-1-
GOSPODA ZWANA KRAŃCEM ŚWIATA
- Czy to tutaj? - rzekł młody drow, patrząc na góry, które majaczyły w oddali.
- Nie. - odrzekł jego towarzysz, krasnolud. Pomacał on końcówkę swojego topora i pogładził brodę - To dopiero początek gór chaosu.
- Tak? A szkoda... - jęknął drow, patrząc w dół. Od ponad tygodnia przebył dobre paręset kilometrów i już odczuwał ogromne zmęczenie.
Po paru minutach wędrówki w końcu znaleźli jakąś gospodę, w końcu była to granica Cesarstwa, które panowało tu niezmiennie od kilkuset lat.
- Chłopcze. - zaczął ostrzegać go krasnolud - Trzymaj się blisko mnie, od dawna nie widziano ty drowów, a wiesz jak ludzie potrafią być zabobonni. Drowy są kojarzone z mrokiem, czarną magią, toteż trzeba tu uważać. To nie Cesarstwo, tu nie ma straży, która by cię wyratowała z tarapatów.
- Rozumiem. - mruknął chłopak i ścisnął mocniej swój miecz przy pasie. Jego okulary przeciwsłoneczne delikatnie błysnęły w blasku zachodzącego dnia.
Oboje wkroczyli do gospody, było jak to w gospodzie, gwarno, śmierdziało papierosami i piwem. W oddali było słychać śpiewy pijanych mężczyzn, którzy prawdopodobnie byli ze straży nocnej. Ciche szemrania nieco denerwowały drowa, ponieważ były na jego temat.
Tak jak powiedział jego przyjaciel, drowy nie były tu zbyt mile widziane. Były, według tutejszych wierzeń, kojarzone ze złem i czarną magią.
- Poproszę piwo... Tylko krasnoludzkie, a nie jakieś elfie pomyje! - warknął głośno krasnolud - Wybacz, nie chciałem cię urazić. - rzekł do chłopaka.
- Nic nie szkodzi. I tak w zasadzie nie pijam piwa. - chłopak rozejrzał się dookoła. Niektórzy ludzie, którzy nie byli do końca pijani, przyglądali mu się podejrzliwie. Przysłuchując się rozmowom, zrozumiał, że ostatni drow był widziany niecałe sto lat temu. To więcej, niż on liczył wiosen. Ściągnął okulary z nosa i przetarł je kawałkiem swojego ubrania.
- Ej ty! Niski ciemny! - warknął jakiś człowiek. Drow od razu spojrzał na tego człowieka z uśmiechem.
- Do mnie pan mówi? - zapytał słodkim głosem.
- Tak! - krzyknął do niego i się zatoczył zdrowo - Ty jesteś ten demon, co zabił moją matioszkę. - syczał nieznajomy. Drowa to nieco zdenerwowało, ponieważ został nazwany demonem. A każdy drow tego nienawidził.
- Mamusię ci zabił mroczny elfik, nie? - zachichotał cicho drow i sięgnął w kieszeń kurtki - Wiesz co? Wynagrodzę ci to jakoś... Postawie ci kolejkę i się ode mnie odwalisz. Jasne?
- Ta... Nie! Nie jasne! Ja chcę zabić drowa! Chce martwego drowa nad moimi drzwiami! - krzyczał na cały głos mężczyzna. Sam chłopak nie mógł już tego znieść. Już powoli sięgał po miecz, gdy między nimi stanął jego krasnoludzki przyjaciel.
- Hola hola, człeczyno. Nie porywaj się na mojego kumpla, bo jest moim gościem tutaj. - mówił powoli krasnolud.
- Co mnie to ? - seplenił zdrowo pijak - Drow zabił moja mateczkę, moją kochaną mateczkę... Och tak. Mamusia gdzieś tam u góry jest.
- Nie obchodzi mnie twoja stara. - burknął krasnolud - Nie chcę tu kłopotów, chyba, że ich tak bardzo potrzebujesz dzisiaj. Radzę ci, byś wrócił do swojego kufelka, zanim się rozsierdzę i ci co nieco utnę. - rzekł krasnolud pieszcząc wręcz głownię swojego topora.
- Spokój. - mężczyzna ubrany w ciemny płaszcz powiedział spokojnym tonem w rogu gospody. Cała trójka skierowała wzrok na owego obcego. Jego twarz była zakryta kapturem, a jego oczy migotały w świetle świecy.
- Kimże jesteś, że uspokajasz krasnoluda, mości człeku? - zapytał grzecznie krasnolud. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Bom jest strażnik tych ziem, wędrownik, jak mnie nazywają.
