TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Opowiadania

Bunt Mandalorian

Jango Skirata 2010-02-24 18:51:00

Jango Skirata

avek

Rejestracja: 2009-03-27

Ostatnia wizyta: 2013-08-21

Skąd:

-Przyszła i na mnie kolej, zacząłem coś skrobać. Nie wiem czy mi wyszło, swoimi bluzgami mam nadzieję, że mi to wyjaśnicie. Enjoy.
PS: W pierwszym rozdziale o Mandalorianach jest mało, ale ten pierwszy jest jakby wprowadzeniem. Jak uznam, że bluzgi są za mało soczyste skrobnę drugi.
PS2: Jakby co to jest sÓrówka i tej wersji będę się trzymał.


Prolog
Cztery olbrzymie, durastalowe łaziki wdrapały się na wzgórze. Cztery wielkie maszyny, służące do burzenia i niszczenia. Bo czymże innym niż niszczeniem jest koniec droida, kupy złomu, poskładanej i pobudzonej do życia przez sztuczną inteligencję? Droid co prawda jest kupą części, nie żyjącą nawet prawdziwym życiem, lecz potrafiącym bez najmniejszego zawahania i skrupułów je odebrać. W tej wojnie każda z frakcji miała swoje wady i zalety. Wzajemnie się nimi uzupełniały. Lecz obydwie frakcje posiadały olbrzymią liczbę żołnierzy, taką, jaka nigdy nie stanęła i nie miała stanąć w Galaktyce. Te frakcje to Konfederacja Niezależnych Systemów, znana także jako Separatyści, której armia złożona była w 100 procentach z droidów i mechanicznego uzbrojenia i Wielka Armia Republiki, której sercem są klony łowcy nagród Jango Fetta. Nikt w Galaktyce nawet nie przewidywał jak ta wojna może się skończyć. Ale wszyscy atakowali, w nadzei na zniszczenie potężnego przeciwnika. Wyludniona planeta Teria była jednym z ich pól bitew. Bywały większe bitwy. Lecz żadna nie przyniosła większej nadziei buntowniczym mieszkańcom zajętego przez Separatystów sektora, niż ta, potwornie krwawa bitwa.

