Co powstanie po połączeniu Godzilli z ekologiczną papką? Niestety, fabuła następnego odcinka Wojen Klonów. Nie mogę powiedzieć, że twórcą skończyły się pomysły, bo tak naprawdę to nigdy ich nie mieli. Już w pilocie kinowym mieliśmy do czynienia z nonsensowną historią. Jednak ostatnimi czasy poziom fabuły drastycznie spadł. Odcinki są okrutnie nudne, a scenarzyści ratują się nawiązaniami do klasyki. Szkoda tylko, że nawet to niezbyt im wychodzi.
Ten odcinek zaczął się nawet nieźle. Ogromna armia droidów i kilka nowych modeli prognozowało nam epicką bitwę. Jednak została ona szybko zakończona, bo nie była tematem odcinku, a szkoda. Nie rozumiem jednej rzeczy. Po co oni zrobili te wszystkie nowe modele? Naprawdę były one potrzebne do jeden epizodycznej sceny?
Bitwa skończyła się szybko za sprawą tajnej broni Republiki. Bałem się, że twórcy wymyślą jakieś nieprawdopodobne urządzenie, na szczęście skończyło się tylko na obawach. Dostaliśmy bombę jonową, którą możemy spotkać także w naszym świecie. Dziwne, że nie wykorzystywano tą technologię na szeroką skalę. Kilka takich bombardowań i można by zakończyć wojnę znacznie szybciej. Gdyby Republika dysponowała tymi bombami podczas bitwy o Geonosis to pokonaliby Separatystów bez żadnych ofiar.
To tyle dywagacji historycznych. Wróćmy do fabuły odcinka. Jedna rzecz w nim szczególnie mnie poruszyła. Jak można być tak głupim, że zrzuca się bomby pozostając w ich zasięgu? Nie wiem jak to możliwe, ale tak było i kilka myśliwców spadło. Fala objęła swoim zasięgiem także pobliskie elektrownie, które stały się warownią Republiki. Co ciekawe elektropałki Dugów nadal działały, swoją drogą wreszcie ktoś dali nowy model. Proteza Anakina niby zaiskrzyła, ale po chwili znowu była w pełni sprawna. Zgodnie z teorią filmowej rzeczywistości każdemu wybuchowi towarzyszy grzyb atomowy. Przecież nie może być efektownej eksplozji bez tej cudownej chmurki.
Jednak ten grzyb sporo nas kosztował. Bowiem obruszył on ziemię i zrobił on w niej ogromny lej. Co gorsza eksplozja obudziła drzemiącą od wieków bestię. Oczywiście nasi Jedi musieli się z nią skonfrontować. Gdyby nie pomoc rycerzyka to Windu nie dożyłby Epizodu III. Sam Ani też nie miał lekko. Najpierw musiał bez celu zrobić kilka rundek wokół niej i następnie zaliczył kraksę. Mimo, że jego statek wbił się w litą skałę to nic mu ani R2-D2 się nie stało. Myśliwiec też miał się wyjątkowo dobrze. Gdyby się ktoś uparł i wygrzebał go to nadałby się do dalszej służby w marynarce Republiki.
Dalsza walka z Zillem okazała się bezskuteczna, bo jego łuski były odporne na ciosy mieczem świetlnym. Zaraz, zaraz. Przecież kilka odcinków temu Lucas ustalił, że nie ma takiego materiału. Jakby nie było Skyguy musiał ewakuować się na plecach Artoo. Na szczęście Dugowie mieli kilka sprawdzonych sposobów na walkę z przerośniętymi tasiemcami. Chcieli zalać go paliwem rakietowym, które jak każda radioaktywna rzecz świeciło się na zielono. Dziwne, że Zillo od niego nie zmutował. Swoją drogą czy Galaktyka nie zrezygnowała z konwencjonalnych metod pozyskiwania energii kilkaset tysięcy lat temu? Czy to ważne? Jeśli mamy nawiązać do postępowania amerykańskiego wojska na Bliskim Wschodzie to musi być paliwo.
Zalewanie robaka niezbyt spodobało się Mace`owi, którego twórcy przerobili z nieugiętego wojownika w bojującego ekologa. Kto jak kto, ale akurat Windu potrafił poświęcić życie jednostki dla dobra ogółu. Chyba George nie obejrzał Zemsty Sithów. Kolejna postać, którą Lucas pozbawił osobowości. Najpierw zrobił z Generała Grieviousa, a teraz przerobił Mace`a na ekoterrorystę. Kto wie może w następnym sezonie obaj przywiążą się do drzew na Kashyyku powstrzymując dowództwo obu armii przed bitwą, która zagraża temu bezcennemu ekosystemowi. Na dodatek jego stosunek do Skywalkera mocno się zmienił. Przestał traktować go jak piąte koło u wozu i zaczął normalnie z nim współpracować, a wręcz przyjaźnić. Czy można jeszcze bardziej zniszczyć tę postać? Kiedy mam wrażenie, że nie wtedy twórcy zawsze wpadają na jakiś genialny pomysł i udowadniają mi, że się jednak myliłem.
Na szczęście Zillo nie dał się i wyległ ze swojego leju. Na powierzchni czekał już na niego Ani ze swoim genialnym planem. Chciał trafić go promieniem jonowy w złącze między łuskami co miało porazić bestię. Oczywiście udało się. Republika zjadła ciasto i miała ciasto, czyli innymi słowy dostała kontrakt i bestię. Kanclerz wpadł na genialny pomysł zbadania Zillo na Coruscant, gdzie będzie straszył w kolejnym odcinku nawiązującym do King Konga. Pewnie, badajmy aligatory w Nowym Jorku. Uch, to wszystko.
Plusy:
+ Kilka nowych modeli
+ Dugowie
+ Brak Ahsoki
+ Brak Ihtorian
+ Mace Windu
Minusy:
- Szkoda, że zrobili z niego miłośnika zwierząt
- Zillo wyglądał jak zmaltretowany tasiemiec
- Ekoterrorystyczna fabuła
- Fail z tym bombardowaniem
Ocena: 5/10