- Więc mości strażniku. - kontynuował krasnolud - Wybacz mi moją gburowatość wobec tego pijaczyny, ale pijani ludzie są zaprawdę nie do zniesienia.
- Wiem. I dlatego proszę o spokój. - pociągnął ów nieznajomy i pociągnął z kielicha. Wstał, był nieco wyższy od innych ludzi w gospodzie, toteż wyróżniał się. Zdjął on kaptur z głowy i ukazała im się twarz naznaczona piętnem czasu, jednakże nie był nieznajomy starszy niż czterdzieści wiosen.
- Szacunek, człeku. Z twoich oczu płonie prawość oraz wiedza, ale i doświadczenie. Byłbym rad widzieć ciebie w boju, lecz nie mnie dane cię wyzwać w pojedynku. - mówił powoli krasnolud, szczęśliwy, że nie wszczął burdy.
- Bardzo to miłe słowa krasnoludzie. - powiedział z lekkim ukłonem nieznajomy - Tobie też doświadczenie przypisało, widząc po brodzie i twej twarzy. Jestem Geldri, wędrownik, który strzeże prawości na granicach Cesarstwa, jednakże my nie lubimy się z cesarstwem.
- Jakże to? Czyżby was wygnano stamtąd? - zapytał drow.
- Otóż nie, po prostu nie lubimy krzyżować naszych dróg z cesarskimi patrolami. - mruknął z nieco lekceważącym tonem Geldri, podkreślając ironicznie słowo `cesarskimi`.
- Jesteście drowem, tak? - po krótkiej chwili powiedział wędrownik - Nie widuje się tutaj obecnie drowów. Ja rzadko ich widywałem na północnych, śnieżnych granicach.
- Miło mi panie, że nie jesteś taki, jak ten pijaczyna.
- Ach, pijak... - mruknął Geldri bardziej do siebie, niż do drowa - Nie przejmuj się nim. To okropny rasista, nie za bardzo lubi inne rasy, zatem wyzywa członków krwi innej niż ludzka. Kiedyś o mało co nie rozpłatał go we wściekłości ork. Naprawdę, kiedyś ten człowiek napyta sobie biedy przez to. Nie poznałem jeszcze waszych imion , kimże jesteście?
- Otóż ja... - wtrącił krasnolud - Jestem Ghar, krasnolud ze szlachetnego rodu Khavar, znasz zapewne ten klan, zajmuje się on górnictwem i nawiązuje kontakty z gildiami górniczymi w cesarstwie.
- Tak. Znam. A ty mały przyjacielu?
- Jestem Rado, Rados Ikgan, elf mroczny, lub jak nas nazywacie, i szczerze preferuje to określenie, drow.
- Zatem. Radosie i ty Gharze, zapraszam was na kufel dobrego piwa...
- Ale ja nie pije... - zaprotestował Rados.
- Milcz. - skarcił go krasnolud - Bierz, jak dają.
-2-
SPOTKANIE W LESIE
Geldri był nieco przed nowopoznanymi przyjaciółmi. Znał doskonale drogę, toteż wiedział gdzie i jak iść, a nie była to prosta droga.
Stanęło na tym, że Geldri miał przeprowadzić drowa i krasnoluda poprzez mroczną przełęcz, na krańcu granicy Imperium. Nie byłoby to niczym trudnym, gdyby nie to, że ta przełęcz leżała w samym środku terytorium Lisich Duchów. Były to duchy lisów, jako, że Imperium leżało na granicy z nieznanymi dlań krainami, które były znane tylko z legend lub baśni.
- Po co udajecie się tutaj, na dzikie krainy znane tylko nielicznym, na wschód?
- Bo... – zaczął cicho drow - ...Szukam wrażeń. A nudzi mnie wałęsanie się po Imperium, tylko cesarscy, elfy, orkowie...
- Rozumiem – uśmiechnął się strażnik – Nigdy nie byliście na wschodzie, co nie?
- Nigdy – zaśmiał się krasnolud – Nie interesuje mnie zwiedzanie nowych miejsc, ale lubię od czasu do czasu czemuś przywalić – zaśmiał się ponownie krasnolud i pomacał swój topór.
Szli tak jeszcze parę chwil, kiedy znienacka zaatakowała ich dziwna istota, nieznana ni krasnoludowi ni elfowi.
- Nieczyści... – sykneła istota. Przypominała ona nieco człekokształtnego, chodzącego na dwóch łapach rudego lisa – Czego tu szukacie?! – odwarknęła głośniej, w jej oczach tlił się dziwny ogień.