Rozdział I: Ostatni Rozkaz
- Tutaj Komandor Psi. Rozkaz ataku dla AT-TE. Bez Odbioru. - Kapral Finess schował komunikator do kieszeni. "Tą bitwę musi rozstrzygnąć nic innego, niż atak ciężkiej artylerii" - myślał. Był zatwardziałym zwolennikiem użycia potężnych maszyn aby zniszczyć Konfederację raz na zawsze. Jego awans na dowódcę jednej z najstraszliwszych naziemnych maszyn tej wojny pozwolił mu utwierdzić się w przekonaniu. Był weteranem Geonosis, Jabiim (Gdzie poniekąd większość pojazdów została zniszczona, ale on dalej uważał, że to wina słabej ich konstrukcji) i paru innych bitew na najgorętszych od miotaczy płomieni, bomb i laserów ziemiach i skałach systemów walczących w Wojnach Klonów. Skinął głową na dwóch niskich rangą strzelców głównego działa AT-TE.
- Rozkaz ataku. Wykonać! - Rzucił do nich i usiadł głębiej w swojej kabinie. Popatrzył przez wizjer pojazdu. Okazało się, że Separatyści wystawili wiele potężniejsze od nich siły. Z tyłu, wolnym krokiem szły olbrzymie Droidy-Pająki, za nimi cała kolumna tzw "ślimaków", a na czele gdzieś około 100,000 droidów bitewnych i ich ulepszonych "krewniaków". AT-TE zatrząsł się cały w chwili wystrzelenia pocisku. Po chwili, usłyszawszy spory wybuch wyjrzał przez wizjer. Cała dywizja droidów została wycięta w pień, resztki części gasły w chłodnym powietrzu Terii. Podniebne sklepienie przecinały szwadrony myśliwców walczących o dominację w teriańskiej przestrzeni kosmicznej. Dało się dojrzeć flagowe statki Republiki i Separatystów. Droidy równym krokiem zbliżały się do AT-TEów, pomimo ciągłych salw w ich stronę. Droidy pająki kroczyły również, lecz "ślimaki" stały w miejscu. Finess łatwo domyślił się, że Separatyści zostawili je, aby wybiły w końcowej fazie bitwy resztki żołnierzy Republiki i zniszczyły sprzęt. AT-TE sierżanta Barksa zdezintegrował się w olbrzymich falach laserów zsynchronizowanej rzeszy droidów. Podobnie stało się z maszyną kaprala Intiera. Pozostałe dwa AT-TE były niemal nienaruszone, klony czuły jednak, że ich koniec jest bliski, jeśli posiłki nie dotrą. Finess wyciągnął komunikator. Spróbował połączyć się z pojazdem Komandora Psi, lecz nadaremnie. Sprawdził stan komunikatora Psi. Nie wykrył sygnału. Oznaczało to, że Psi i jego świta zostali zamienieni w kupę zjonizowanego gazu i spalonych szczątek. Byli zdani tylko na siebie. A i tak mogli niewiele zrobić. Droidy wdrarły się już pod pokład, Finess myślał, że to ostatnie sekundy jego życia. Wtem pojazd stracił kontrolę i zamarł. Nic nie wybuchło, Finess nadal żył. Niestety systemy pokładowe nie działy. Byli unieruchomieni. Ale dlaczego? Dlaczego droidy zwyczajnie ich nie zabiły? Przecież nigdy nie brali jeńców... Palnik magnetyczny wycinał dziurę w pokładzie. "Droidy najprawdopodobniej próbują dostać sie na pokład" - pomyślał kapral Finess. Nie miał zamiaru stawiać oporu, tak samo jak jego podwładni.
- Rzućcie broń - zakomenderował droid, najwyraźniej jeden z ważniejszych wśród pozostałych. - Nie stawiajcie oporu, a nic się wam nie stanie - dorzucił metalicznym głosem. Finess i jego ludzie rzucili swoimi blasterami i termodetonatorami w jedno miejsce. Droidy chwyciły każdego z osobna i zaczęły wyprowadzać z AT-TE. Finessa uderzyło w twarz zimne, teriańskie powietrze. Dawno nie wychodził z kabiny ciasnego pojazdu. Do AT-TEów podjechały pojazdy transportowe, używane przez cywilów. Droidy wepchały Finessa i inne klony do nich. Pojazdy ruszyły. Finess z powodu iż nie miał nic do roboty, zasnął. Zbudziły go huki i wystrzały. Wszystkie klony usiłowały dowiedzieć się co się dzieje. Do rozerwanego czymś twardym wejścia pojazdu wbiegł jeden ze szkolonych zwiadowców-klonów. Po zaciekawionych spojrzeniach klonów odniósł wrażenie, że to oni go tam wysłali, aby zobaczył co się stało i powiedzieć im o sytuacji.
- Słuchajcie... - wyraźnie zmęczony opadł na podłogę pojazdu - Nasi odbijają konwój. Widać oprócz nas jest tu coś ważnego. Dałem znak ich żołnierzowi. Mam tu kilka blasterów... - wyciągnął rękę w stronę Finessa i paru innych klonów. Finess wziął blaster i sprawdził stan amunicji. Magazynek był pełny, toteż wybiegł razem z innymi pomóc swoim. Sytuacja przedstawiała się średnio dobrze. Atakujący byli zmuszeni do szukania schronienia, ale Finess i grupka klonów-więźniów miała element zaskoczenia. Finess przycelował w jednego z droidów i wystrzelił kilka razy, starając się aby strzały były celne - droid stracił głowę i upadł na ziemię. To samo drugi i trzeci. Skończyła mu się amunicja. Wyciągnął następny magazynek aby przeładować. Zerknął na towarzyszy. Szło im nad wyraz dobrze. Ani jednego człowieka straconego. Atakujący, pomimo strat, zaczynali odzyskiwać wiarę w siebie i szturmować pozycje droidów. Po pół godzinie, wszystkie droidy były zepsute, klony, odnosząc wiele strat wygrały tę potyczkę. Do Finessa podszedł klon o stopniu kapitana.
- Gratuluję, kapralu. Awansuję cię na sierżanta. Wykazałeś się niemałą odwagą i rozumem pomagając nam pokonać droidy. Czy pójdziecie z nami do naszej placówki? - spytał Finessa. Finess, wiedząc, że od teraz dowodzi całą grupą byłych więźniów zgodził się w ich imieniu. Ruszyli w zwartej grupie, śpiewając donośnym głosem:
Kandosii sa ka`rta, Vode An!
Coruscanta aden mhi, Vode An!
Bal kote, darasuum kote!
Jorso`ran, kando a tome!
Sa kyram nau tracin`kad, Vode An!


