- Otworzyć ogień! – krzyknął kapitan małego oddziału Klonów. Szybko rozkaz rozniósł się w całej drużynie, dwóch snajperów wskoczyło na korzenie i zaczęło likwidować bardziej oddalone droidy CIS. Ich bracia, którzy leżeli nieco niżej, zwykli szturmowcy, ostrzeliwali bliższe cele, zmieniając w plazmę kolejne droidy wyskakujące z głębi lasu. Walka trwała niecałą minutę, liczba napływających droidów CIS spadała szybko, po chwili wszystko się uspokoiło. Zapanowała cisza.
Było już ich tylko dwunastu. Dwunastu z oddziału liczącego około stu klonów. Oddział stracił nawet rycerza Jedi, który był niejako dowódcą całej operacji, jednak został zastrzelony przez droida-zabójcę, wyposażonego w CISowski karabin snajperski. Ogromne straty w oddziale jednak nie złamały bardzo wysokiego morale żołnierzy, pomimo tego, że większość braci leżało martwych, część nawet w kawałkach po granatach i ciężkim sprzęcie CIS.
- Kapitanie – powiedział jeden ze szturmowców – Nie mamy już żadnego inżyniera, a nasz transportowiec jest poważnie uszkodzony.
- Co z wieżyczkami? – zapytał kapitan przyglądając się wokół za pomocą lornetki, korzystając z chwili spokoju. Nie widział niczego, prócz wszechobecnej mgły.
- Jeszcze działają, ale kończy nam się powoli amunicja. Mamy jeszcze karabiny zapasowe, które można zamontować w miejsce moździerzy w wieżyczkach, ale to już nie ta sama siła ognia. Poza tym – dodał Klon – Nie wiemy ile jeszcze zostało sił CIS.
- Zaiste – mruknął kapitan i schował lornetkę – Nigdy nie lubiłem walczyć w lasach, ale cóż, rozkaz to rozkaz. Zostało nas jeszcze dwunastu, a to duża liczba, skoro na jednego Klona mogą przypaść trzy czy nawet cztery droidy – kapitan zerknął do tyłu. Siódemkę oddziału stanowili zwykli szturmowcy, zostało jeszcze dwóch snajperów, jeden Klon z pancerzownicą, medyk oraz on sam, kapitan.
- Jakie są rozkazy kapitanie? – zapytał inny Klon. Był to medyk, któremu już się kończyła powoli bacta.
- Potrzebuje mapy... Kto ma hologram? – zapytał kapitan, na jego pytanie zszedł z drzewa jeden ze snajperów.
- Ja mam.
- Dobrze – mruknął kapitan i wziął hologram. Minęło parę sekund, ponieważ była mgła i sensory były przez nią ogłupione. Po chwili pojawił się holograficzny obraz terenu wokół nich oraz ukazane były źródła energii, jak się wydawało, były to droidy.
- Jak na moje oko, to jesteśmy w środku gówna – skomentował to Klon z pancerzownicą. Gdyby nie sytuacja, kapitan by go zdrowo schrzanił, lecz było inaczej. Byli ostatni z całego oddziału WAR, wyrzuconego przez krążownik na ten region planety. Gdyby ktoś nie zawiódł z sekcji wywiadowczej, oddział byłby przygotowany na ewentualny atak CIS. A tak zostało ich tylko dwunastu.
- Pancernik... Ech... A nieważne – mruknął kapitan – Dosadnie skomentowane, ale niestety to cholerna prawda – zaśmiał się nieco i popatrzył po resztce swojego oddziału.
- Kapitanie – pokazał snajper na hologram – Tutaj, jeśli dobrze widzę, nie ma żadnych oznak droidów... – popatrzył niepewnie na resztę oddziału, ale widząc, że większość chcąc, nie chcąc, zainteresowała się tym co mówi, kontynuował - ...Proponuję byśmy przeszli tamtędy.
- A co z droidami? – zakpił inny szturmowiec.
- O ile się nie mylę – wtrącił inny Klon – Że niedługo zmieni się pogoda. Będzie niedługo burza – dodał wyjaśniająco.
- Burza? Cóż, co nam to daje? – zapytał kapitan, opierając się o konar drzewa.
- W czasie burzy elektronika siada. To daje nam pewną przewagę, ponieważ jesteśmy żywymi istotami, droidy to po części bezmyślne maszyny, które są elektroniczne.
- Ale to też ogłupia naszą elektronikę i skanery, czyż nie? – zapytał drugi snajper z drzewa.
- Tak, ale maszyny opierają się na skanerach, my na zmysłach. To daje nam przewagę nad armią CIS – wyjaśnił szybko pomysłodawca planu.
- Cóż – przyznał kapitan – Nie mamy lepszego wyjścia, więc najlepiej by było, gdybyśmy zrobili tak, jak nam radzi nasz sokolooki brat. Kto jest za? – popatrzył na oddział.
Jak się okazało wszyscy musieli przytaknąć. Klony czy nie, byli żywymi, myślącymi istotami, a nie ubezwłasnowolnionymi droidami Separatystów.
- Więc jak widzę, nikt nie zgłasza sprzeciwu...? – kapitan spojrzał wymownie na krytycznego szturmowca, lecz ten odwrócił się, udając, że czyści karabin – No więc... Ruszajmy! Zostawmy to żelastwo, i tak nam się zbytnio nie przyda. Kto może nieść dodatkowe karabiny?
- Ja – zaproponował medyk – I tak mi się kończy bacta.
- I bardzo dobrze, ja wezmę przyrządy inżyniera, nawet, jeśli nie jestem zbytnio obeznany w tym, udało mi się opanować podstawy rozstawiania automatycznych działek. Snajperzy! – zwrócił się do żyjącej dwójki – Zabierzcie amunicję do waszych pukawek. I tak macie lepszy sprzęt od nas. Możecie razić wroga na dystans.
- Ta, tylko, że nasza broń szybko się przegrzewa.
- W takim razie, zabierzcie poległym szturmowcom karabiny i wywalcie pistolety blasterowe – zaproponował kapitan, co też dwójka strzelców przyjęło z radością – I tak pistolety nam się za bardzo nie przydadzą, kto w ogóle wpadł na pomysł zaopatrzenia nas w takie coś?
- No cóż, z technicznego punktu widzenia i biorąc pod uwagę jego... – zaczął nadawać bardziej wygadany ze szturmowców, ale kapitan mu przerwał.
- To było pytanie retoryczne szeregowy... – jęknął nieco zniecierpliwiony kapitan.
- No cóż – wtrącił się inny – Przynajmniej nie musimy się obawiać o to, że zmokniemy... Co prawda nasze zbroje są nieco nie wygodne... – część oddziału odpowiedziała śmiechem - ...Ale jest wodoodporna.
- No dobra! – warknął kapitan głośno – Dosyć tych żartów! Brać się do roboty! Nie mamy zbyt dużo czasu!