To był lisi demon, ten z baśni, lecz był jak najbardziej prawdziwy. Elf popatrzył z niepokojem na krasnoluda, który już miał wyciągać topór, lecz Geldri go powstrzymał.
- Lisi duchu, nie szukamy zwady, chcemy tylko przejść przez twój las. Nie chcemy nikomu zrobić krzywdy – zaczął Geldri, ale lisi duch mu przerwał. Nie interesowały go słowa zwykłego człowieka, lecz bardziej irytowała go istota mniejsza od niego, grubsza, oj Ghan by się zdrowo zdenerwował za to określenie, z toporem, które kojarzyły się tylko z jednym: ścinaniem drzew.
- Kimże jest ten mały człowiek z siekierą? – zapytał bardzo chłodno lisi demon.
- Jeszcze raz nazwij mnie małym a ci... – Ghan nie dokończył, bo ponownie powstrzymał go Geldri.
- Uspokój się, mości krasnoludzie... Natomiast ty duchu, nie martw się. Nie mamy zamiaru ścinać lasu. Wykorzystamy tylko to, co uschło i spadło na ziemię.
Lisi demon przez chwilę myślał, po czym popatrzył na obcą mu trójkę.
- Niech wam będzie – przemówił w końcu demon – Ale ja i moi pobratymcy mamy was na oku! – powiedział lis i uciekł w ciemniejszą stronę lasu. Drow i człowiek odetchnęli.
- Co to u licha było? – zapytał w końcu zniecierpliwiony krasnolud – Nigdy czegoś takiego nie widziałem – mruknął, niby do siebie, zdejmując rękę z topora.
- To Kitsu, zwane inaczej lisimi demonami, lisimi duchami, psotnikami, i tak dalej. To obrońcy lasu, podobnie jak kiedyś leśne elfy na północy.
- Niezbyt przyjazne. – zauważył słusznie Rados – Ale cóż, też bym się chyba wkurzył, kiedy by ktoś wszedł do mojego domu bez pozwolenia.
- Jesteś bystry Rados, ale dość już o tym. Czas nagli. Mamy jeszcze dużo drogi do przejścia. – dodał Geldri, gdy już ułożył sobie wszystkie myśli w głowie.
- Jeszcze jeden taki lisek mi stanie na drodze, a słowo daję, będę mieć szalik z lisa. I to do tego magiczny! – warknął krasnolud i wrócił do marszu z przyjaciółmi.
Mniej więcej do połowy drogi było spokojnie. Dopóki nie zaczęło się robić ciemno, wtedy w lesie stało się bardzo ciemno, ponuro, ale też nie tak ciemno, jak się tego obawiali. Cały las był zaczarowany. Nie, żeby nie widzieli wcześniej zaczarowanego lasu, ale ten las był inny. Różnił się mocno od tych, jak zauważył Rados, w jego ojczyźnie, pomimo tego, że kiedyś już widział zaczarowane lasy, które należały do leśnych elfów, to jednak ten emanował inna magią, zupełnie różna od tej którą widywał dotychczas.
Krasnolud nie podzielał entuzjazmu i ciekawości drowa, natomiast rozglądał się co chwilę, trzymając ręce na trzonku swojego topora. Wydawało mu się, że las go cały czas ogląda.
- Geldri... – mruknął krasnolud.
- Tak? – odpowiedział nie zmieniając tempa marszu strażnik.
- Las nas podgląda. Czuje to. – mruknął ponownie Ghan.
- Daj spokój! – zaśmiał się podekscytowany Rados – Przecież jesteśmy bezpieczni!
- Mów za siebie! – odburknął niezbyt pocieszony krasnolud i podrapał swoją szarą brodę – Ja wolę jaskinie, głębokie tunele i kosztowności w jądrze gór wszelakich, aniżeli jakiś nieznany, magiczny las, który co chwila może wypłatać jakiś figiel, no i jeszcze te lisie duszki... Nie wierze im!
- Ghan. Jedno słowo. Cicho. – mruknął nagle Geldri. Przystanął, po czym zaczął się wsłuchiwać. Krasnolud i elf spojrzeli po sobie i także stanęli.
Ktoś ich śledził.
---
Seria Mroczny Elf
Moje aktualne opowiadanie nad którym pracuje.
Gwoli ścisłości, wole fantasy ze zwierzętami anthro, wiecie, lisy, koty, zamiast elfów i takich tam... Mam swój własny świat, ale opowiadań ZERO.