Finess, nowomianowany sierżant, z racji tego, iż był w nowopowstałym oddziale najwyższym stopniem żołnierzem (oprócz Kapitana Torra) i głównodowodzący darzył go zaufaniem, został jego prawą ręką. Przez najbliższe dwa dni rozporządzał budową stanowisk obronnych i rozstawianiem wsparcia, co zabierało cały jego czas. Torr grupował żołnierzy, szkolił ich tyle, ile sam umiał (a był bardzo dobrym wojownikiem!) a także zajmował się bronią. Po tych dwóch dniach, dziura złożona z paru namiotów i małego budynku (najprawdopodobniej przed wysiedleniem mieszkańców była tu farma) zamieniła się w niczym nie ustępujący stanowisku dowodzenia Komandora Psi ufortyfikowany przyczółek. Na dodatek zdawało się, że Separatyści zniechęceni porażką zaprzestali patroli (myśleli, iż takie małe oddziały klonów wkrótce albo same umrą z powodu braku żywności, albo zostaną zjedzone przez miejscowe zwierzęta). Te okoliczności bardzo pomagały oddziałowi klonów. Finess odkrył sposób zdobywania pożywienia, dobre mięso mialy mające norę w pobliżu, nieagresywne lecz duże Vhaadroaki. Tum, klon szkolony w zakresie informatyki wydobył z rozwalonego droida mapę placówek Separatystów na całej planecie. Najbliżej znajdująca się, była kilkanaście jednostek długości od ich przyczółku. Wysłany na przeszpiegi zwiadowca, powrócił z planami bazy. Sytuacja nie przedstawiała się różowo. Baza była bardzo mocno ufortyfikowana, jedynie podstępem można by się do niej wkraść. Po długim namyśle Torr wykombinował w jaki sposób dostać się do środka i zniszczyć rdzeń. Wymagałoby to umiejętności strzelania i posługiwania się ciężkimi materiałami wybuchowymi, jaką miał Finess, i znania się na komputerach, w czym górował Tum. Obydwaj podeszli do zbrojowni. Finess wziął wyciszony blasterowy karabin snajperski i kilka superdetpacków, Tum wziął jedynie próbniki zabezpieczeń, chipy i niewielki blaster, wyposażony w tłumik. Ubrali zbroje i wyszli z bazy. Przetransportować ich miał szybki pojazd repulsorowy, znaleziony na pobliskiej stacji naprawczej (opuszczonej, jak wszystko na tej planecie). Podróż upłynęła bez żadnych kłopotów, wysiedli spory kawałek od bazy. Przemaszerowali pod mury bazy. Nastała noc, a więc plan Torra mógł wejść w życie. Finess zniszczył droida patrolującego pobliskie obszary bazy. Dostali się do konsoli wejściowej. Tum podczepił próbnik zabezpieczeń i zaczął majstrować przy urządzeniu. Finess nerwowo rozglądał się po okolicy. Było spokonie. "Za spokojnie", pomyślał Finess. Przez ułamek sekundy słychać było cichutki pisk komputera. Sierżant Finess spojrzał na Tuma. Jego spojrzenie mówiło, że ta część misji się powiodła. Malutka brama dla dowódców Separatystów otwarła się. Finess zajrzał do środka. O dziwo nikogo nie było. Razem z Tumem szybko podbiegli do budki strażniczej. W środku jeden z droidów akurat wymieniał ogniwo. Dwa strzały z karabinu blasterowego wystarczyły aby go rozwalić w pył. Powolnym krokiem kontynuowali podróż do głównego rdzenia zasilającego bazę. Rdzeń był odsłonięty, Finessa od rdzenia dzielił tylko durastalowa siatka. Szybko przeskoczył ją i upadając na ziemię usłyszał serię strzałów i jęk człowieka. Spojrzał za siebie. Tum upadł i wił się w konwulsjach. Stracił rękę i część torsu. Krew lała się z niego strumieniami. Finessa, chociaż