcze słyszała o czym rozmawiają. Biedny Castas zarobił za to błyskawicą blasterową w łeb. I dobrze, bo tylko mnie wkurzał. Aurrę najwyraźniej też. Jeśli już o niej mowa, to wy też zauważyliście, że w TCW robi za kompletną wariatkę. Wrócmy na Coruscant. Ahsoka ze zdziwieniem patrzy na zabawę ludzi z promilami. Dawno nie było elementów dydaktycznych w tym serialu. "Dzieci nie próbujcie tego w domu". Plo wdaje się w dyskusje z barmanem, a Ahsoka pomedytowała i doznała wizji. Usłyszała wszystkie rozmowy prowadzone aktualnie w kantynie i wychwyciła tę właściwą.Mówię wam, jeszcze okaże się, że to ona jest Wybrańcem, a nie Anakin. Następnie wdali się w małą sprzeczkę z klientelą baru i prawie zostaliby przerobieni na durszlag, gdyby nie pomysłowość młodej Togrutanki. Rzuciła pękiem monet w ich kierunku. Szelmy rzuciły się na błyszczące krążki całkowicie zapominając o zatarczkach z Jedi. Bądźmy poważni, nawet Niemcy na filmach wojennych nie są tacy głupi. A tak na marginesie, przecież wtedy nikt nie używał monet. Teraz nasi Jedi udają się na Florrum, co w końcu łączy obydwa wątki. Tam Hondo z dobrej woli wyśpiewał wszystko mistrzowi Plo. Kel Dor spróbował negocjować z panną Sing. Niestety nie wyszło mu to i był na muszce Boby. Jedyne co uratowało go przez zjednoczeniem się z Mocą była klinga miecza świetlnego Ahsoki na gardle Aurry. Patowa sytuacja, co robić? Koon zaczął patetyczną gadką rozmiękczać i tak już miękkiego Bobę. I pewnie wypłakałby mu się w ramie, gdyby panna Sing nie wzięła sprawy w swoje ręce i zwiała. Biedny Fett krzyczał żałośnie, by go nie zostawiała samego. Przepraszam, ale czy ten zniewieściały płaczek naprawdę w przyszłości zostanie Mandalorem? Ahsoka ruszyła w pościg za Aurrą. Niestety musiała zawrócić, bo w tym czasie Boba wyśpiewał wszystko i musiała lecieć po zakładników. Zatrzymajmy się tutaj na moment. Czemu Aurra ani razu nie siegnęła po miecz? Czyżby twócy nie wiedzieli, że była Jedi? Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Niby używała zwykłego komunikatora, a zerwanie antenki z głowy spowodowało zerwanie sygnału, jak to? Teraz wróćmy do głównego wątku. Biedny Trandoshanin został totalnie zaskoczony przez padawankę Rycerzyka. Nie zdąrzył nic powiedzieć, a już leżał na ziemi z karabinem wycelowanym w głowę. Potem nie wiadomo po co efektownie wkroczyła Aurra, która chciała zwiać na pokład Slave I. Niestety w pogoń po raz kolejny rzuciła się Ahsoka. Wskoczyła na statek i próbowała jakoś ją zatrzymać. Panna Sing nie wykazała się pomyślunkiem i zamiast wykonać jakiś manewr, który zrzuciłby Ahsokę próbowała ją zestrzelić. Ciekawe czy zastanowiła się jak potem skoczy w nadprzestrzeń? Nasza ukochana Togrutanka uszkodziła poważnie statek, a na koniec ucięła mu skrzydło. Następnie zeskoczyła z niego, nie czyniąc sobie żadnej krzywdy. Slave I z początku był dziwnie stabilny, jakby czekał aż Ahsoka będzie bezpieczna. Potem ściągnęło go na kilkaset metrów w bok i zniknął w kuli ognia. Swoją drogą to, że nie runął na ziemię jak każdy normalny statek, tylko poleciał daleko, daleko to chyba opatrzność była. W ostatniej scenie w końcu Boba spotyka znienawidzonego Julesa. Nie wyglądał na osobę, która chciała się zemścić za śmierć ojca. Wyglądał bardziej na wkurzonego dzieciaka, któremu ktoś zabrał żetony z pokemonami. Jeszcze nakrzyczał na niego, że to on zaczął. Przepraszam bardzo, to jest poważny konflikt czy przepychanki w piaskownicy? Mace wspaniałomyślnie kazał wypuścić go wolno, jak to miał przecież w zwyczaju. To już nie ten sam Windu co kiedyś. Nikt nie jest taki jak dawniej. Wszystko pokręcili, każdą postać wypaczyli a, kanon rozerwali na drobne strzępy. Może i była dobra akcja, jednak nie była ona w stanie uratować tego odcinka. Rewelacje w nim przebiłały nawet perypetie z mieczem świetlnym w tle. Niby miała być trylogia z Bobą w roli głównej, ale jakoś stanowił on tło dla poczynać Artoo i Ahsoki. Miałem nadzieję, że pokaże pazur, a on tylko płakał po kątach.
To by było na tyle. Jestem zdruzgotany, finał TCW i fabuła TFU II to dla mnie za dużo. A zaczynało być tak dobrze, doszło kilku dobrych pisarzy, wydano parę dobrych książek, wyglądało na to, że Gwiezdne Wojny idą w dobrym kierunku. Niestety, oni musieli to zniszczyć. TFU II po raz kolejny wepchnie na chama kiczowatą fabułę, a TCW w niszczeniu kanonu przeszedł sam siebie. Po emisji tego odcinka nic nie będzie takie jak dawniej. Niesmak pozostanie na długo. Na całe szczęście będzie teraz przerwa między sezonami. Będę mógł od tego odpocząć, ale szczerze nie wiem czy wrócę do tego serialu. Nie mam po prostu na to ochoty. Po co mam się tak denerwować.
Na zakończenie mała prośba dla zwolenników TCW. Nie wmawiajcie sobie, że jest dobrze, jak przecież tak nie jest. Czy wy naprawdę nie widzicie co oni robią z Gwiezdnymi Wojnami? Z Boby zrobili zniewieściałego frajera, z Windu dobrotliwego ekologa, Bossk skończył jako parobek. Mandalorianie biegają z czarnymi mieczami świetlnymi, a Grievous obrywa po gębie od klonów. Zabili Aurrę i zniczyli Slave I, chociaż obydwaj pojawiali się jeszcze nie raz w innych źródłach. Nie tłumaczcie TCW licencią poeticą, bo to tylko waszę domysły. A nawet jeśli, to nawet licencia poetica ma swoje granice. Czy to Talesy czy bajka dla dzieci, łowca nagród zawsze był łowcą nagród, a Jedi pozostał Jedi. Niestety może być dużo gorzej, bo Lucas przygotował Kanon T dla produkcji filmowych i najprawdopodobniej tak oznaczony zostanie ten serial.
Plusy:
Może i były jakieś, ale fabuła tegoż odcinka przyćmiła mi wszystkie i widzę same wady.
Minusy:
- Zrobili z Boby frajera
- Z Aurry wariatkę i niańkę
- Z Bosska ciecia
- Z Windu miłego lekkoducha
- Ahsoka wepchnęła się na pierwszy plan mimo, że była to trylogia Boby
- Co gorsza znowu kozaczyła
- Aurra powinna teraz siedzieć we więzieniu
- A teraz nie żyje
- Zamiast niej do więzienia trafił Bossk w stylu ofiary losu
- Zniszczyli Slave I
- Gdzie do ciężkiej cholery ten bunt łowców nagród?
Ocena: -10/10