widział już gorsze rzeczy zemdliło, i w momencie gdy przeniósł wzrok z Tuma na bazę droidów ujrzał dziesięć super battle droidów i stojącą za nimi mroczną postać. Nie widział kim ona jest, widział jedynie, że ma na sobie czarny płaszcz i emanuje mrokiem. Uświadomił sobie, że ma przed sobą jednego z przywódców Separatystów - Hrabiego Dooku. Dooku machnął ręką na droidy, a te przestały celować w stronę Finessa. Wyskoczył i doleciał aż do swojej nowej ofiary. Finess zaczął się bać. Lecz to nie był zwykły strach. To była niemal panika i chcęć ucieczki jak najdalej od miejsca w którym stoi Lord Sithów. Dooku wydawał się wręcz emanować spokojem i cierpliwością. To dla niego był tylko kolejny, bezużyteczny i słaby klon, którym możnaby się pobawić i zabić.
- Dołącz do mnie! Separatyści potrzebują silnych wojowników - powiedział patrząc na Finessa.
- Nie... ja... nie mogę - odpowiedzał bełkotliwym od strachu głosem klon.
- Mój pan woli posiadać, niż niszczyć, dajemy ci szansę dołączenia do zwycięzców!
- Nie zmusisz mnie, Dooku - odpowiedział pewnym głosem Finess - nigdy nie stanę po stronie zdrajców! - krzyknął i odskoczył od Sitha celując w niego karabinem.
- Skoro chcesz... Droidy, wiecie co robić - rzucił w stronę Super Battle Droidów Dooku, i wyskoczył na dach budynku, wsiadając do swojego statku kosmicznego. Wystartował, a droidy zaczęły strzelać w stronę Finessa. Jeden z promieni leciał wprost na niego, gdy między klona a śmiercionośny laser wparował Jedi z mieczem świetlnym.
- Ja zajmę się droidami, ty podłóż ładunki i uciekamy stąd! - Krzyknął do klona i rzucił się na droidy. Finess podłożył szybko ładunki w miejscu, gdzie powinien znajdować się generator i wybiegł w stronę wyjścia z bazy. Jedi, który już zaczynal coraz gorzej sobie radzić z potężnymi droidami bojowymi chętnie pobiegł za nim, cały czas odbijając promienie laserów. Wydostali się z bazy, niestety bez ciała Tuma, którego z powodu atakujących droidow nie mogli wziąć, podbiegli do pojazdu i ruszyli w stronę bazy. Finess pomimo, iż kierował pojazdem spojrzał z ciekawością na Jedi.
- Jak masz na imię? - spytał go.
- Tar`wutta. Pochodzę z Ryloth, jestem Twi`lekanem - wyjaśnił zaciekawionemu klonu.
- Ja jestem sierżant Finess, dowodziłem AT-TEem. Skąd się tu wziąłeś?
- Byłem w osobistej straży Komandora Psi. Nie było mnie w bazie, gdy oni zostali zdezintegrowani przez ogień dział Separatystów. Błąkałem się kilka dni po planecie, i znalazłem was.
- Miło mi powitać nowego członka naszego oddziału. Czy nie myślisz, że odległość jest wystarczająca aby odpalić ładunki?
- Nawet jeśli, to spróbuję osłabić falę wybuchu. Użyj detonatora - powiedział do Finessa, a ten wcisnął guzik na pilocie. Potworny wybuch wstrząsnął planetą. Spojrzał za siebie. Kawałek drogi za nimi ziemia była czarna i do cna spopielona. Finess pogratulował sobie dobrej roboty. Dzisiaj to było ich wielkie zwycięstwo. Wracał do bazy jako triumfator. Ciekawiło go tylko, co też uczyni hrabia Dooku, usłyszawszy o zniszczeniu jednej z ich głównych baz. Nagle jego komunikator zabrzęczał. Finess wyciągnął go i zobaczył transmisję Separatystów, z której wynikało, że Hrabia Dooku leci na Coruscant. W bazie nic się nie zmieniło od czasu poprzedniej wizyty, wszyscy byli bardzo uradowani z powodu zniszczenia bazy Separatystów. Torr złapał sygnał innej komórki żołnierzy republiki na planecie, z którymi uradowani połączyli się. Sierżant Finess długo rozmawiał z klonem, porucznikiem Viperem, dowódcą drugiej komórki. Tamten obiecał mu, że opowie mu całą historię wtedy, gdy ostatnia baza separatystów zostanie osłabiona na tyle, by tamci mogli się przegrupować z oddziałem Torra. Finess przebudował posterunek na bardzo mocno ufortyfikowaną (jak na ich możliwości) bazę. Straże patrolowały okoliczne tereny codziennie. Czasami Tar`wutta i Finess wychodzili razem na patrol. Ósmego dnia po tamtych wydarzeniach na swoim patrolu zauważyli potężną armię droidów zmierzających do ich bazy. Nie mieli nawet możliwości zaatakowania, pomimo ich umiejętności bojowych lasery upiekłyby ich w ułamku sekundy. Powrócili najszybciej jak się dało do bazy i poinformowali Torra o sytuacji. Został wydany nakaz mobilizacji. Wszyscy żołnierze wdziewali pancerze, odbierali swą broń, ustawiali się za barykadami, zaminowywali teren i ustawiali przenośne działka. Czas bitwy nadszedł. Droidy równym krokiem ruszały w stronę bazy. Miny zadziałały, droidy poniosły straty zanim znalazły się w zasięgu strzału. A tam już czekały na nie klony i rycerz Jedi. Tar`wutta rzucił się na droidy, pchając je Mocą i rozpraszając ich grupy. Finess i grupka żołnierzy zaatakowali droidy z flanki. Torr dowodził i podnosił morale żołnierzy broniących bazy. Finess wziął karabin snajperski toteż położył się na ziemi zaraz gdy zauważył droidy i prowadził ostrzał. Pod względem celności był nie gorszy niż najlepsi snajperzy Republiki. Droidy ponosiły coraz większe straty, lecz nie miały zaprogramowanej ucieczki. Wciąż parły niekończącymi się hordami na pozycje obronne klonów. Coraz więcej żołnierzy ginęło od laserów Separatystów. Pierwsza linia obrony została przełamana. Finess i jego drużyna zostali zmuszeni do przejścia na termodetonator i rzucania nimi w największe grupy droidów. Żołnierze drugiej linii obrony wiedzieli, że to już ich koniec. Zaczęli się wycofywać. Druga linia obrony została przełamana. Droidy zbliżały się do ostatniej już linii obrony. Klony już miały przygotowany plan ucieczki i wysadzenia kluczowych elementów bazy. Już mieli się wycofywać, gdy wszystkie droidy nagle zamarły i przewróciły się na ziemię. Dowódcy przybiegli aż do środka bazy, uradowani ale też bardzo zdziwieni. Sierżant Finess i Tar`wutta spotkali się w połowie drogi. Koło wejścia do bazy dołączył do nich Torr. Spojrzeli po sobie. Wiedzieli, iż Wojny Klonów już się zakończyły. Komunikator Torra nagle zapikał. Usłyszeli głos Kanclerza Palpatine`a, mówiący: "Czas nadszedł. Wykonać rozkaz 66". Torr i Finess spojrzeli jeszcze raz po sobie. Torr rzucił komunikator o ziemię, a Finess strzelił w niego z blastera. Nie mieli zamiaru zabijać swojego przyjaciela. Nie byli już żołnierzami republiki. Byli weteranami, nie byli już nikomu potrzebni, gdyż nie było wojny. Z oddziałem Vipera nie połączyli się. Komunikatory Vipera i jego ludzi milczały. Torr i Finess spodziewali się najgorszego. Przy najbliższej okazji transportu związanej z przylotem zwiadowców systemu Neoterii, wybudowanego przez wysiedleńców odlecieli z planety.

LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..